Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 07:36
Reklama prosto i po polsku

Listy z piekła. Korespondencja więźniów obozów zagłady

- „Czuję się zdrów i jest mi dobrze” – pisał 19-letni mieszkaniec Przemyśla z obozu Auschwitz do matki. 4 dni później już nie żył. Listy i kartki z niemieckich „kacetów”, odarte ze szczegółów, ograniczające się do dozwolonych przez obozowe władze formułek i zwrotów, z jednej strony miały ukrywać prawdę o warunkach życia za drutami, z drugiej dodawały otuchy nadawcom i adresatom. Dzisiaj stanowią cenne źródło wiedzy o tamtych strasznych czasach.
listy obozowe, Auschwitz

Przez wielu badaczy historii obozów koncentracyjnych, listy więźniów są traktowane z ograniczonym zaufaniem, ponieważ noszą na sobie skazę niemieckiej cenzury, ale dla wielu – także dla mnie – znających ograniczenia, jakim był poddany proces korespondencyjnego kontaktu więźnia z rodziną, stanowią one bezcenne źródło emocji i uczuć, których okazywanie w obozowym życiu było zakazane. Zdając sobie sprawę z upływającego czasu i śmierci ostatnich więźniów podjąłem się trudnej misji budowania zbioru oficjalnej korespondencji obozowej i edukowania przy pomocy tych „niemych świadków” o trudnym rozdziale naszej historii. We współczesnych badaniach brakuje wnikliwej oceny roli korespondencji w życiu obozowym więźniów. Dzięki zgromadzeniu zbiorów dokumentów obozowych (w tej chwili około 100 listów z trzynastu obozów) mogę odkrywać tragiczne losy więźniów, zwłaszcza z Podkarpacia i przekazywać ją dalej podczas spotkań w szkołach, instytucjach, zakładach karnych i wszędzie tam, gdzie ktoś chce poznać naszą trudną historię. 

Pod ścisłą cenzurą

Korespondencja obozowa polskich więźniów w większości obozów koncentracyjnych, była sporządzana według podobnych zasad i po ujednoliceniu na podobnych formularzach. Była ona istotną część życia więźnia, ponieważ stanowiła jedyną formę kontaktu ze światem zewnętrznym. Oczywiście treść listów nie ukazywała rzeczywistej sytuacji konkretnego więźnia, ponieważ była poddana ścisłemu ocenzurowaniu według zasad i zarządzeń opracowanych zwłaszcza po powstaniu KL Auschwitz. 

Chociaż formularze obozowej korespondencji zawierały niewielką instrukcję treści dozwolonych i zakazanych, w praktyce o tym co wolno pisać, a co należy pominąć, więźniowie dowiadywali się od innych więźniów funkcyjnych (blokowy, pisarz bloku lub sztubowy). Dla więźniów, którzy przybyli do obozu, nie lada wyczynem było wysłanie pierwszego listu, ponieważ zdobycie formularzu i znaczka pocztowego było trudne. 

Pierwsze listy z KL Auschwitz zostały wysłane w lipcu 1940 roku (miesiąc po uruchomieniu obozu)  i były sporządzane na zwykłych kartkach papieru, bez żadnego oficjalnego obozowego nadruku. Formularze korespondencji obozowej przygotowano w ciągu kilku miesięcy i wzorowano je na tych z KL Dachau. Większość z więźniów korzystała z formularza czterostronnicowego, wzorowanego na formie listu. 

Korespondentki i sekretniki

Pierwsza strona formularza zawierała oficjalny nadruk z nazwą obozu i siedmiopunktową informacją odnośnie zasad sporządzania listu. Przygotowano także specjalne rubryki na dane personalne więźnia: nazwisko i imię, datę urodzenia, numer obozowy. Formularz listu najczęściej był wysyłany w kopercie obozowej, której front zawierał rubryki podobne do pierwszej strony listu. 

W obozie Auschwitz, ale także innych ośrodkach zagłady używano także innych formularzy. Popularną formą była kartka pocztowa (tzw. korespondentka) oraz formularz składany (tzw. sekretnik), który nie wymagał koperty. Jego stronnice były składane w specyficzny sposób, np. najczęściej zakrywały numer obozowy więźnia, po części ukrywając rzeczywisty przebieg życia więźnia. 

Korespondencje sporządzano tylko i wyłącznie w języku niemieckim. Ograniczało to możliwość swobodnej wypowiedzi więźnia, który najczęściej nie znał tego języka. W pisaniu listów musieli więc pomagać więźniowe znający język okupanta. Władze obozowe pilnowały także, aby blokowi uczulali więźniów na konieczność zawierania w listach fałszywych informacji, np. zwrotu „Ich bin gesund und fühle mich gut” (Jestem zdrowy i czuję się dobrze). 

Dwa listy w miesiącu

Za prawidłowe napisanie listu odpowiadał więzień blokowy. List trafiał do kancelarii obozowej, a następnie do cenzury SS. Jeżeli spełniał wymagania był opieczętowywany, rejestrowany i dopiero trafiał do urzędu pocztowego. Listy wysyłano tylko na jeden adres, który więzień podawał podczas rejestracji. Według przepisów obozowych, np. w KL Auschwitz więzień w ciągu miesiąca mógł wysłać dwa listy i tyle samo otrzymać. Oczywiście korespondencja przychodząca także była poddawana wnikliwej cenzurze. Informacje zabronione były kreślone lub list w całości odsyłano do nadawcy. Listy przysyłane do obozy także obowiązkowo musiały być sporządzone w języku niemieckim. 

Zakazywano przesyłania zdjęć, odzieży ani pieniędzy. Do wysyłania gotówki służyły specjalne przekazy pocztowe. Ze względu na zniszczenia dokumentacji obozowej trudno dzisiaj ocenić ile listów wysłano z największych obozów koncentracyjnych. Z pewnością liczba ta wynosi kilkaset tysięcy. Duża ilość korespondencji jest traktowana także jako pamiątki i znajdują się w prywatnych zbiorach rodzinnych. 

„Jestem zdrów i czuję się dobrze”

Korespondencja obozowa, chociaż w swej treści i przekazie dosyć podobna, pozwala także i dzisiaj rozwiązywać liczne zagadki związane z życiem więźniów i stawiać kolejne pytania, na które wciąż nie mamy odpowiedzi. Znakomitym przykładem takiej sytuacji może być postać więźnia pochodzącego z Przemyśla: Zbigniewa Maciurzyńskiego, urodzonego 28 listopada 1921 roku, więźnia nr 3523 (w zbiorach Archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau temu numerowi nie przypisano żadnego więźnia), który 7 grudnia 1940r. zginął w KL Auschwitz. W swoich zbiorach posiadam kilka dokumentów dotyczących tego więźnia, zwłaszcza dwa odpisy jego listów do matki z 20 listopada i 3 grudnia 1940 roku:

- Kochana Mamo! Jestem zdrów i czuję się dobrze. Tęsknię za Tobą. Pieniądze otrzymałem i dziękuje za nie. Jeżeli jest to możliwe proszę o przesłanie paru marek. Proszę nie zapomnieć mojej prośby, o której pisałem. Na koniec listu przesyłam ucałowanie Ciebie bardzo serdecznie. Pozostaję zdrowy. Zbyszek

Kochana Matko! List i pieniądze otrzymałem, które mnie bardzo ucieszyły. Cieszę się bardzo że Mama jest zdrowa i że wszystko idzie dobrze. Jestem zdrów i jest mi dobrze. Proszę więcej do mnie pisać co u Was nowego. Czy Maksym [ojciec Zbigniewa] jest zdrowy i co porabia. Myślę o nim. Proszę się nie martwić. Będzie jeszcze wszystko dobrze. Co robi Ciocia w Przemyślu. Proszę jeszcze raz Mamy by przysłała mi w tym m-cu 15 marek. Dla wszystkich pozdrowienia i ucałowania. Zbyszek.

Cztery dni po napisaniu drugiego listu Zbigniew zginął w obozie. Jego matka Marta zwróciła się do władz obozowych o przesłanie urny z prochami syna i ku ogromnemu zdziwieniu rodziny takowe otrzymała. Czy rzeczywiście były to prochy Zbigniewa – wątpię, jednak z pewnością pochodziły z obozu Auschwitz. Symboliczny grób Zbigniewa znajduje się w Radomyślu nad Sanem, gdzie spoczywają jego rodzice, a nad tablicą nagrobną stoi urna z prochami z Auschwitz. 

Historia więźnia Zbigniewa Maciurzyńskiego jest jedną z tysięcy podobnych do siebie. Jest jednak coś co, odróżnia ją od innych. W zbiorach Archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau więzień o takim imieniu i nazwisku pojawia się w obozie dopiero 30 marca 1942r. (ponad dwa lata po śmierci opisanego powyżej Zbigniewa Maciurzyńskiego) nosi inny numer obozowy, wykonuje inny zawód i ginie w obozie 6 września 1942r. Pojawiają się pytania czy istniało dwóch więźniów po podobnych personaliach, urodzonych w tym samym mieście, których połączyła tragiczna historia Auschwitz, czy chodzi o tę samą osobę, tylko w procesie gromadzenia dokumentacji ktoś popełnił błąd? Te pytania pozostają bez odpowiedzi. 

Więzień z I transportu

W 2016 roku zmarł ostatni żyjący rzeszowianin, który trafił pierwszym transportem więźniów do obozu Auschwitz: Stanisław Szpunar. Całe życie był związany z Rzeszowem. Urodził się w tym mieście 15 stycznia 1923 roku i w nim zmarł 16 listopada 2016. Miałem zaszczyt zorganizować kilka spotkań z jego udziałem, podczas których przedstawił swoje losy obozowe. Zawsze z uśmiechem przyjmował kolejne zaproszenia, ponieważ edukowanie o tym co przeżył w Auschwitz było – jak sam mówił –  jego misją życiową. Do Auschwitz trafił 14 czerwca 1940 i otrzymał numer 133. W zbiorach Archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau zachowało się 78 listów i kartek pocztowych, które Stanisław Szpunar przekazał do zbiorów muzeum w październiku 1974. Te bezcenne dokumenty, sporządzone w obozie w latach 1940 -1944, stanowią zapis jego trudnego życia obozowego, naznaczonego ogromnym niepokojem i cierpieniem. 

Jak sam przyznał, jego początki w obozie były bardzo trudne. Trafił do bloku więźniów młodocianych (miał wówczas 17 lat), gdzie uczestniczył w kursie na zduna (robotnik stawiający piece). Na przełomie 1940/ 1941 zachorował na zapalenie płuc i przeżył ten okres tylko dzięki pomocy więźniów pochodzących z Rzeszowa. Niedługo po wyjściu z obozowego szpitala został dotkliwie pobity przez jednego z blokowych, za to, że oparł się o świeżo wymalowaną ścianę. Przez długi okres był sprzątającym w barakach SS, gdzie rozpalał piece i wykonywał bieżące zachcianki esesmanów. Jego ciekawość budziły liczne plansze na ścianach, przypominające rozkład jazdy pociągów, z terminami i nazwami miast z całej Europy. Stanisław Szpunar zdawał sobie sprawę, że są to wykazy transportów żydowskich, które mają przybyć do obozu. 

Praca w pomieszczeniach przeznaczonych dla Niemców była bardzo niebezpieczna. Więzień mógł przypadkowo stać się świadkiem rozmowy, której treści nie powinien znać, a to groziło natychmiastowym rozstrzelaniem. Szpunar często widział lagerführera Karla Fritzscha, który wracał pełen nienawiści po przeprowadzonych egzekucjach. Ten widok napełniał więźnia ogromnym strachem. Ale praca w pomieszczeniach esesmanów pozwalała Szpunarowi gromadzić informacje, które następnie mógł przekazać obozowej organizacji konspiracyjnej. W rzeczywistości to on jako pierwszy więzień w Auschwitz, poprzez podsłuchiwanie radia, przekazał w obozie wiadomość o desancie aliantów i powstaniu drugiego frontu. Jak sam zapisał w swojej relacji: na skamieniałych twarzach esesmanów widziałem jak powaliła ich ta wiadomość

Jednym z najważniejszych wspomnień obozowych Szpunara było męczeństwo ojca Maksymiliana Marii Kolbe. Obaj więźniowie mieszkali na jednym bloku. Podczas wyboru 10 więźniów, którzy mieli zginąć śmiercią głodową, Stanisław Szpunar, który wówczas był świeżo po chorobie, był przekonany, że zostanie wybrany. Tak się jednak nie stało, ale scenę ofiarowania się ojca Kolbe za więźnia Franciszka Gajowniczka obserwował z dużej bliskości. Po wojnie Stanisław Szpunar zawsze powtarzał, że miał jedyną obozową satysfakcję, że widział świętego w momencie jego męczeństwa i świętości, a nie na obrazie w kościele. 

Szpunar został następnie przeniesiony do trzeciego kompleksu obozowego Auschwitz-Monowitz. Tam wykonywał podobne czynności jak w obozie macierzystym. Jego towarzyszami byli więźniowie z ZSRR i z III Rzeszy. Podczas pracy w Monowicach Stanisław Szpunar był świadkiem groźnego, ale i niezwykłego wydarzenia z udziałem polskiego więźnia, Mieczysława Jagodzińskiego z Niska (nr 583) i SS-Unterscharführera Georga Sommerera. Sprzeczka pomiędzy więźniem i Niemcem była tak intensywna, że tylko zimna krew Szpunara ocaliła Jagodzińskiego i jego samego. Obaj Polacy, jeden sprawca a drugi bezpośredni świadek, powinni zostać rozstrzelani przez Sommerera. Ten jednak nie tylko nic nie zrobił więźniom, ale także nie zameldował o tym fakcie przełożonym. Sommerer prawdopodobnie do Auschwitz nie trafił z własnej woli. W zawodu był malarzem wzornikiem, kreślarzem, a służbę w SS odbywał jako rezerwowy, zmobilizowany we wrześniu 1940r. 

Życie w piekle

Sama postać owianego tajemnicą esesmana Georga Sommerera, urodzonego 3 marca 1922r. w Selb, po licznych rozmowach przeprowadzonych kilka lat temu ze Stanisławe Szpunarem była obiektem moich badań. Oficer ten według relacji Szpunara kilka lat po wojnie stanął przed sądem w Krakowie i był oskarżony o udział w ludobójstwie dokonywanym w Auschwitz-Birkenau. Szpunar czując się w obowiązku zaświadczenia o ludzkim podejściu do więźniów tego oficera, którego przysięga wojskowa zmusiła do niechcianej pracy w Auschwitz, zeznał na jego korzyść, przytaczając między innymi zajście z więźniem Jagodzińskim. 

Prokuratorzy byli wstrząśnięci zeznaniami. Sommerer dzięki interwencji Szupnara został zwolniony i wyjechał do Niemiec. Relacja ta jednak nie do końca pokrywa się z dokumentacją zgromadzoną w IV. procesie przed Wojskowym Trybunałem w Norymberdze, tzw. Proces SS-WVHA. Tożsamość Sommerera, który często był mylony z oficerem o nazwisku Somer, potwierdził SS-Hauptscharführer Georg Martin Rammler. Sommerer miał być kierownikiem bloku w Auschwitz, a po wojnie już jako jeniec przetrzymywany po rozpoznaniu na ulicy w Hamburgu. Według tej relacji Sommerer miał uciec z obozu jenieckiego kilka dni przed planowanym transportem do Polski, gdzie miał odbyć się jego proces. Czy rzeczywiście uciekł lub czy może został wywieziony do Polski na proces, w czasie którego zeznawał Szpunar? Te pytania pozostają bez odpowiedzi, a sama postać Sommerera znika w dokumentach i relacjach. Jedno jest pewne, że była to postać Niemca, który nie wpisał się w schemat zbrodniczej machiny obozowej, a korespondencja obozowa oraz relacje Stanisława Szpunara wniosły duży wkład nie tylko w odkrycie tej postaci, ale i poznanie innych tajników historii obozu Auschwitz. 

Więźniowie z Podkarpacia

Korespondencja obozowa Stanisława Szpunara pozwala zdobyć także liczne wiadomości o współwięźniach pochodzących z Rzeszowa. Warto wymienić braci: Lesława i Witolda Pivirotto. Byli oni synami Kazimierza Pivirotto, nauczyciela z podrzeszowskiej Bzianki (obecnie dzielnica Rzeszowa), późniejszego nauczyciela Seminarium Nauczycielskiego w Rzeszowie, a podczas wojny szefa rzeszowskiego Czerwonego Krzyża. 

Bracia trafili do Auchwitz razem ze Stanisławem Szpunarem. Jeden z braci był przed wojną nie tylko przyjacielem Stanisława, ale także sympatią jego siostry. Lesław Pivirotto był jednym z niewielkiej grupy więźniów, którzy w całej historii obozu zbiegli z Auschwitz. Dokonał tego w listopadzie 1944r., kiedy pojawiały się pierwsze sygnały o ewakuacji obozu w tzw. marszach śmierci. Drugi z braci Witold pracował w części obozu w Monowicach, gdzie miał kierować grupą więźniów. Wyprowadzony w marszu śmierci do KL Mauthausen-Gusen, doczekał tam wyzwolenia. Obaj bracia po wojnie utrzymywali kontakt ze Stanisławem Szpunarem. Mieszkali za granicą: Lesław był bibliotekarzem w Wielkiej Brytanii, zaś Witold mieszkał w Kanadzie, gdzie zmarł w 2001r. 

Korespondencja obozowa to oprócz niezwykle cennych wiadomości natury historyczno-badawczej, ogromna ilość uczuć i tęsknoty więźniów. Najczęściej listy kierowano do rodziców lub współmałżonków. Rzadziej do rodzeństwa, znajomych i dzieci. Jak bardzo trudna była sytuacja rodzin więźniów świadczy list Olgi Pakowskiej do męża Jana Pakowskiego, który przebywał w Auschwitz:

Nie umiem Ci powiedzieć, jak uszczęśliwił mnie Twój list, który otrzymałam wczoraj rano! Z takim niepokojem i niecierpliwością jak tym razem, nie oczekiwałam wiadomości od Ciebie jeszcze nigdy! Bądź o nas spokojny. Trzymamy się wszyscy mocno i dzielnie, choć serca nasze są bardzo zbolałe. 

Więzień Jan Pakowski na mocy przepisów międzynarodowych (wykonywał zawód lekarza) został zwolniony z obozu Auschwitz 14 kwietnia 1942r.

Szczególnie wzruszające są listy do matek, np. korespondencja ucznia Henryka Mikołajczyka, nr obozowy 11419, który przebywał w latach 1941-1942 w KL Auschwitz. Część jego listów nie została przyjęta przez kancelarię obozową, ponieważ za często korespondował z matką, łamiąc tym samym nakaz maksymalnie dwóch listów miesiącu. Ostatni list matki do syna został cofnięty, ponieważ kilka dni przed jego nadejściem, Henryk zmarł w obozie mając 22 lata. 

Los nie oszczędzał także zdolnej polskiej młodzieży akademickiej. W obozie zginął wspaniale zapowiadający się polski lotnik Jan Kubas z Przemyśla. Był jednym z pracowników lotnictwa, którzy po wybuchu II. wojny światowej odpowiadali za przerzut polskich władz do Rumunii. Otrzymał propozycję pozostania tam na stałe, ale postanowił wrócić do kraju i walczyć o wyzwolenie ojczyzny. Trafił do Auschwitz w pierwszym transporcie więźniów. Otrzymał numer 648. Zginął w obozie w 1942 r. Pamięć o bracie kultywuje do dnia dzisiejszego jego siostra mieszkająca w Przemyślu.

Dachau, Ravensbrück, Majdanek…

Należy wspomnieć, że sprofilowanie więźniów wysyłających listy, zależało od ośrodka zagłady, w którym byli więzieni. Na przykład z KL DACHAU pochodzą duże zbiory korespondencji duchownych. Także w swoich zbiorach posiadam 13 listów franciszkanina konwentualnego ojca Wojciecha Karola Kaczmarczyka, nr obozowy 21924, który przeżył wojnę i zmarł w Opolu w 1983r. Korespondencja z obozu Ravensbrück to listy kobiet (był to obóz kobiecy), na których często dokonywano eksperymenty pseudomedyczne, poddawano licznym torturom, np. list przedwojennej nauczycielki Józefy Stefaniszyn, urodzonej we Lwowie. W obozie przebywała razem z siostrą. Współtworzyła organizację konspiracyjną w KL Ravensbrück. Po wojnie pracowała jako nauczyciela na Sądecczyźnie. Zmarła w 1998r. 

Szczególnie interesującą część korespondencji obozowej stanowią kartki z KL Majdanek (Lublin). Władze obozowe zgodziły się na wysyłanie kartek pocztowych, w formie potwierdzenia otrzymania paczki żywnościowej, tylko przez 13 miesięcy działalności obozu (marzec 1943-kwiecień 1944) Paczki wysyłano przez Polski Komitet Opiekuńczy w Lublinie, a sama kartka pocztowa, prócz personaliów więźnia zawierała tylko dwie wiadomości: „Jestem zdrów” i „ Serdeczne pozdrowienia przesyła”. Karta była sporządzona w języku niemieckim. W ośrodkach natychmiastowej zagłady jak np. Treblinka, Sobibor, Bełżec korespondencji obozowej nie wprowadzono. Więźniowie stosowali – podobnie jak w innych obozach – metodę wysyłania i przekazywania informacji w postaci tajnych grypsów. 

„Jestem wygnany z mamusią”

Szczególnie przygnębiające są listy dzieci, zwłaszcza tych wyprowadzonych podczas „ewakuaacji” KL WARSCHAU. Ich treść zawsze powoduje milczenie i nieumiejętność zbudowania mądrego i logicznego komentarza. Niech zacytowana treść jednej z kartek pocztowych, autorstwa 14-letniego Leszka Kowalczyka, będzie najtragiczniejszym komentarzem skutków wojny, opisanych przez dziecko:

Szanowni Państwo! [list pisany do Rady Głównej Opiekuńczej w Krakowie] Jestem wygnany z Warszawy z mamusią. Mam lat 14. Pracuję w fabryce od 7 godz. do wpół do piątej. Moja mamusia jest chora i ja mam mamusie na utrzymaniu. Nie mam żadnych butów. Chodzę do roboty w drewniakach na lato [list pisany w styczniu]. Mam siódmy nr butów i bardzo proszę o przesłanie czegoś z żywności. Leszek. 

Leszek pozbawiony opieki rodzicielskiej (prawdopodobnie jego matka zmarła), 1 kwietnia 1945 roku doczekał wyzwolenia.

Korespondencja obozowa to nie tylko kartki papieru, z podobną treścią, z identycznymi zwrotami językowymi, bez głębszych treści. To relikwie, pomiędzy słowami których odkrywać nowe wątki w działalności obozów koncentracyjnych, poznawać codzienne życie obozowe i życiorysy więźniów, o których już dzisiaj nikt nie pamięta. Sam list przechowywany lub odkryty w archiwum rodzinnym staje się bodźcem do dalszych badań, które często przynoszą zaskakujące efekty. Korespondencja jest namacalnym dowodem całego procesu eksterminacji, od więźnia, poprzez ręce niemieckiej cenzury, aż do rąk zatroskanej rodziny. To szlak jakiego w czasie wojny nie przebyło nic innego, jak tylko listy z obozów – niemi świadkowie tragedii II. wojny światowej. 

Artykuł jest hołdem dla członków rodziny autora zamordowanych w KL AUSCHWITZ: Antoniego Kaszuby, pierwszego męża babci ze strony mamy (żył lat 30, w obozie 32 dni) oraz Wiktorii Marczak, siostry dziadka żony (żyła lat 39, w obozie 19 miesięcy). 

 

Autor jest regionalistą, prawnikiem, politologiem, miłośnikiem historii, edukatorem historii Zbrodni Katyńskiej i obozów koncentracyjnych (posiada duży zbiór korespondencji obozowej). W latach 2017-2018 był radnym Miasta Rzeszowa. 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama