6 maja 1939 roku w popularnym, krakowskim dzienniku "Ilustrowany Kurier Codzienny" ukazał się list otwarty trzech młodych chłopaków: Władysława Bożyczki, Edwarda Lutostańskiego i Leona Lutostańskiego, wzywających, w obliczu rosnącego zagrożenia, do poświęcenia ojczyźnie nawet życia. Kilka dni wcześniej w trójkę dyskutowali o tym, zwłaszcza, że międzynarodowa sytuacja stawała się napięta. Hitler właśnie wypowiedział Polsce pakt o nieagresji, rosły niemieckie żądania graniczne, w Wolnym Mieście Gdańsku nasilały się proniemieckie wystąpienia, mnożyły się graniczne incydenty.
5 tysięcy gotowych pójść na śmierć
Medialny apel spotkał się z olbrzymim odzewem.Wpisał się w nagły wzrost patriotycznych nastrojów, podsycanych przez oficjalną propagandę z całej Polski zaczęły napływać zgłoszenia ochotników. Sporą ich część stanowili mieszkańcy obecnego Podkarpacia, zwłaszcza jego południowej części. Na listach ochotników pojawiają się takie m.in. miejscowości jak Miejsce Piastowe, Krosno, Sanok, Jasło.
Początkowo akcja miała charakter typowo medialny, w gazetach ukazywały się listy czytelników, deklaracje wstąpienia do formacji polskich "żywych torped", wzorowanych na już formowanych w Japonii. Trzech inicjatorów zafascynowała bowiem głośna sprawa japońskiego żołnierza, który w czasie trwającej właśnie wojny japońsko-chińskiej w specjalnie skonstruowanej torpedzie rzucił się na siły wroga.
W miarę napływu kolejnych deklaracji sprawą zainteresowali się wojskowi, poważniej zaczynając zastanawiać się nad możliwością wykorzystania “żywych torped”. Liczbę ochotników szacuje się na 4700 młodych ludzi, w tym 180 kobiet. Armia do specjalnych szkoleń, które w większości nie odbyły się z powodu wybuchu wojny, zakwalifikowała ponad 300 z nich.
Szczególnie poważnie do pomysłu podeszło dowództwo Marynarki Wojennej. Z ochotników wybrano 87 osób, których zaproszono na spotkanie instruktażowe. Prawdopodobnie mieli oni testować prototypy 15 małych łodzi. Gruntowne szkolenie miało ruszyć 12 października 1939 roku. Z oczywistych powodów do tego .jednak nie doszło.
Sprawą "żywych torped", a może bardziej ochotników gotowych do wykonywania najbardziej niebezpiecznych zadań, mocno zainteresowała się "dwójka", czyli II Oddział Sztabu Głównego Wojska Polskiego, odpowiedzialny głównie za kontrwywiad, ale i ewentualne akcje dywersyjne. Powstał nawet specjalny referat zajmujący się tą sprawą, zaś od końca czerwca zaczęto prace nad tworzeniem specjalnie wyszkolonych oddziałów do zadań specjalnych.
Kamikadze z Sanoka
Jeden z takich spec-oddziałów powstał w Sanoku. W ramach stacjonującego tu 2 Pułku Strzelców Podhalańskich zaczęto formować Samodzielny Batalion Szturmowy. Czemu akurat na miejsce formowania spec-jednostki wybrano Sanok? Można tylko domniemywać. Te tereny leżały na zapleczu przewidywanych działań wojennych, jeszcze nie spodziewano się, że jedno z uderzeń nastąpi od południa, z terenów niby niepodległej, a faktycznie zależnej od III Rzeszy Słowacji.
2 Pułk Strzelców Podhalańskich był dumą regionu. Jego zalążki powstały w pierwszych dniach niepodległości, w listopadzie 1918 roku, w jego składzie znalazło się wielu miejscowych młodych ludzi. Na przełomie 1918 i 1919 roku jednostka brała udział w walkach na froncie polsko-ukraińskim. W 1920 uczestniczyła w “wyprawie kijowskiej”, zajmując stolicę Ukrainy. W wojnie polsko-bolszewickiej uczestniczyła m.in. w walkach nad Dnieprem, słynnej obronie Brześcia nad Bugiem, później sierpniowej kontrofensywie. We wrześniu toczyła walki o zdobycie Grodna, której elementwm była – 23 września – bitwa pod Kuźnicą Białostocką. W następnych latach tego dnia obchodzono pułkowe święto.
W okresie międzywojennym pułk, wchodzący w skład 22 Dywizji Piechoty Górskiej stacjonował w Sanoku trwale wkomponowując się w życie społeczne. Pod jego egidą działały tutaj m.in. Klub sportowy i klub narciarski, jednostka była współorganizatorem słynnego Zjazdu Ziem Górskich w Sanoku w 1936 roku. W 1932 roku brała udział w tłumieniu tzw. powstania leskiego, wywołanego przez zrewoltowanych bieszczadzkich chłopów.
Niestety informacje o wchodzącej w skład pułku jednostce, nazywanej "batalionem śmierci" są znikome. Pewne jest tylko to, że istniała. Jej organizacja i zadania były zaś objęte ścisłą tajemnicą wojskową. Z nielicznych zachowanych źródeł można się jedynie dowiedzieć, że liczyła ok. 100 żołnierzy. Pojawiają się informacje o bliżej nieznanej akcji sabotażowej (prawdopodobnie rozbicie kolumny samochodowej) pod Boguminem na wcielonym w 1938 roku do Polski Zaolziu, w której ponoć zgineła duża część sanockich kamikadze, wielu dostało się do niewoli, a pozostali przeszli do konspiracji. Te informacje są jednak bardzo niepewne. W Boguminie stacjonował 3 pułk (a nie 2) i to on zapewne wziął na siebie pierwsze uderzenie wojsk niemieckich.
Faktem jest, że na odcinku południowo-zachodnim, w ramach Armii "Łódź" walczył 2 pułk, szybko jednak musiał pod naporem nieprzyjaciela wycofywać się. 10 września jednostka została rozbita, jej resztki wraz z niedobitkami 5 Pułku Strzelców Podhalańskich z Przemyśla zostały otoczone 22 września na drodze Tarnogród – Sieniawa i zmuszone do kapitulacji. Bardzo ciekawa jest historia ocalenia sztandaru pułkowego. W czasie walk w okolicach Skrobaczowa został on oddany na przechowanie gajowemu Józefowi Gajowemu. W różnych miejscach był on przechowywany przez 24 lata. Opiekun sztandaru zdecydował się na wyjawienie tajemnicy i przekazanie go do Muzeum Wojska Polskiego dopiero w 1963 roku. Trzydzieści lat później sztandar na krótko gościł w Sanoku, eksponowany w tutejszym Muzeum Historycznym.
"Żywe torpedy" w innych regionach
Pomysł trzech młodych ludzi intrygował wojskowych również w innych częściach kraju. Wiadomo o próbach stworzenia oddziałów samobójców w Armii Pomorze (mieli za pomocą drewnianych pływaków z zamontowanymi ładunkami wybuchowymi zniszczyć niemiecki most pontonowy pod Chełmnem), oraz jeszcze przed wojną w Warszawie. W stolicy doszło w czasie oblężenia do jedynego znanego nam przypadku użycia gotowych na wszystko ochotników do podkradania się pod niemieckie gniazda ckm i wysadzania ich w powietrze.
Po zajęciu Polski przez Niemców polskimi kamikadze zainteresował się niemiecki wywiad - Abwehra, oraz Gestapo. Na podstawie publikowanych w przedwojennej prasie deklaracji niemieckie służby tropiły potencjalnych ochotników. Część została aresztowana i zamordowana.
Szymon Jakubowski
Napisz komentarz
Komentarze