1 kwietnia 1881 roku urodził się Zbyszko Cyganiewicz. Pochodzący z Jodłowej koło Dębicy zapaśnik, trzykrotny mistrz świata, na początku XX stulecia okrzyknięty został najsilniejszym człowiekiem globu.
Duże trudności sprawia ustalenie rzeczywistej daty urodzenia późniejszego mistrza, który przyszedł na świat jako Jan Stanisław. Zbyszko to jego pseudonim, przyjęty na arenach zapaśniczych, pochodzący od imienia Zbyszka z Bogdańca w jednego z bohaterów sienkiewiczowskich „Krzyżaków. W różnych źródłach podawane są daty 1 kwietnia 1879 lub 1880. On sam w autobiograficznej książce „Na ringach całego świata” podaje datę 1881. Zaufajmy więc samemu mistrzowi i taką przyjmijmy.
Chłopak z lasu
Ojciec przyszłego atlety – z pochodzenia góral – był leśniczym. Mały Staś od najmłodszych lat obeznany był więc z naturą. Wspominał po latach:
- Las ze swoim tysiącem czarów, ze swym balsamicznym, ożywczym powietrzem był mi kolebką, był pierwszym towarzyszem mych dziecięcych zabaw. Gdy byłem pięcioletnim zaledwie chłopcem, już stary, omszały las nie miał dla mnie tajemnic. Znałem każde drzewo, każdą kryjówkę borsuczą. Nie dziw też, że z dnia na dzień wzbierała we mnie siła, że wyrastałem na, co się zowie, zdrowego chłopaka.
Cyganiewiczowie przenieśli się do Pilzna, gdzie zaczynał naukę. Później przyszło gimnazjum w Jaśle, wreszcie gimnazjum w Stanisławowie, gdzie zetknął się z Włodzimierzem Świątkiewiczem, tamtejszym organizatorem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” – wielce zasłużonej w okresie zaborów i później, już w II RP, organizacji za cel stawiającej sobie rozwój fizyczny młodzieży. Spotkanie ze Świątkiewiczem miało wywrzeć ogromny wpływ na późniejsze losy Stanisława.
13-letni Cyganiewicz zaczął trenować kolejne dyscypliny: pływanie, szermierkę, biegi dłu i krótkodystansowe. Sportowi poświęcał cały czas poza nauką. Zaczął próbować sił w walce francuskiej, jak nazywano zapasy. Gdy przeniósł się do Krakowa, zaczął na poważnie zapaśnicze treningi, pod okiem tamtejszego szefa. Zaczęły się pierwsze walki ze starszymi kolegami, później doświadczonymi już zapaśnikami. Dysponujący świetnymi warunkami fizycznymi Stanisław odnajdywał swoje powołanie.
Sposób na życie
Gdy miał 15 lat, po jakiejś scysji z ojcem, uznał, że będzie to jego sposób na życie. W czasie wakacji zaczął objeżdżać prowincjonalne cyrki, gdzie walki zapaśnicze cieszyły się duży powodzeniem. Tradycją było, że potężni atleci w pewnej chwili rzucali wyzwanie publiczności, szukając śmiałków chętnych do zmierzenia się z nimi. Stawką była jakaś kwota pieniędzy. Uczeń 6 wówczas klasy gimnazjum nagle zaczął w ten sposób zarabiać całkiem przyzwoite sumy, który przeznaczał na finansowanie dalszej nauki.
Jeszcze mieszkając w Stanisławowie zgłosił się do przebywającego tam węgierskiego cyrku dyrektora Rosencwajgra. Popisywał się tu podnoszeniem ciężarów, inkasując za to 10 koron dziennie – sumę całkiem przyzwoitą. Po jakimś czasie Rosencwajger zaangażował u siebie potężnego, wiedeńskiego atletę Adolfa Spechta. Wszem i wobec zapowiadano, że ten kto położy Austriaka dostanie 1000 koron. Cyganiewicz miał z nim – ku uciesze publiki - walczyć przez 10 minut. Wytrzymał. Następna trwała 15 minut. W czasie kolejnej walki jeden z walczących padł. Nie był to jednak Cyganiewicz. Wściekły dyrektor cyrku, którego gwiazdor doznał sromotnej porażki, wyrzucił Staszka wypłacając mu jedynie wcześniej ustaloną gażę. O tysiącu koron nie było mowy.
Droga do kariery
W 1901 roku, w czasie przygotowań do matury w krakowskim Gimnazjum św. Jacka, Cyganiewicz dowiedział się, że w mieście przebywa jeden z najsłynniejszych wówczas zapaśników – Pytlasiński. Mimo danej rodzicom obietnicy, że odstawi zapasy i zajmie się nauką, wprosił się na spotkanie z mistrzem. Naprężył swoje muskuły i… został zaangażowany w charakterze sparing-partnera. Kolejny krok ku światowej karierze został zrobiony.
W Wiedniu
Po maturze zdecydował się na studia w Wiedniu. Zapewne nie przypadkiem. Stolica monarchii austro-węgierskiej była wtedy zapaśniczym centrum. Cyganiewicz zapisał się do amatorskiego klubu „I. Winere Ringsport Club”. Zaproponowano mu walkę z wiedeńskim gwiazdorem, Chorwatem Tomaseviczem. W swojej książce tak opisywał to spotkanie:
- Walka była ciężka, olbrzym nacierał ostro, to też kilka razy znajdowałem się w poważnym niebezpieczeństwie. Ambicja jednak wzięła górę. Zacisnąłem zęby i walcząc z najwyższym wysiłkiem woli, rzuciłem groźnego przeciwnika w 17 minucie na łopatki. Spotkanie rewanżowe dało mi jeszcze większy triumf, bowiem już po 4 minutach miał Tomasevicza na dywanie.
Po tej walce Cyganiewicz był na ustach całego zapaśniczego Wiednia, jego zdjęcia ukazały się w miejscowych gazetach. Znany, bawarski zawodnik Hitzler zaproponował mu wyjazd do Bukaresztu na międzynarodowy turniej w zapasach klasycznych. Wcześniej Stanisław musiał nań zarobić, zabawiając publikę w cyrkach jeżdżących po prowincjonalnych, galicyjskich miasteczkach. W Rumunii Cyganiewicz mógł się wreszcie wykazać w towarzystwie najsłynniejszych wówczas atletów. Kładł ich po kolei, łącznie ze swym promotorem Hitzlerem, który obrażony za porażkę zerwał współpracę.
Trapiony finansowymi problemami Stanisław przeniósł się na studia prawnicze do Krakowa. Tryb nauki pozwalał na częste wyjazdy, stanowiące zawsze jakiś zastrzyk gotówki. A wyjazdy stawały się coraz dłuższe i atrakcyjniejsze. Walczył więc w Łodzi, Kiszyniowie, Sewastopolu, by stamtąd szybko – paroma groszami w kieszeni - przeskakiwać do Paryża.
W Paryżu jednym z przeciwników był olbrzymi Serb - Antonicz, mający opinię jednego z najgroźniejszych przeciwników. Ten przekonany o swej sile zapowiedział, ze położy Polaka dokładnie w 16 minucie walki. Pojedynek trwał w rzeczywistości godzinę i 27 minut. Zakończył się zwycięstwem Cyganiewicza, jednym z najważniejszych w jego karierze. Dla chłopaka z Jodłowej była to odskocznia do dalszej, wielkiej kariery. Jego przeciwnika porażka zupełnie załamała. Porzucił zapasy, popadł w hazard i alkoholizm. Zmarł w nędzy.
Paryski brąz
W Paryżu Stanisław stał się prawdziwą gwiazdą. Jego występy zaczęły przyciągać tłumy. W ciągu ledwie 20 dni stoczył 13 ciężkich walk ze sławnymi przeciwnikami. Ostatecznie w paryskim turnieju – o wszechświatowe mistrzostwo - zajął trzecie miejsce, wkradając się – co było niezwykle istotne – w łaski największych promotorów zapasów.
Gdy Stanisław skończył 24 lata upomniało się o niego państwo austro-węgierskie. Zgodnie z prawem miał odbyć jednoroczną służbę wojskową w 13 pułku piechoty w Krakowie. Było to trudne przeżycie nawet dla atlety. Tak to wspominał:
- Przyznam, że nagięcie się do rygoru wojskowego przyszło mi z ogromną trudności. 4 lata podróży, wolny jak ptak, po całej Europie, tak dalece odciągnęły mnie od rygoru szkolnego, nie mówiąc już o wojskowym, że czułem się jak w nieswojej skórze. Na wstępie też mojej służby wojskowej doszło do konfliktu z moim dowódcą, ówczesnym kapitanem 13 pułku piechoty, Swobodą. Mój kapitan, pomimo czeskiego nazwiska, był jednak Polakiem. Był to wojskowy z krwi i kości, dla który rygor pułkowy był wszystkiem.
W czasie służby wojskowej i nauki w szkole oficerskiej niezwykle wzrosła i tak imponująca tusza Cyganiewicza, z czym – w żartobliwy sposób – wiązał swój skrócony pobyt w armii. Śmiał się, że znany ze skąpstwa rząd austriacki zaczął się zastanawiać, czy obecność w wojsku żołnierza, któremu trzeba zmieniać mundur na większy, kalkuluje się ekonomicznie.
Pierwszych pięć lat kariery zawodniczej, mimo sukcesów, nie przyniosły chłopakowi z Jodłowej wielkich profitów finansowych. Stanął przed dylematem czy aby na nowo nie podjąć studiów prawniczych, rzucić arenę i poświęcić się karierze adwokackiej. Zwyciężyła jednak chęć zwiedzania świata. Znów ruszył w trasę.
Jak podkreślał w swych wspomnieniach kariera atlety wymagała ogromnego samozaparcia i treningu, by uzyskać należyte wyrobienie mięśni. Wyjaśniał jak to wygląda:
Trening taki wymaga mniej więcej 4 godzin pracy dziennie. Półtorej godziny należy poświęcić na tzw. „wolne ćwiczenia”, godzinę na walkę ze sparring partnerem, resztę zaś czasu na przechadzkę i bieganie. Oczywiście należy przy tym zachować specjalną dietę, czego niestety europejscy zapaśnicy nie przestrzegają. Wierzą oni, że spożywanie nadmiernych ilości pokarmów pomnoży ich siły.
Pierwsze mistrzostwo
Żądny poznawania świata i głodny przygód Cyganiewicz walczył w kolejnych krajach: Niemczech, Finlandii, ponownie Francji. W 1906 roku wystąpił na paryskim turnieju mistrzowskim w towarzystwie 60 zapaśników, w tym całej ówczesnej czołówki. Jego walka z Turkiem Madrali, olbrzymem o kolosalnej sile wzbudziła tak ogromne zainteresowanie, że Cirque de Paris nie mógł pomieścić wszystkich chętnych. Pięć tysięcy osób musiało odejść od kas z kwitkiem. Stanisław wspominał:
- Gdyśmy się zwarli na materacu w pierwszym żelaznym uścisku, w cyrku zapanowała taka cisza, iż słychać było oddech rozentuzjazmowanych widzów. (…) W 14-tej minucie walki, korzystając z nieostrożności mego przeciwnika, chwyciłem go za ramię i przerzuciłem na materac. Nim oszołomiony Madrali zrozumiał, co się stało, leżał już przygnieciony na obydwu łopatkach. Cyrk zatrząsnął się od braw.
Drugą walkę Polakowi przyszło stoczyć z Georgiem Lurichem:
- Ten wspaniale zbudowany atleta, nie tylko dysponował techniką, doprowadzoną do najwyższego stopnia, lecz posiadał jeszcze jedną zaletę: niezwykły spryt. Ta zaleta umysłu nadała mu nawet przydomek „Fox”. Nieraz spryt ten pomógł mu do osiągnięcia zwycięstwa nad przeciwnikami.
Tym razem lisi spryt Lurichowi nie pomógł. W 52 minucie Cyganiewicz chwycił przeciwnika za głowę i z klęczącej pozycji przerzuciwszy prze ramię przytrzymał na łopatkach. Cyganiewicz zdobył pierwszy w swej karierze tytuł mistrzowski. Jak pisał, stanął u szczytu atletycznej sławy.
Zmagania z Poddubnym
Świeżo upieczony mistrz świata został zasypany propozycjami udziału w kolejnych turniejach. Jego głównym celem stała się jednak walka z Iwanem Maksymowiczem Poddubnym, uważanym wówczas za najsilniejszego człowieka świata. Wyzwanie Ukraińca nie było łatwe, by to uczynić trzeba było najpierw go ‘złapać” gdzieś w Rosji. Okazja nadarzyła się w moskiewskim „Ermitażu”, gdzie akurat Poddubny walczył. Cyganiewicz wkroczył na arenę i zażądał walki.
Ostatecznie, po negocjacjach, ustalono, że spotkanie dwóch wielkich atletów odbędzie się w Petersburgu, w ogrodzie Nemety. Oddajmy znów głos Cyganiewiczowi:
- Spotkanie to wzbudziło oczywiście olbrzymie zainteresowanie, toteż sala była przepełniona. Spotkaliśmy się na ringu, obaj ambitni, obaj żądni zwycięstwa. Walka trwała dwie godziny i piętnaście minut i nie dała rezultatu. Przez cały czas walczyliśmy w pozycji stojącej. Trzykrotnie udało mi się sprowadzić Poddubnego do parteru, nie udało mi się jednak zajść go od tyłu, toteż nie zdołałem go chwycić w mój „żelazny” tylny pas.
Walka, mimo, że nierozstrzygnięta, wywołała w zapaśniczym światku ogromne wrażenie. Obydwaj otrzymali propozycję wyjazdu do Londynu z obowiązkiem stoczenia tam pojedynku. Przeciwnicy wyznaczyli sobie trzymiesięczny czas na trening. Jeden z treningów omal nie skończył się dla Stanisława tragicznie:
- Jeden z moich trenerów próbował na mnie mój specjalny chwyt, którym spodziewałem się pokonać Poddubnego. Chwyt ten przez nacisk na kark odcinał dopływ krwi do głowy. Gdy mi go mój trener założył, straciłem przytomność. Sparring-partner nie spodziewając się tak kolosalnego efektu ze swego chwytu, trzymał mnie przez dłuższy czas w uścisku i dopiero gdy zauważył, że nie stawiam żadnego oporu, odskoczył ode mnie. Z trudem udało się przywrócić mnie do przytomności.
7 grudnia 1907 dwa mocarze stanęli naprzeciw siebie. Cyganiewicz spokojny i pewny siebie, Poddubny wyraźnie zdenerwowany. Walka trwała 47 minut, Rosjanin zszedł z maty zdyskwalifikowany. Cyganiewicz zainkasował 30 tysięcy franków za które kupił dom przy Wolskiej w Krakowie. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, następnym przeciwnikiem zwyciężcy tego pojedynku miał być szalenie popularny George Hackenschmidt. Cyganiewicz w ten sposób trafił za ocean, do Stanów Zjednoczonych, staczając tam szereg walk.
Przeciw indyjskim siłaczom
Wśród wielu kolejnych zapaśników z którymi przyszło Cyganiewiczowi staczać pojedynki, jednym z najciekawszych był hindus Gama, zwany „lwem z Pendżabu” przybyły do Europy z wyzwaniem wobec najsilniejszych zawodników, w tym Stanisława Zbyszka. Gamie towarzyszył jego brat Imam Bux. Polak był pod ich wrażeniem:
- Gdym zobaczył Gamę i Imam Buxa, nie mogłem wyjść z podziwu. Dotychczas nie spotkałem atletów lepiej i piękniej wyrobionych, aniżeli tych dwóch braci. (…) Takiej harmonii ciała, tak wspaniale wyrobionych mięśni nóg, ramion, pleców, piersi, nigdy nie widziałem. (…) Dowiedziałem się rewelacji, że Gama i Imam Bux pochodzą z bardzo starej kasty zapaśników. Rodzina ich z dziada pradziada temu tylko zawodowi się poświęcała.
Walka między Cyganiewiczem a Gama trwała… trzy godziny! Zawodnicy zgodzili się wreszcie na sędziowski werdykt, że jest nierozstrzygnięta. Mimo to wywołała ogromne wrażenie na publiczności, dla które obaj zapaśnicy stali się na długo wielkimi idolami.
Koleje losu
Po I wojnie światowej Zbyszko Cyganiewicz jeszcze dwa razy sięgał po tytuł mistrza świata w zapasach: w stylu klasycznym w 1921 w Nowym Jorku i wolnym amerykańskim w Filadelfii w 1925. Ze startu w zawodach wycofał się będąc już dobrze po pięćdziesiątce, chociaż i później zdarzyło mu się walczyć. Po latach zapasy przyniosły mu nie tylko sław, ale i pieniądze. Jego przychody z walk ocenia się na niebagatelną wówczas kwotę 3 milionów dolarów. Po przejściu na sportową emeryturę zajął się m.in. lansowaniem i trenowaniem nowego pokolenia zapaśników. Spod jego ręki wyszli Władysław Talun oraz wielka gwiazda lat 50. Brazylijczyk Antonio Rocca. Zagrał też m.in. w filmie Night and the City w reżyserii Julesa Dassina. 12 lat po jego śmierci, w 1979 roku, Filip Bajon nakręcił debiutancki film „Aria dla atlety” inspirowany życiem Cyganiewicza. W postać głównego bohatera wcielił się Krzysztof Majchrzak.
Szymon Jakubowski
Wykorzystano fragmenty i zdjęcia z książki Stanisława Cyganiewicza „Na ringach całego świata”, wydanej w 1937 roku nakładem księgarni Karoliny Piszowej w Nowym Sączu.
Napisz komentarz
Komentarze