Pierwszą, lakoniczną notkę na ten temat zamieścił „Kuryer Rzeszowski” z 31 października 1897 roku. Jej treść była jednoznaczna:
- Śmiałą kradzież popełniono w nocy z 29 na 30 b.m na drodze między Jasionką a Rzeszowem. Okradziono pocztę wozową ze Sokołowa. Szkoda wynosiła przeszło 3000 złr. Sprawców dotąd nie wykryto.
Domysły i spekulacje
Wkrótce jednak okazało się, że nie był to być może zwykły, rabunkowy napad czy też kradzież. Na jaw zaczęły wychodzić zastanawiające fakty. Otóż złodzieje ukradli worki tylko z jednego, konkretnego miejsca nadania, pozostałe zostawiając nieruszone! To już musiało wzbudzić podejrzenia. „Kuryer” pisał:
- Wóz pocztowy, jak skonstantowano, został otwarty między Jasionką a Rzeszowem. Z wozu skradziono jedynie dwa worki z listami (w jednym z nich było 3600 złr) nadane przez pocztę w Rudniku, podczas gdy inne worki nadane przez poczty Nisko, Kamień, Sokołów, Jasionka sprawca pozostawił nietknięte.
Okazało się, że w jednym z zaginionych worków znajdował się – nadany na poczcie w Rudniku - testament zmarłego ledwie dzień wcześniej hrabiego Ferdynanda Hompescha- Bollheima, wpływowego arystokraty austriackiego pochodzenia, posła do austriackiej Rady Państwa. Należały do niego dobra na rodzinnych Morawach oraz obecnym Podkarpaciu (Łowisko, Łetownia, Groble, Tarnogóra, Kopki), przez 30 lat był prezesem Rady Powiatowej w Nisku, zasłynął jako pionier wiklinarstwa, w Rudniku założył szkołę wikliniarską.
Ukradziony pod Rzeszowem testament przeznaczony był dla małżonki hrabiego Zofii Oettingen-Wallerstein. Wywołało to liczne domysły i spekulacje. „Kuryer Rzeszowski” informował:
- Tajemnicze zabranie worków jedynie poczty Rudnika daje wiele do myślenia wobec faktu, że hr. Hompesch zmarł bezdzietnie, a w testamencie zamianował uniwersalną spadkobierczynię swoją małżonką, zapisując przytem znaczne sumy na cele dobroczynne.
Kradzież czy zagubienie?
Wkrótce galicyjskie gazety doniosły, że w Krakowie zatrzymano podejrzanego o kradzież niejakiego Franciszka Bisa z Racławic, który jechał okradzionym wozem. Niedługo później w „Kuryerze”, który wcześniej zdarzenie przedstawiał jako czyn przestępczy, ukazała się informacja, która z kolei sugerowała, iż… nie doszło jednak do kradzieży, lecz zwykłego wypadnięcia worków w czasie przewozu. Ton w jakim sporządzono notkę wyraźnie wskazywał na to, że została ona zamieszczona na wyraźne życzenie kogoś szczególnie testamentem hrabiego zainteresowanego i zdecydowanie bagatelizującego zdarzenie. „Kuryer” z 14 listopada zamieścił wyjaśnienia uzyskane z „autentycznego źródła” następującej treści:
- Wedle przedstawienia sprawy przez osoby zajęte przesyłką tegoż testamentu, nie jest rzeczą prawdopodobną, aby testament rzeczywiście skradziono. Najprawdopodobniej wory znajdujące się we wozie pocztowym, wskutek nienależytego zamknięcia wozu, wypadły podczas jazdy, gdyż niektóre przedmioty znalezione później zostały na drodze. Zdaje się też, iż testament śp. hr. Hompescha (którego były dwa egzemplarze) wyleciał wraz z innymi przedmiotami z wozu i znajduje się u jakiegoś niewiadomego znalazcy, który może nawet nie zna zawartości znalezionej przesyłki, lub który takowego nie oddaje, spodziewając się na tem co zarobić. Treści testamentu nikt w Rudniku nie czytał, gdyż takowy znajdował się w zalepionej kopercie, dlatego nie można wiedzieć czy w testamencie były poczynione zapisy na cele dobroczynne, lub kto był ustanowiony spadkobiercą itd. Zarazem zaznaczyć trzeba, iż wzmianka, jakoby tajemnicze zabranie worów poczty, w których znajdowała się przesyłka z testamentem hr Hompescha stała w jakim związku z treścią testamentu jest zupełnie niewłaściwą, całej bowiem rodzinie śp. hr Hompescha w wysokim stopniu na tem zależy, aby ostatnia wola śp. zmarłego najściślej wypełnioną została.
Trzeba przyznać, że treść tej notki w porównaniu do poprzednich materiałów jest zaskakująca. Zwłaszcza, że redakcja zwracała się przy okazji z prośbą do innych gazet, by te wyjaśnienia zamieściły przy okazji kolejnych materiałów. Ówczesne organa ścigania nadal jednak nie wykluczały przestępstwa, skoro w „Kuryerze” z 28 listopada tegoż roku ukazało się w tej sprawie oficjalne obwieszczenie podpisane przez cesarsko-królewskiego sędziego śledczego, niejakiego Jaworskiego, z apelem:
- Wzywa się o doniesienie tut. Sądowi wszelkich okoliczności mogących posłużyć do wykrycia sprawcy lub odnalezienie zgubionych dokumentów.
W późniejszym okresie prasa rzeszowska milczała już na temat wyników dalszego śledztwa. Wiemy, że najprawdopodobniej testament nigdy się nie odnalazł. Nie wiemy natomiast jaki był los oskarżanego o kradzież i aresztowanego Franciszka Bisa z Racławic W następnym roku wdowa po arystokracie sprzedała swe galicyjskie posiadłości rodzinie Tarnowskich. W tym przypadku też trudno dociec, czy jakoś udało się ustalić treść ostatniej woli zmarłego, czy też brak testamentu sprawił, że małżonka odziedziczyła całość majątku. Sensacyjna sprawa nie doczekała się wyjaśnienia po dziś dzień, z czasem została zapomniana.
Nie została zapomniana jednak postać samego hrabiego, o którym wspomnienia są do dzisiaj żywe w Rudniku i okolicy. Hrabia uchodzi za wielkiego dobroczyńcę lokalnej społeczności i „ojca” wikliniarstwa, które nadal jest wizytówką regionu i jednym z istotnym zajęć miejscowej ludności.
Ród Hompeschów
Hrabia Ferdynand pochodził ze starego, osiadłego w Niderlandach i Niemczech, rodu. Jego przodkowie z linii Hompesch-Bollheim już w XV wieku posiadali rozległe majętności niedaleko Bonn. Z tego rodu wywodził się m.in. żyjący w latach 1735-1800 Franz Karl Frehem von Hompesch, od dziecka wychowywany na wiedeńskim dworze, minister finansów Palatynatu Nadrenii, później Bawarii. Brat Franza – Ferdynand Joseph Hermann Anton został zaś w 1797 roku Wielkim Mistrzem sławnego Zakonu Maltańskiego. Ministrem finansów Bawarii był później także syn Franza – Johan, którego starszy brat Ferdynand, uchodząc z kontynentalnej Europy przed francuskimi wojskami, został angielskim generałem.
W 1799 roku na świat – w Anglii - przyszedł Wilhelm, syn Ferdynanda. Jako młodzieniec wstąpił na służbę do armii austriackiej. Od cesarza Ferdynanda II otrzymał tytuł hrabiowski i w 1835 roku sprzedał stare rodowe posiadłości w Bergu i Bollheim przenosząc się na Morawy, do Jaroslawic.
Prawdopodobnie około 1843 roku Wilhelm zdecydował się na zakup majątku w Rudniku nad Sanem w ówczesnej Galicji. Można domniemywać, że była to jego odpowiedź na działania cesarza, zachęcającego do zasiedlania wschodnich rubieży wielkiej monarchii. Mniej więcej w okresie, gdy zdecydował się na objęcie posiadłości w Rudniku na świat przyszedł jego pierwszy syn (a czwarte dziecko z kolei) Ferdynand, który miał złotymi zgłoskami zapisać się w historii tych terenów.
Pionier wikliniarstwa
Zgodnie z rodzinną tradycją Ferdynand miał zawodowo związać się z armią, służył w cesarsko-królewskiej kawalerii. W międzyczasie, po śmierci ojca, stał się spadkobiercą ogromnej fortuny obejmującej posiadłości na Morawach i w Galicji. W czerwcu 1866 roku pojął za żonę Zofię von Oettingen-Wallerstein z wpływowego, bardzo rozgałęzionego rodu, spokrewnionego z cesarzem Franciszkiem Józefem.
Pod rządami Hompeschów Rudnik i okolice przeżyły rozkwit. Powstały stawy rybne i tartak, w miasteczku pojawił się pierwszy lekarz i aptekarz, zorganizowano straż pożarną i szkołę ludową.. Miejscowy dwór wraz z parkiem były stale upiększane. Największą zasługą Hompescha było jednak zwrócenie uwagi na możliwość wykorzystania rosnącą tu wikliny.
W 1872 roku hrabia sfinansował wyjazd do Wiednia kilku młodych mieszkańców Rudnika, którzy uczyli się tam sztuki wikliniarskiej. Do rodzinnej miejscowości wrócili jako fachowcy w tej dziedzinie, dając początek licznym zakładom wikliniarskim. 6 lat później powstała tu szkoła koszykarska, sam zaś Rudnik stał się ważnym ośrodkiem produkcji koszykarsko-meblarskiej.
6 czerwca 1896 roku miasto zostało dotknięte tragicznym pożarem, który zniszczył większą część zabudowy. Hompesch włączył się w odbudowę, organizując zbiórki pieniędzy na rzecz pogorzelców, dostarczając jedzenie i drewna. Hrabiemu przypisuje się również inicjatywę budowy linii kolejowej z Rozwadowa przez Rudnik do Przeworska oraz bitej drogi do Leżąjska.
Jesienią 1897 roku właściciel Rudnika zachorował na zapalenie płuc. Zmarł 27 października w Wiedniu, pochowany został w Jaroslavicach. Był bezdzietny, chociaż mówiło się, że w okolicy pozostawił nieślubne potomstwo. Żona hrabiego wkrótce sprzedała rudnickie dobra za 1200 tysięcy złotych reńskich Stanisławowi i Róży Tarnowskim, sama osiadła w Grazu w Austrii, gdzie zmarła w 1928 roku.
Hrabia Hompesch zachował się we wdzięcznej pamięci rudniczan. W 1904 roku na miejscowym rynku odsłonięto pomnik hrabiego dłuta lwowskiego rzeźbiarza Juliusza Wojciecha Bełtowskiego.
Szymon Jakubowski
Napisz komentarz
Komentarze