W okresie I Rzeczypospolitej prawdziwym przekleństwem ówczesnych miast i miasteczek były pożary, często niszczące całą miejscowość i rujnujące mieszkańców. Ciężar zapobiegania żywiołowi i walki z nim spoczywa na barkach mieszczan i tutejszych cechów rzemieślniczych. Przyjrzyjmy się jak swoista ochrona przeciwpożarowa w przedrozbiorowym Rzeszowie.
Jak pisze Jan Pęckowski w swych, wydanych w 1913 roku, „Dziejach miasta Rzeszowa do końca XVIII” wieku na zabezpieczenie przeciwpożarowe zwracano szczególną uwagę przed jarmarkami sciągającymi do miasta tłumy kupców i kupujących (pisownia oryginalna):
- Przedewszystkiem trzeba było baczną zwracać uwagę na bezpieczeństwo miasta. Przy takim natłoku ludzi, rozmieszczonych po szopach, stajniach i namiotach zwłaszcza, iż Rzeszów prócz kilku domów w Rynku, był cały zbudowany z drzewa; nie rzadkie też bywały kradzieże. To też przed każdym jarmarkiem tak gubernator zamku, jak władze miejskie, przypominały obywatelom, aby mieli w pogotowiu wszystkie narzędzia do gaszenia ognia, cechom, aby powoływały do życia straż pożarną.
Za nieprzestrzeganie przepisów przeciwpożarowych oraz przyczynienie się do pożaru lub brak działań w walce z żywiołem groziły surowe kary . W XVII i XVIII wieku cechy karały swych członków nakładając na nich grzywnę w postaci odpowiedniej ilości wosku. Za zaniedbanie gaszenia pożaru groziła kara w wysokości 12 funtów wosku.
W połowie XVIII wieku odpowiedzialnym za bezpieczeństwo przeciwpożarowe w Rzeszowie bywał architekt zamkowy, będący jednocześnie naczelnikiem straży zamkowej. Do jego zadań należało m.in. organizowanie dwa razy w miesięcy ćwiczeń czy też przeglądów przygotowania do ewentualnego pożaru. Pobierał za to wynagrodzenie w wysokości ówczesnych 50 złotych rocznie. Przepisy ppoż. z tamtego czasu regulowane były m.in. uniwersałami właścicieli miasta.
W dokumencie księcia Jerzego Ignacego Lubomirskiego czytamy m.in.:
- Podczas nieszczęśliwego pożaru ogniowego wszyscy mieszczanie i obywatele, gdy we dzwon na wieży farnej lub innym kościele, albo na ratuszu, lub też w bęben na gwałt uderzą lub tez ktokolwiek, spostrzegłszy ogień, na ratunek zawoła, tak się sprawować powinni. Cech kowalski do sikawki mniejszej naznaczon, którą, z Ratusza wyprowadziwszy na miejsce, gdzie się ogień pokaże, ratować powinni; aby zaś do gaszenia była suficyencya wody, takim sposobem tę nosić do tej sikawki mają: cech piwowarski cebrami z Wisłoka i drążnicy, siła ich tylko znajduje się w mieści; cech piekarski także z Wisłoka z naczyniami drewnianemi; cech kuśnierski z konwiami, cech tkacki także z konwiami. Do studni miejskiej do wyciągania wody lub pompowania cech niemiecki, do siekier zaś cech mularski z ciesielskim i cech szewski, do rozrywania osękami cech krawiecki i rzeźnicki. Ci tedy wszyscy, stanąwszy do oznaczonej roboty, Pana Boga wziąwszy na pomoc, nie czyniąc tumultu, gasić ogień pierwszy, nie dopuszczając mu się dalej rozszerzać, nieodwłocznie powinni, surowo przykazuję, Jeśliby zaś któryś z cechowych na ten czas nie stawał do obrony ognia, a nie wywiódł się słuszną exkuzyą jako to: chorobą, niebytnością, lub innym, od Pana Boga na siebie dopuszczonym przypadkiem, takowy z miasta wygnany ma być, dobra zaś jego skonfiskowane na zamkową dyspozycyę będą.
Według nakazu księcia Lubomirskiego na obydwu rynkach rzeszowskich (staromiejskim i nowomiejskim) miały ciągle stać wypełnione woda beczki z hakami umożliwiającymi szybkie przewiezienie je końmi. W ratuszu miało być składowane 12 sikawek, w pawilonie na Nowym Mieście kolejnych sześć. W każdym domu, na strychu, miały się znajdować beczki z wodą, drabiny, osęki i podręczne sikawki. Właściciel miasta nakładał na magistrat także obowiązek regularnej kontroli stanu kominów, utrzymywanie nocnej straży pilnujące by… mieszkańcy przed udaniem się na spoczynek gasili w domach ogień.
(sj)
Źródło: Jan Pęckowski „Dzieje Rzeszowa do końca XVIII wieku”
Napisz komentarz
Komentarze