Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 10:39
Reklama dogadać się w małżeństwie

26.06.1943. Wyrok na zdrajcę i tragiczny odwrót

26 czerwca 1943 roku żołnierze grupy likwidacyjnej Armii Krajowej wykonali w Sanoku wyrok śmierci na Franciszku Goryni, oficerze rezerwy Wojska Polskiego, byłym członku konspiracji, a przede wszystkim niezwykle groźnym zdrajcy i hitlerowskim szpiclu. Niestety odwrót zakończył się tragicznie. Starcie z Niemcami przeżył tylko jeden z pięciu egzekutorów.
26.06.1943. Wyrok na zdrajcę i tragiczny odwrót
Tablica upamiętniająca uczestnika zamachu na Gorynię Władysława Michalskiego zamordowanego w_Warzycach. Fot. Podkarpacka Historia.

Początkiem 1942 roku podkarpackie struktury Związku Walki Zbrojnej, późniejszej Armii Krajowej, dotknięte zostały masowymi aresztowaniami. Gestapo z zadziwiającą łatwością zdołało dotrzeć do kierownictwa konspiracji, w ręce hitlerowców wpadali funkcyjni członkowie organizacji, składy broni i materiałów organizacyjnych. Wewnętrzne dochodzenie prowadzone przez konspiracyjny kontrwywiad wykazało, że skuteczne uderzenie w podziemie to efekt pracy świetnie zorganizowanej siatki co najmniej kilkunastu, dobrze ulokowanych agentów. Jednym z ich okazał się Franciszek Gorynia.

Gorynia -  przedwojenny oficer rezerwy (porucznik) Wojska Polskiego, nauczyciel, kierownik szkoły powszechnej w Długiem, był jednym z organizatorów konspiracji na terenie Zarszyna, gdzie podziemny ruch niepodległościowy tworzony przez byłych wojskowych, którzy uniknęli niewoli, powstał już niemal w momencie wrześniowej klęski. Był m.in. pierwszym dowódca placówki nr. II Zarszyn wchodzącej w skład sanockiego Obwodu ZWZ „San”

Według historyka IPN Piotra Szopy, autora wydanej kilka lat temu książki „W imieniu Rzeczypospolitej… Wymiar sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego na terenie Podokręgu AK Rzeszów” Gorynia, aresztowany przez Niemców, zgodził się na współpracę z Gestapo i inwigilację środowisk niepodległościowych. Ofiarami jego zdrady mogły paść nawet setki osób związanych z konspiracją.

Według niektórych źródeł już w końcu 1940 roku został reichdeutchem. Był bardzo przebiegły, dzięki czemu przez długi czas mógł unikać podejrzeń o agenturalną działalność. W swych sprawozdaniach dla Gestapo unikał tematyki związanej z kierowaną przez siebie placówką, skupiał się głównie na sanockim sztabie ZWZ, który w wyniku uderzenia Gestapo poniósł ogromne straty.

Po ujawnieniu prawdziwej roli Gorynii, sprawą zajął się w 1943 roku, podziemny Wojskowy Sąd Specjalny krakowskiego Okręgu Armii Krajowej. Zebrany materiał dowodowy nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Na Gorynię wydano wyrok śmierci. Okazało się jednak, że jego wykonanie nie jest prostą sprawą.

Zdrajca, świadomy dekonspiracji i ujawnienia swej działalności, zachowywał daleko posuniętą ostrożność. Unikał ustronnych miejsc, przebywał w miejscach publicznych tylko w godzinach największego ruchu, nie rozstawał się z bronią. Bezwzględnie konieczna ze względu na szkodliwość agenta i znajomość terenu oraz ludzi jego likwidacja nastręczała wiele trudności. Nie bez znaczenia były również obawy o ewentualne represje Niemców za zabicie nie tylko zdrajcy, ale  formalnie już obywatela niemieckiego.

W skład grupy likwidacyjnej  której skład weszli: „Zenon Sobota („Korczak”, „Świda”), Franciszek Płonka „Kubacki”, Józef Kurowski „Klon”,  Jan Witkowski „Jurand” i Władysław Michalski „Orlik”. Ich celem stało się kilka osób skazanych przez podziemne sądy. Akcja rozpoczęła się wieczorem 25 czerwca 1943 roku. Najpierw konspiratorzy zdobycznym samochodem udali się do Osobnicy, gdzie mieli zastrzelić Jana Kwilosza, który miał być tzw. agentem celnym, tzn. aresztowany miał wyciągać od współtowarzyszy niedoli cenne dla gestapowców informacje. Skazanego nie zastano jednak w domu, grupa ruszyła więc do Jasła, gdzie mieszkał konfident Marian Waląg. Tu również nie udało się dokonać likwidacji. Zespół został więc skierowany tym razem do Krosna, gdzie celami mieli być niejaki Stanisław Urba i  Adolf Wilhelm Głowacki. Tu również zamiarów nie zrealizowano. 

Jedynym skutecznie zlikwidowanym w czasie tego wyjazdu (już następnego dnia rano) agentem był Gorynia. Likwidatorzy podjechali pod jego dom w Sanoku, wywabiając go na zewnątrz. Ten widząc parkujący samochód nie zachował dotychczasowej ostrożności, zapewne był przekonany, że przyjechali do niego Niemcy.

Niestety po udanej likwidacji Gorynii doszło do tragedii,  która wciąż owiana jest tajemnicą. Oficjalnie podawana w publikacjach jest wersja, że wracającym z egzekucji bojowcom w Przysietnicy zepsuł się samochód. W czasie naprawy awarii konspiratorzy mieli zostać zaskoczeni przez kilkudziesięcioosobowy oddział żandarmerii.

Na tablicy pamiątkowej umieszczonej na miejscu po latach znajduje się następujący opis zdarzenia autorstwa Jana Olejko:

- „Korczak” wystawił ubezpieczenie, „Orlik” patrolował drogę w kierunku Przysietnicy, sam zaś patrzył w kierunku Izdebek, „Kubacki” odpoczywał w samochodzie, „Klon” i „Jurand” zajęci byli zmianą koła. Nagle pojawiły się furmanki z policją niemiecką (schupo). Dowódca konwoju zatrzymał cały transport i zmierzał w kierunku samochodu. Wydał polecenie okazania dokumentów. „Korczak” zamiast dokumentów wyjął pistolet i strzelił Niemcowi prosto w pierś. Ogień otworzyli pozostali członkowie grupy bojowo-rozpoznawczej. Wywiązała się strzelanina, w trakcie której „Kubacki” zginął na miejscu. Ciężko rannego „Orlika” pochwycono i podczas przesłuchania zakatowano. „Jurand” i „Klon” po powrocie do Łężan prawdopodobnie na skutek zdrady zostali ujęci przez gestapo, po przesłuchaniu rozstrzelani w Warzycach. Uratował się „Korczak”. Uniknął kul i całą akcję obserwował ukryty opodal w przepuście (na mostku) nad potokiem. (…) Przewaga wroga była przygniatająca. W forszpanie brało udział ponad 30 furmanek, na każdej furmance było po czterech schupowców albo granatowych policjantów.(…) Zaskoczona grupa dywersyjna nie miała najmniejszych szans nawiązania walki.

 

(sj)

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama