We wsi tej zmarł w podeszłym wiek miejscowy włościanin (rolnik) Tymko Nowak. A przynajmniej tak uznała osoba dokonująca oględzin ciała. Mężczyznę pochowany na tutejszym cmentarzu. Po zakończeniu ceremonii religijnych rodzina nieboszczyka i uczestnicy pogrzebu rozeszli się do domów. Na cmentarzu pozostał tylko grabarz, zasypujący trumnę ziemią.
W pewnej chwili, zajęty pracą grabarz usłyszał głuchy łomot dobywający się z głębi grobu, jakby uderzenia w wieko trumny. Przerażony pobiegł do parocha (proboszcza obrządku grekokatolickiego), by spytać co robić. Ten jednak odesłał go do na posterunek żandarmerii. Po drodze grabarz spotkał miejscowego strażnika skarbowego, któremu opisywał zdarzenie. Ten kazał jak najszybciej wracać na cmentarz i rozkopać świeży grób. Ich oczom ukazał się straszny widok: "nieboszczyk" leżał w trumnie na boku, lewą rękę miał podłożoną pod głową, twarz była wykrzywiona przedśmiertnymi cierpieniami, całe ubranie poszarpane w strzępy, ciało pokaleczone i pogryzione. Świadczyło to o męczarniach jakie musiał przechodzić pogrzebany żywcem człowiek, na ratunek było już za późno. Okazało się, że pochowano osobę nie martwą, ale pogrążoną w głębokim letargu.
- Niestety we wsi owej, jak w wielu innych, funkcję oglądacza zwłok spełniał człowiek zupełnie do tego nieprzygotowany i nadający się chyba na oglądacza bydła. A także ciemnota grabarza, który zamiast odkopać trumnę natychmiast po usłyszeniu jęków i stęków, poszedł do wsi radzić się, spowodowała ten straszny, wstrząsający wypadek - podsumowały makabryczną sprawę "Nowości Illustrowane".
(s)
Napisz komentarz
Komentarze