Kapitan Eduard Prchal, pierwszy pilot bombowca Liberator AL 523, jedyny ocalały z katastrofy, tak wspominał tragiczne momenty:
- Start odbył się normalnie (…). Po wyrównaniu steru wysokości uczułem nagle silny wstrząs i stwierdziłem, że stery są całkowicie zablokowane. Zawołałem na mechanika, który doskoczył do urządzenia blokującego i stwierdził, że jest ono otwarte (…). Samolot przeszedł w lot ślizgowy, a ponieważ byliśmy wówczas na wysokości 300 stóp nie ulegało wątpliwości, że rozbić się musimy w ciągu kilku sekund. Zawołałem przez telefon pokładowy: Uwaga, kraksa (…). Równocześnie, chcąc zmniejszyć siłę uderzenia zamknąłem wszystkie 4 przepusty i zawołałem do drugiego pilota, aby wyłączył silnik, zdołałem odczytać jeszcze na zegarach, że pikujemy do wody z szybkością 150 mil na godzinę. W tej chwili uczułem silne uderzenie, słyszałem jeszcze jak samolot się rozpada i straciłem przytomność ….
Ostatnia podróż
Był koniec maja 1943 r. Urodzony 20 maja 1881 r. w Tuszowie Narodowym koło Mielca, Wódz Naczelny Polskich Sił Zbrojnych i premier naszego rządu na emigracji, generał broni Władysław Sikorski udał się w swą najdłuższą, jak się okazało ostatnią podróż wojenną na Bliski Wschód.
Odbył inspekcję i wizytację stacjonujących tam oddziałów polskich oraz przewodniczył konferencjom, rozmowom dyplomatycznym i sztabowym, m.in. na temat wyłonienia z Armii Polskiej na Wschodzie związku taktycznego, który otrzymał nazwę 2. Korpusu. Bardzo zmęczony wyruszył 3 lipca w drogę powrotną. Jednak ze względu na upały i zmęczenie zdecydował, by zatrzymać się i odpocząć w Gibraltarze.
4 lipca 1943 r., tuż po godzinie 23., w kilka minut po starcie z miejscowego lotniska samolot z generałem i towarzyszącymi mu osobami spadł do morza. W wyniku tej katastrofy oprócz członków załogi samolotu wraz z gen. Sikorskim zginęli m.in.: szef Sztabu Naczelnego Wodza - gen. bryg. Tadeusz Klimecki, szef III Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza - płk dypl. Andrzej Marecki, brytyjski oficer łącznikowy od Churchilla do Sikorskiego - płk Victor Cazalet, doradca wicekróla Indii - brig. John Percival Whiteley, oficer Pomocniczej Służby Kobiet i szyfrantka, a prywatnie córka generała - ppor. Zofia Leśniowska, adiutant Naczelnego Wodza - por. Józef Ponikiewski, sekretarz Adam Kułakowski, kurier z Warszawy, żołnierz AK Jan Gralewski-Pankowski i pasażerowie brytyjscy, cywile W.H. Lock i Mr Pinder. Ofiar mogło być więcej lecz jedyny egzemplarz listy pasażerów zaginął wraz samolotem. Wypadek przeżył z niewielkimi obrażeniami jedynie czeski pilot, Eduard Prchal.
Wypadek czy zamach?
Ta katastrofa lotnicza jest jedną z niewyjaśnionych do dnia dzisiejszego zagadek II wojny światowej i do dziś budzi kontrowersje, emocje i wątpliwości. Według oficjalnej wersji samolot typu Consolidated LB-30B „Liberator” Mk II numer ewidencyjny AL 523B-24 należący do 511. dywizjonu brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych, 16 sekund po starcie z gibraltarskiego lotniska wodował kilkaset metrów na wschód od końca pasa startowego. Samolot przez jakiś czas utrzymywał się na powierzchni morza i po około sześciu minutach (zegarki ofiar zatrzymały się o godz. 23.06) zatonął w płytkich wodach przybrzeżnych.
Według oficjalnej wersji, przedstawionej w raporcie brytyjskiej komisji RAF badającej wypadek w 1943 r., przyczyną katastrofy było zablokowanie steru wysokości, komisja nie potrafiła wyjaśnić jak doszło do awarii. Raport stanowczo wykluczał możliwość sabotażu jako przyczyny wypadku, choć nie podano w nim żadnych okoliczności, które prowadziłyby do takiego wniosku. Ustalenia komisji zwierały nieścisłości. Nic dziwnego, że niejasne okoliczności śmierci generała i pozostałych osób są źródłem tworzenia hipotez spiskowych.
Do dziś toczą się dyskusje i rozważania wokół przyczyn tej katastrofy, która nagle przerwała żmudną drogę do wolnej Polski generałowi i jego współpracownikom - uczestnikom feralnego lotu. Ciągle brak odpowiedzi na nierozstrzygnięte do dziś pytania o możliwość dokonania sabotażu, czy wręcz zamachu, którym mogły być zainteresowane zarówno wywiady: sowiecki, niemiecki, angielski, a może i … polska opozycja niechętna Sikorskiemu. Według niektórych historyków katastrofa gibraltarska była mistyfikacją mającą na celu zatuszować zamach. Ciągle jest wiele wersji dotyczących tej tragedii, pojawiają się nowe pytania. Na ostateczne wyjaśnienie okrytej nimbem tajemnicy zagadki lotu bombowca Liberator o znakach AL 523 i sprawy śmierci gen. Sikorskiego oraz jego współpracowników trzeba będzie jeszcze poczekać. Nie zostanie ona rozstrzygnięta, dopóki pozostaną utajnione materiały z rosyjskich i brytyjskich archiwów. A ich odtajnienie nastąpi nie wcześniej niż w połowie XXI w. Można zadać pytanie - dlaczego po tak długim czasie?
Bolesna strata
Śmierć pochodzącego z Rzeszowszczyzny generała i męża stanu była wielką stratą dla sprawy, którą reprezentował on sam i jego najbliżsi współpracownicy - odzyskania przez Polskę niepodległości i zapewnienia jej sprawiedliwych granic. W ciągu krótkiego czasu, od jesieni 1939 r. potrafił on stworzyć sprawnie działający aparat państwa na obczyźnie oraz biorące aktywny udział w działaniach wojennych siły zbrojne. Zapewnił Polsce status liczącego się członka koalicji antyhitlerowskiej, m.in. prowadził trudne rozmowy ze Stalinem i Sowietami oraz składał ważne wizyty w Stanach Zjednoczonych.
Wydobyte z morza ciało generała Sikorskiego przewieziono do Wielkiej Brytanii na pokładzie polskiego niszczyciela ORP „Orkan”. Po uroczystościach pogrzebowych w Londynie pochowany został na cmentarzu polskich lotników w Newark koło Nottingham. 17 września 1993 r. jego prochy spoczęły w krypcie św. Leonarda w podziemiach katedry na Wawelu.
Wśród ofiar tragicznego lotu znaleźli się dwaj bardzo bliscy współpracownicy gen. Sikorskiego, mocno związani z Jasłem, wspomniani wcześniej gen. Klimecki i płk Marecki. Obaj byli absolwentami jasielskiego gimnazjum i mieszkańcami tego miasta.
Generał Klimecki
Tadeusz Klimecki urodził się 23 września 1895 r. w Tarnowie. Był synem Józefa Klimeckiego, radcy sądowego i Ludwiki z domu Regec. Po ukończeniu w 1913 r. jasielskiego gimnazjum rozpoczął studia prawnicze w krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Gdy wybuchła I wojna światowa został powołany do wojska austro-węgierskiego. Ukończył oficerską szkołę piechoty i dowodził plutonem. W 1915 r. został awansowany na chorążego, a rok później na podporucznika. Dowodził kompanią na froncie włoskim i był trzykrotnie ranny.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, współorganizował w Tarnowie 16. pułk piechoty. Walczył z nim później w stopniu kapitana jako dowódca batalionu w wojnie 1919-1920. W 1925 r. został awansowany na majora. Rok później rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, którą ukończył po dwu latach. Został szefem sztabu 12. dywizji piechoty w Tarnopolu, a od października 1930 r. powołano go na stanowisko wykładowcy taktyki ogólnej Wyższej Szkoły Wojennej. Wówczas też podjął na kilka lat współpracę z wydawnictwem „Zadania Taktyczne”, w którym publikował swe prace z zakresu taktyki. W 1931 r. został mianowany podpułkownikiem, a w 1934 r. objął funkcję zastępcy dowódcy 18 pułku piechoty w Skierniewicach. Dwa lata później przyjął dowództwo 5. pułku strzelców podhalańskich w Przemyślu.
Po awansie na pułkownika WP w 1938 r. powrócił do Wyższej Szkoły Wojennej. Od wiosny 1939 r. podjął współpracę z III Oddziałem Sztabu Głównego w zakresie zadań specjalnych. Tam też pełnił służbę w trakcie kampanii wrześniowej. Po jej przegranej, już w listopadzie 1939 r. przybył do Paryża, gdzie objął stanowisko szefa Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza. Zaangażował się tam przy odtwarzaniu Armii Polskiej we Francji. W maju 1940 r. został szefem Sztabu Naczelnego Wodza, a w lutym następnego roku podniesiono go do stopnia generała brygady. Po klęsce Francji bardzo aktywnie włączył się w odbudowę WP w Wielkiej Brytanii. Odtąd jeszcze ściślej współpracował z generałem Sikorskim.
Był jednym z kilku najbardziej zaufanych współpracowników Naczelnego Wodza. Wykazywał duże zdolności dyplomatyczne, prowadził skuteczne negocjacje ze stroną brytyjską w kwestiach zaopatrzenia Polskich Sił Zbrojnych w sprzęt wojskowy oraz udzielania pomocy walczącej z okupantem niemieckim Armii Krajowej. Miał też swój wkład w planowanie późniejszej akcji „Burza”.
W 1942 r., z polecenia gen. Sikorskiego, udał się ze specjalną misją na Bliski Wschód negocjować z Brytyjczykami kształt polskiej armii na Wschodzie, którą zamierzano sformować z żołnierzy, którzy z gen. Andersem wyszli ze Związku Sowieckiego. Klimecki pełnił wówczas rolę łącznika pomiędzy gen. Andersem a gen. Henrym Wilsonem, szefem brytyjskiego Dowództwa Persji i Iraku.
Pułkownik Marecki
Andrzej Marecki urodził się 2 września 1898 r. w Grybowie. Był synem prawnika, a później prokuratora Tadeusza Mareckiego i Janiny z domu Rząca. W latach I wojny światowej, w 1916 r., ukończył jasielskie gimnazjum, a już w lutym 1917 r. został wcielony do armii austriackiej i wysłany na front włoski. W listopadzie 1918 r. wstąpił do odradzającego się Wojska Polskiego. Dowodził plutonem, a później baterią. W 1921 r. jako dowódca baterii w pociągu pancernym walczył w III powstaniu śląskim.
W kolejnych latach, w stopniu porucznika artylerii, pełnił czynną służbę w WP. W 1924 r. ukończył kurs instruktorów szkół podchorążych w Toruniu i w randze kapitana rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej, którą z powodzeniem ukończył w 1926 r. W trakcie mającego miejsce w tym roku zamachu majowego walczył po stronie rządowej. Po przewrocie, jesienią 1926 r., skierowany został do pracy w Doświadczalnym Centrum Wyszkolenia w Rembertowie, a dwa lata później objął funkcję wykładowcy taktyki ogólnej w Wyższej Szkole Wojennej. W 1931 r. awansował do stopnia majora. W 1934 r. został dowódcą dywizjonu w 27. pułku artylerii lekkiej we Włodzimierzu Wołyńskim, a od lutego 1936 r. pełnił stanowisko attaché wojskowego przy polskim poselstwie w Sztokholmie.
1 stycznia 1938 r. awansował na podpułkownika. W lutym 1939 r. powołano go do pracy w Oddziale III Sztabu Głównego, gdzie został szefem referatu operacyjnego „Zachód”, zajmującego się planem obrony przed coraz bardziej realnym atakiem ze strony Niemiec. W czasie polskiej wojny obronnej pracował w sztabie Naczelnego Wodza, a po kapitulacji Polski, przez granicę rumuńską dotarł do Francji i już w listopadzie objął funkcję szefa wydziału w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza generała Sikorskiego. Zajmował się tam m.in. planowaniem i wyszkoleniem. Został też kierownikiem grupy polskich oficerów kursu wojennego Ecole Superieure de Guerre. Następnie był oficerem łącznikowym z ramienia Naczelnego Dowództwa WP do francuskiego sztabu generalnego. W maju 1940 r. objął stanowisko szefa Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza.
Po przegranej kampanii francuskiej, w czerwcu 1940 r., ewakuował się wraz z całym sztabem gen. Sikorskiego do Wielkiej Brytanii. Został tam organizatorem i pierwszym komendantem Wyższej Szkoły Wojennej. Równocześnie awansowano go na pułkownika. Był też redaktorem naczelnym wojskowego pisma „Bellona”.
Zasłużyli na pamięć i szacunek
Zarówno gen. Klimecki, jak i płk Marecki należeli do najbliższych współpracowników generała Sikorskiego. Zdecydowanie też stanęli po jego stronie w tzw. „kryzysie rządowym” w lipcu 1940 r. Płk Marecki uczestniczył także w rozmowach gen. Sikorskiego w czasie jego wizyty w Stanach Zjednoczonych w 1942 r., w trakcie której dokonano nieudanego zamachu bombowego w samolocie polskiej delegacji. Obaj byli uczestnikami tragicznej podróży i wizytacji na Bliski Wschód i wraz ze swoim Naczelnym Wodzem zginęli.
Pochowani zostali na cmentarzu polskich lotników w Newark pod Lincoln w Anglii. W 2010 r. ich ciała ekshumowano i sprowadzono do Polski na wniosek Instytutu Pamięci Narodowej, który prowadził śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego. Ich szczątki zostały zbadane przez specjalistów z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej. Ponowne, już „polskie”, uroczystości pogrzebowe tych oficerów miały miejsce w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Po mszy świętej ich trumny zostały złożone w kwaterze żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w Warszawie na Wojskowych Powązkach.
Byli wybitnymi oficerami Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej i należeli do elity sztabowców Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie II wojny światowej. Posiadali liczne odznaczenia, m.in. obaj byli kawalerami Krzyża Virtuti Militari V klasy i odznaczeń zagranicznych, gen. Klimecki otrzymał medal za wojnę 1918-1920 oraz Krzyż Walecznych, a płk Marecki Złoty Krzyż Górnośląski i Złoty Krzyż Zasługi.
Dla nas niech na zawsze pozostaną w pamięci jako ważne postaci historii Polski okresu II wojny światowej oraz ludzie, w których życiorysie na trwale zapisało się Podkarpacie i miasto Jasło.
Śledztwo IPN
W 2008 r., w ramach śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie ekshumowano szczątki gen. broni Władysława Sikorskiego, gen. bryg. Tadeusza Klimeckiego, płk Andrzeja Mareckiego i por. Józefa Ponikiewskiego, które poddano szczegółowym badaniom sądowo lekarskim. Ustaliły one, że wszyscy zginęli w skutek obrażeń wielonarządowych typowych dla katastrofy lotniczej. Stwierdzone złamania powstały, kiedy ofiary żyły. Zacytujmy fragmenty dokumentu:
- Śmierć Władysława Sikorskiego nastąpiła najwcześniej w chwili uderzenia samolotu o wodę. Wyniki sekcji po ekshumacji pozwoliły zatem na kategoryczne odrzucenie innych możliwości mechanizmu śmierci, takich jak: uduszenie gwałtowne w wyniku zadławienia /ucisk rękoma w rejonie szyi/ lub zadzierzgnięcia /uduszenie pętlą/ oraz wskutek obrażeń postrzałowych, a nadto ran kłutych, ciętych lub rąbanych. Podczas sekcji szczątków przeprowadzono badania: radiologiczne, genetyczne i toksykologiczne oraz kryminalistyczne badania antropologiczne i fizykochemiczne. Badania genetyczne DNA potwierdziły, że ekshumowane szczątki ludzkie są szczątkami gen. broni Władysława Sikorskiego. (…) Zgon gen. bryg. Tadeusza Klimeckiego nastąpił w wyniku licznych obrażeń ciała doznanych wskutek urazu wielonarządowego o znacznej energii. Stwierdzone złamanie kręgosłupa szyjnego – zdaniem biegłych było obrażeniem śmiertelnym, albowiem wiązało się z rozerwaniem górnej części szyjnego odcinka rdzenia kręgowego. W odniesieniu do płk Andrzeja Mareckiego biegli analogicznie uznali, że stwierdzone podczas sekcji obrażenia ciała w obrębie czaszki, kręgosłupa i klatki piersiowej powodowały zgon na skutek urazu wielonarządowego o znacznej energii. W chwili powstania złamań Andrzej Marecki miał zachowane napięcie mięśni, a zatem był żywy.
Wiesław Hap
tekst ukazał się w nr. 7-9/2019 "Podkarpackiej Historii"
Napisz komentarz
Komentarze