Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 05:44
Reklama

22 marca 1915 - kapitulacja Twierdzy Przemyśl

22 marca 1915 - kapitulacja Twierdzy Przemyśl
Car Mikołaj II w forcie nr X „Orzechowce”. Fot. arch

  Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej twierdza Przemyśl stanowiła największy i najistotniejszy bastion militarny w północno-wschodniej części monarchii austro-węgierskiej. Pierwsze oblężenie twierdzy Przemyśl, miało miejsce podczas I wojny światowej w dniach (16) 17 września – 10 października 1914 r. Drugie oblężenie Przemyśla rozpoczęło się 5 listopada 1914 r. i trwało do 20 marca 1915 r. Stan twierdzy wynosił wówczas 131 tys. żołnierzy, 21,5 tys. koni, 30 tys. ludności cywilnej i 2 tys. jeńców rosyjskich. Od 18 marca zaczęto niszczyć wszelkie zapasy żywności i dobra materialne. 22 marca wysadzono w powietrze działa, forty i mosty na Sanie, a następnego dnia o godzinie 6 w sztabie rosyjskiej armii złożono akt kapitulacji twierdzy. Wkrótce do miasta wkroczyły wojska rosyjskie.

  Poniżej prezentowane relacje odnośnie Przemyśla uświadamiają nam jak było podczas wielkiej wojny. Teksty są w dosłownym brzmieniu z ówczesnej prasy.

Przemyśl w czasie obecnej wojny

Nawała rosyjska, która od siedmiu prawie miesięcy gospodaruje po swojemu w Galicyi wschodniej i środkowej, przeliczyła się przecież, sądząc, iż nie natrafi tu na opór. Z chwilą ogłoszenia ogólnej mobilizacji zwrócono i z naszej strony baczną uwagę na granice wschodnie i wzdłuż setek kilometrów rozpoczęto ofenzywę. W kilku miejscach przekroczyły armie austro-węgierskie granicę i zapuściły się daleko w głąb nieprzyjacielskiego kraju, odnosząc tam bardzo poważne sukcesy. Niestety, przewaga liczebna była po stronie wroga, który słał na pewną śmierć pułk za pułkiem.

Warunki strategiczne złożyły się w ten sposób, że musiano przesunąć front armii austryackiej ku Galicyi środkowej i Królestwu Polskiemu, a wróg zapuścił zagony swe po Galicyi wschodniej i środkowej, dochodząc aż do Karpat.

Bohaterem, który miał złożyć u stóp cara ten wiernopoddańczy upominek, był bułgarski poseł

w Petersburgu, jenerał Radko Dimitriew, zapewniający, że długo się pod jej murami nie zabawi. Nie wiedział jednak, że zupełnie odmiennego zdania jest komendant Przemyśla, jenerał Kusmanek, który znów postanowił bronić twierdzy do ostatniej kropli krwi.

Zaczęło się też obustronne zmaganie, trwające kilka tygodni. Przemyśl, odcięty zupełnie od reszty świata, opierał się skutecznie, Moskale ustąpili wreszcie z pod miasta, a Radko Dimitriew dał za wygraną i powędrował szukać gdzieindziej laurów zwycięzcy, o które, jak się sam już na własnej skórze przekonał, w Galicyi nie tak łatwo.

Przemyśl odetchnął, ale nie na długo. Zaledwie armie nasze, którym udało się uzyskać kontakt z oblężoną twierdzą, rozpoczęty skuteczne oczyszczanie okolic Przemyśla z resztek nieproszonych gości, sytuacya ogólna uległa znowu zmianie, operacye wojenne skierowano w inną stronę, a miasto ujrzało się znów otoczonem przez wroga, który nauczony poprzedniem doświadczeniem, nie pchał się tak blizko, ale pozostał na uboczu, poza doniosłością naszych ciężkich dział.

Nie jest to więc oblężenie w ścisłem tego słowa znaczeniu, ale tylko cernowanie, by odciąwszy zupełnie dowóz żywności i amunicyi, zmusić Przemyśl do poddania i otworzyć sobie w ten sposób drogę na zachód i południe. Ale i teraz się zawiedziono. Twierdza, dzięki znakomitemu kierownictwu, przygotowała się godnie na przyjęcie sympatycznych sąsiadów i od początku listopada do dnia dzisiejszego opiera się skutecznie, paraliżując wszelkie ich zakusy i zabierając codziennie setki jeńców, których liczba przechodzi już tysiące.

Powiedział nawet ktoś dowcipny, że jeśli tak dalej pójdzie, to już wkrótce będzie więcej Moskali wewnątrz twierdzy, niż pod jej murami. Znaleźli się tutaj, ale nie w tym charakterze, w jakim pragnęli!

I dziś dopiero pokazuje się w całej pełni, jakie znaczenie ma dla Austryi twierdza przemyska, paraliżująca zupełnie ich swobodne ruchy i zmuszająca do uwięzienia kolosalnej armii pod jej murami. We Lwowie i okolicy gospodarują Moskale po swojemu, ale czują się tu przecież jakoś ciągle nieswojsko, dopóki mają pod bokiem Przemyśl. Północny kolos wyszczerbił sobie na nim już porządnie swe zęby...

Dzięki poczcie lotniczej, przewożonej od czasu-do czasu aeroplanami, nie jest też miasto tak odciętem od świata, by nie mogło utrzymywać kontaktu z resztą monarchii, na tej też drodze otrzymaliśmy stamtąd cały szereg fotografii, malujących dokładnie tamtejsze życie. Wiadomości, jakie stamtąd nadchodzą, są wprawdzie dość skąpe, widzimy z nich jednak, że tak ludność cywilna, jak i załoga, trzyma się nad wyraz dzielnie. Patrząc na życie miasta, toczące się tym samym trybem, co dawniej, nikt by nawet nie powiedział, że znajdują się w oblężonej twierdzy, która już od kilku miesięcy otoczoną jest przez nieprzyjaciela.

  Jedynie wpada w oko stosunkowo mniejsza liczba ludności cywilnej, część jej bowiem wcześnie wyewakuowano, w słusznem przekonaniu, że właśnie Przemyśl będzie pierwszą twierdzą austryacką, która ma pod swymi murami zatrzymać pochód wroga.

Jeszcze przed pierwszem zbliżeniem się Moskali pod mury Przemyśla zarządzono z polecenia komendy fortecy ewakuacyę miejscowej ludności cywilnej. Wywieziono część jej w różne strony monarchii, część jednak pozostała. Aczkolwiek liczba mieszkańców Przemyśla nie jest obecnie zbyt wielką, zaprowiantowanie jej przecież na czas oblężenia było dość trudne, zwłaszcza, że dowóz żywności i rozmaitych materyałów po ustąpieniu wroga nie mógł być, z powodu zniszczenia środków komunikacyjnych w okolicy, przeprowadzony z całą intenzywnością. Mimo to komenda postarała się o to, aby nie brakło niczego, co mogłoby w tych ciężkich czasach przydać się kilkudziesięciu tysiącom głów, pozbawionych przez czas, nie dający się określić, wszelkiej styczności ze światem zewnętrznym, a skazanych na pobyt w obrębie twierdzy.

O utrzymaniu kontaktu z resztą monarchii przy pomocy poczty lotniczej powyżej już wspominaliśmy, dodać jednak należy, że wynaleziono nadto daleko wygodniejszy, choć może mniej pewny sposób wysyłania korespondencyi prywatnej z oblężonego miasta.

Zarząd poczty wojskowej posługuje się w tym celu specyalnym balonem, niezbyt wielkich rozmiarów, do których przytwierdza się pakunki, zawierające listy, wypuszcza się je następnie na los szczęścia. Okoliczną ludność zawiadomiono, iż każdy, kto znajdzie tego rodzaju przesyłkę, ma ją doręczyć naj bliższej władzy, cywilnej lub wojskowej, która ze swej strony postara się o odstawienie jej do najbliższego urzędu pocztowego w celu dalszej ekspedycyi.

Znalazca otrzymuje za to dziesięć koron nagrody. Wobec tego, że załoga i ludność oblężonego

miasta nie jest pozbawioną wiadomości z poza rejonu fortecznego, umożliwione jest też i wydawanie pisma codziennego, noszącego tytuł „Wiadomości wojenne”. Cieszy się ono ogromną poczytnością, przynosząc wzmianki o tem, co słychać na szerokim świecie i w samem mieście. Młodociani kolporterzy, których mimo ewakuacyi dość pozostało, znajdują w ten sposób wcale przyzwoity zarobek.

Główny nacisk położono przecież na sprawę wyżywienia i zaopatrzenia w odzież oraz zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb ludności cywilnej i załogi wojskowej, zwłaszcza, że nadchodziła zima, daleko sroższa niż u nas. Postarano się też w pierwszym rzędzie o zapas węgla i drzewa opałowego świec i nafty, z czem jednak musiano się obchodzić bardzo oszczędnie. Gdy brakło zapałek, komenda rozpoczęła fabrykacyę ich we własnym zarządzie, zwłaszcza, że znaleźli się odpowiednio ukwalifikowani robotnicy wśród miejscowej załogi.

  Ponieważ zachodziła obawa, że miastu może braknąć spirytusu do celów przemysłowych, postarano się także o zapobieżenie temu, co przeprowadzono w ten sposób, iż rozebrano urządzenie jednej z gorzelń, leżących w rejonie fortecznym, a, jako narażonej na strzały nieprzyjacielskie, przeznaczonej na zburzenie. Następnie przewieziono je w bezpieczne miejsce i zmontowano na powrót, rozpoczynając zupełnie prawidłowy wyrób spirytusu. I tutaj, tak jak w fabryce zapałek, pracują żołnierze. Ze względu na nadchodzącą zimę trzeba było pomyśleć także i o odzieży cieplejszej tak dla wojska, jak i ludności. W tym celu urządzono w ubikacyach sądu obwodowego szwalnię, w której pracuje od świtu do nocy sto trzydzieści panien z wszelkich sfer społecznych. Szwalnia ta urządzoną została głównie dzięki zabiegom cywilnego komisarza twierdzy, p. Karasińskiego. Skór dla potrzeb kuśnierskich oraz rymarskich dostarcza specyalna fabryka, prowadzona również w zarządzie wojskowym.

Najważniejszem zadaniem komendy było i jest zaopatrzenie załogi i ludności w żywność. Już w chwili wypowiedzenia wojny zapasy artykułów spożywczych pomieszczone w magazynach wojskowych i prywatnych, były poważne, skompletowano je jeszcze w ostatniej chwili, spędzając w obręb miasta odpowiednią liczbę bydła rzeźnego, które miało równocześnie dostarczać mieszkańcom mleka i starając się o zabezpieczenie paszy. Po chwilowem cofnięciu się Moskali zapasy te, o ile się dało, uzupełniono, pamiętać przecież trzeba, że w promieniu kilkunastu mil wszystko było doszczętnie zniszczone, więc tak to łatwo nie poszło.

W rzeźniach, prowadzonych również w zarządzie wojskowym, bije się codziennie odpowiednią liczbę bydła rozmaitego gatunku. Mięso idzie na potrzeby załogi, otrzymuje je także i ludność cywilna, która zmuszoną była pozostać w mieście.

Jak więc z powyższych wzmianek wnosić można - wiadomości nasze są bardzo skąpe, co każdy zresztą łatwo zrozumieć powinien - życie w Przemyślu oblężonym nie różni się zasadniczo od owego, jakie tutaj wrzało w normalnych czasach, gdy Moskale byli jeszcze za słupami granicznymi. Ludność krzepi się przecież nadzieją, że miną już rychło te ciężkie chwile, a zabłyśnie jutrzenka wyzwolenia i w ten sposób osładza sobie gorycz obecnego położenia, nie upadając przecież na duchu, owszem oddając się swym zwykłym zawodowym zajęciom. 

Przemyśl 1915 r. w zapiskach wojennych

Zapiski poniższe są autorstwa mieszkańca Przemyśla, podpisującego się Dr M.K., który w czasie przełomowym, a mianowicie od dnia 2-go maja do dnia 4 czerwca 1915 r. notował wydarzenia i wrażenia chwili. Świadczą one, że nawet do miasta, tak od świata odciętego i tak pilnie dozorowanego, jak Przemyśl podczas inwazyi rosyjskiej, docierały wieści głuche o doniosłych wypadkach, które się zaczęły rozgrywać w dniu 2 maja. Wieści owe, ilustrowane dziwnem zachowaniem się Rosyan, wystarczyły dla przeczulonej intuicyi mieszkańców fortecy, ażeby przeczuć, że dni panowania rosyjskiego są policzone.

Dnia 2 maja. Żydzi uciekają dniem i nocą - jedni do Jarosławia, drudzy do Lwowa. Ustał wszelki handel i przemysł, sklepy są zamknięte. Zapasów żywności jest pod dostatkiem, a jednak panuje drożyzna.

Dnia 3 maja. Masy wojsk ciągną przez miasto, podobno do Karpat. W mieście zalega cisza. Żydzi nieustannie uciekają.

Dnia 4 maja. Dzisiaj taki sam obraz. W dodatku rabunki, i wykroczenia szumowin społecznych.

Dnia 5 maja. Coraz większe masy wojsk przychodzą i wnet idą. dalej: w stronę Krakowa i w stronę Karpat. Odbywa się gorączkowa praca około budowy fortów i mostów.

Dnia 6 maja. Znowu ogromne pochody wojsk. Cisza i spokój, ale mamy przeczucie, że to cisza przed burzą. Do dnia 10 maj wszyscy żydzi mają miasto opuścić. Obiega pogłoska, że na wypadek zbliżenia się wojsk sprzymierzonych pod Przemyśl mają być także usunięci Polacy.

Dnia 7 maja. Znowu krążą wśród ludności dziwne pogłoski. Wszyscy opowiadają sobie w tajemnicy, że Rosyanie cofają się z pod Gorlic i Dukli. Żydzi uciekają do Jarosławia, Lwowa, Chyrowa, Sambora. Mówią, że do Przemyśla zbliżają się wojska austro-węgierskie i niemieckie.

Dnia 8 maja. Chorzy jeńcy wywożeni są pospiesznie ze szpitali. Kupcy rosyjscy otworzyli tutaj sklepy. Obiega wiadomość, że wojska sprzymierzone są już pod Jasłem. Rosyanie straszą ludność trzeciem oblężeniem.

Dnia 9 maja. Dzień minął spokojnie. Na ulicach zalega cisza. Straszą nas tylko epidemie.

Dnia 10 maja. Już oficerowie rosyjscy opowiadają otwarcie, że dnie panowania rosyjskiego w Przemyślu są policzone. Mówią, że artyleryi nieprzyjacielskiej, siejącej straszne spustoszenia, Rosyanie oprzeć się nie zdołają. Jakby na skrzydłach przylatują wiadomości z Dukli, Gorlic, Jasła. Mnóstwo chłopów przybywa z okolic Jarosławia i Krosna gromady bosych i półnagich.

Przed mojemi oknami ciągną żołnierze, obciążeni plecakami, ale bez karabinów. Dokąd - nikt nie wie.

Dnia 11 maja. Od północy nieskończony tabor wozów dąży do Lwowa. Trwa to przez cały dzień aż do wieczora. Dziesiątki tysięcy wozów. Powiadają, że tabor ciągnie z pod Karpat.

Przed gmachem starostwa stoi dużo wozów, na których siedzi mnóstwo uchodźców z Krępny pod Żmigrodem i z Węglówki pod Krosnem. Opowiadają, że Krosno i Korczyna leżą w gruzach, a wsie pomiędzy Duklą, Krosnem i Żmigrodem są spalone. Opowiadają straszne rzeczy. Krew ścina się w żyłach.

O godz. 8 wieczór wielkie kolumny piechoty i konnicy ciągną ku Żurawicy. Przybywa mnóstwo rannych z pod Krosna. Tabory wozów dążą z pod Krasiczyna w stronę Medyki. Ciągną woły, krowy, konie, wozy - wszystko w stronę Medyki. Cała ulica z obu chodnikami jest przepełniona. Ścisk i hałas nie do opisania.

Dnia 12 maja. Przez całą noc jadą wozy.

Godzina 8 rano jadą działa, karabiny maszynowe, wozy z amunicyą. 

Godzina 9 rano: Kozacy, piechota bez karabinów; wszystko dąży pod Medykę.

Godzina 9 minut 15 rano: Słychać niedalekie strzały dział. Ale to grają działa rosyjskie. Wybiegam z pomieszkania i widzę, że ostrzeliwane są niemieckie samoloty.

Godzina 9 minut 30 rano: Pierwsza bomba spadła na roku Rynku i ulicy Kazimierza Wielkiego, zabiła jednego żołnierza, a drugiemu strzaskała nogę, tudzież zabiła 2 konie.

Aż do nocy ciągną wojska i tabory bądź w stronę Żurawicy, bądź w stronę Medyki. Wracają także wojska z pod Dobromila. W mieście panuje popłoch. Nic dziwnego. Nie ma takiego pióra, któreby zdołało opisać wrażenia, jakich doznajemy. Zwracamy się tylko do Boga, nie wiedząc, co nam dzień następny przyniesie.

Przed południem zjawił się w mojej kuchni pułkownik, wypytywał się o rozmaite rzeczy, zwłaszcza o pieniądze.

Godzina 6 [18] minut 30: Miasto przepełnione wojskiem, taborami wozów, bydłem. Krzyki, rżenia, ryki. Na ulicach pełno gnoju i kału, powietrze przepełnione fetorem, biały kurz unosi się tumanami. Sądny dzień. Ani kropla deszczu nie pada.

W tej chwili dowiaduję się, że wojska austro-węgierskie i niemieckie oddalone są tylko o 6 mil od Przemyśla. Rozpocznie się wkrótce robota potwornych moździerzy. Nad miastem krąży samolot. Przez cały dzień wiozą rannych. Ludność zakupuje żywność.

W tej chwili dowiaduję się, że nasi są w Rzeszowie, że w szalenie pospiesznych marszach dążą pod Jarosław i Przemyśl, że Rosyanie cofają się. Bomba zraniła ciężko na Rynku pewną kobietę.      

 

Los jeńców przemyskich

 

  Wiedeń, 13 maja [1915 r.]

Urząd wywiadowczy austryackiego Czerwonego Krzyża dla jeńców wojennych, który po upadku Przemyśla kilkakrotnie się zwracał do Czerwonego Krzyża w Petersburgu z prośbą o jak najrychlejsze przysłanie list nazwisk wziętych do niewoli oficerów i żołnierzy i o możliwe dostarczenie pomocy tym jeńcom, otrzymał wczoraj od petersburskiego biura wywiadowczego Czerwonego Krzyża dla jeńców następujący list:

Na życzenie generalnej dyrekcyi rosyjskiego Czerwonego Krzyża wysłano w dniu 25 marca

b.r. osobną misyę do Galicyi, a specyalnie do Przemyśla. Pospieszam prezydyum austryackiego Czerwonego Krzyża donieść, co następuje:

Większa część garnizonu przemyskiego została natychmiast po poddaniu się twierdzy z Przemyśla usuniętą. Tylko chorychi l rannych pozostawiono w szpitalach (liczba ich wynosiła około 6.000); otrzymują oni wszelką potrzebną opiekę lekarską. Garnizon został w różnych kierunkach przewieziony do definitywnych miejsc internacyjnych w okręgach wojskowych Kazania i Turkiestanu. Z natury rzeczy przysłanie listu do Wiednia z powodu wielkiego oddalenia miejsc internacyjnych i wielkiej liczby jeńców doznaje zwłoki. Aby jednak rodzinom, znajdującym się w niepewności co do losu swych bliskich przynieść ulgę i aby austryackim urzędom kompetentnym w celach cywilno-prawnych dać wiadomości o zabranym do niewoli garnizonie, centralne biuro wywiadowcze dla jeńców w ciągu najbliższego tygodnia wyśle ułożoną w samym Przemyślu listę oficerów i żołnierzy z Przemyśla, oraz kilka list oficerów i żołnierzy z etapów.

Co się tyczy wsparcia dla garnizonu przemyskiego aż do chwili definitywnego internowania go, to mam zaszczyt donieść panu, że oficerowie podrzędni aż do kapitana włącznie otrzymują 1 rubel 50 kop. dziennie (około 4 K), podpułkownicy i pułkownicy 2 rb. 25 kop. (około 6 K), a generałowie 2 ruble 50 kop. dziennie. Żołnierze otrzymują taki sam żołd, jak żołnierze rosyjscy.

Z powodu szybkiego transportu garnizonu z Przemyśla do wnętrza Rosyi trudno było na wszystkich stacyach zorganizować dostateczną pomoc, ale miarodajne organy rosyjskie poczyniły wszystkie możliwe zarządzenia, aby jeńcom potrzebującym pomocy, na stacyach dać kąpiel i czystą bieliznę. Wsparcia w gotówce i w przedmiotach, przysyłane nam przez Komitet opiekuńczy w Wiedniu, rozdaliśmy natychmiast między jeńców w/ miejscach, do których byli przeznaczeni.

Prezydent centralnego komitetu wywiadowczego dla jeńców wojennych, generał-major Owczynikow.

Paweł Glugla

„Nowa Reforma. Wydanie popołudniowe”, R. 34:1915, nr 239, s. 3; nr 296, s. 1.

Fotografie: Österreichisches Staatsarchiv.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama