W latach 30. XX wieku na etacie Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie znajdował się owczarek alzacki o imieniu Funio. Nie był on jedynym zwierzakiem wspierającym rzeszowskich policjantów w okresie międzywojennym, ale tylko jego zdjęcie się zachowało w starej prasie. Relacje w prasie dotyczące Funia są dość skąpe, ale wiemy, że wyróżnił się w akcji przeciwko słynnym bandytom Antoniemu Bykowi i Władysławowi Maczudze terroryzującym Rzeszowszczyznę w 1934 roku.
Najgłośniejsza z jego udziałem była obława na bandytów do której doszło 24 kwietnia 1934 roku. Tego dnia rzeszowscy policjanci dostali "cynk", że poszukiwani przestępcy ukrywają się w okolicach Hyżnego. Przypadek, a może po prostu łut dziennikarskiego szczęścia, nieodzownego w tym zawodzie, sprawił, że na miejscu był w tym czasie reporter sensacyjnego tygodnika „Tajny Detektyw”, któremu zawdzięczamy zarówno barwny opis akcji pościgowej, jak również świetne zdjęcia dokumentujące jej przebieg. Dziennikarz tak - niemalże literacko i nieco pompatycznie - relacjonował wyjazd:
- W kilka minut później siedzieliśmy już w wozie i jechaliśmy podrzucani niemiłosierni wybojami drogi. W rozkołysaniu tem oswajaliśmy się powoli z rozdzierającym uszy chrzęstem wszelakiego żelaziwa, wzmocnionego obecnie brzękiem złożonego na podłodze pancerza. Ludzie - jak ludzie - przyzwyczaili się szybko, tylko pies policyjny „Funio” nie mógł sobie miejsca znaleźć. Czy klnął na tę podróż, nie wiem, bo nie wydawał żadnego głosu, Złożył jednak przednie łapy i głowę na kolanach przewodnika i w pewnej chwili z takim proszącym wzrokiem na niego spojrzał, że przewodnik pogłaskał go po karku. Pies się mu za to odwdzięczył, ratując mu w krótki czas potem życie.
Miejscem koncentracji uzbrojonego po zęby, wyposażonego w hełmy i pancerze kuloodporne oddziału był posterunek w Hyżnem. Z informacji, za które komendant miejscowy ręczył głową, wynikało, że Byk i Maczuga znajdują się w gospodarstwie niejakiego Kazimierza Nogi w pobliskiej Grzegorzówce. Bandyci byli bardzo czujni, prawdopodobnie wspierani też przez niektórych miejscowych, więc policjantów czekał kilkukilometrowy, pieszy marsz przez pagórkowate, w zupełnej ciszy i z najwyższą ostrożnością, by nie spłoszyć bandytów. Przed wsią dwóch wywiadowców przebrano w cywilne ubrania, pięcioosobowy patrol z psem powoli otaczał zabudowania: dom i kuźnię. Akurat w chwili, gdy zajmowali miejsca, z domu wyszedł gospodarz - Kazimierz Noga. Na widok znajomej twarzy komendanta posterunku w Hyżnem coś powiedział. Głośno, tak aby usłyszeli to przebywający w domu „goście”. Chwilę później huknął pierwszy strzał karabinowy. Gdy główna ekipa policyjna dotarła do gospodarstwa, z domy wyszła żona Nogi, z gromadą dzieci, za nimi Maczuga z karabinem. Wypadki toczyły się błyskawicznie. - Zabierzcie dzieci! Zabierzcie dzieci na bok! - krzyczał wywiadowca Franciszek Wasilewski. To zwróciło uwagę Maczugi, skierował broń w stronę policjanta i wystrzelił. Ten, trafiony w prawą łydkę, padł na ziemię, oddając jeszcze kilka strzałów do uciekającego przez jar Maczugi. Powiatowy komendant rzucił się na pomoc rannemu, pozostali policjanci w pościg za Maczugą. W tym czasie z przeciwnej strony domu, z komory, rozległ się hałas. To Byk, wykorzystując powstałe zamieszanie, wybił okno i w szaleńczym biegu, ostrzeliwując się jednocześnie z dwóch rewolwerów, ruszył w kierunku pobliskiego lasu. W tym momencie do akcji ruszył Funio. W "Tajnym Detektywie" znalazł się taki opis:
- Byk, korzystając ze skoncentrowania uwagi policji na Maczudze, wyskoczył z przeciwnej strony domu z komory przez wysadzone jednem uderzeniem okno. Z zaciśniętemi zębami, strzelając w naszą stronę, z dwu trzymanych w obu rękach rewolwerów zbiegł w szalonych susach z pochyłości i całym rozpędem zaczął się wspinać na przeciwległą pochyłość, w kierunku lasu. Przewodnik psa policyjnego strzelił kilkakrotnie za Bykiem, spuszczając równocześnie psa ze smyczy: - Funiu. bierz! Jak błyskawica dopadł Funiu strzelającego bez przerwy bandytę. Chwyt kłami za lewą rękę, straszne szarpnięcie i Byk pada na kolana, zwalając się prawie na ziemię. Wolną ręką strzela dwa razy psu w łeb. Funio zaskowyczał, ale nie puścił. Trzecie szarpnięcie za cyngiel. Rewolwer nie strzela. Dwa szybkie ciosy kolbą w głowę psa. Pies się skręca z bólu i pada na ziemię, a bandyta zygzakiem ucieka lasu. Równocześnie padają za bandytą dwa strzały przewodnika psa.
Z innych relacji wynika, że rany jakie odniósł Funio w tej akcji były na szczęście niegroźne. Kule przeleciały koło głowy, raniąc ucho. Lekko ranny został też przewodnik psa o nazwisku Gaweł. Niestety tym razem bandytom dopisało szczęście. Dzięki pomocy jednego z domowników udało im się wymknąć z obławy. Na rozbicie bandy trzeba było jeszcze poczekać. Poza tą jedną akcją nie znamy niestety wcześniejszych, ani późniejszych losów dzielnego psa z rzeszowskiej policji.
Historię bandy Byka i Maczugi przedstawiamy tu: Byk i Maczuga - postrach przedwojennej Rzeszowszczyzny
O innym rzeszowskim psie policyjnym - Saturnie - można przeczytać zaś tu: Policyjny nos psa Saturna
Szymon Jakubowski
Tekst jest zmodyfikowanym fragmentem przygotowywanej do druku książki "Byk, Maczuga i inni...", która ukaże się w w ramach "Biblioteki Podkarpackiej Historii" w drugiej połowie marca.
Napisz komentarz
Komentarze