„Portret młodzieńca”
Niewątpliwie do najbardziej dzisiaj poszukiwanych dzieł sztuki zrabowanych w czasie II wojny światowej z polskich kolekcji należy „Portret młodzieńca” Rafaela Santi – perła w kolekcji księżnej Izabeli Czartoryskiej, która w swej rezydencji w Puławach gromadziła najcenniejsze polskie i europejskie zabytki kultury.
Syn Izabeli – książe Adam Jerzy Czartoryski – podzielając pasję matki w czasie swych licznych podróży po Europie (zwłaszcza, gdy na przełomie XVIII i XIX wieku pełnił funkcję posła Cesarstwa Rosyjskiego na dworze króla Sardynii) zakupił do kolekcji m.in. „Portret młodzieńca” oraz „Damę z gronostajem” Leonarda da Vinci. Wraz z „Krajobrazem z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta van Rijn stanowiły one tzw. Wielką Trójkę – chlubę kolekcji Czartoryskich.
Obrazy przetrwały w kolekcji Czartoryskich do wybuchu II wojny światowej unikając zrabowania w czasie Powstania Listopadowego, konfiskaty przez władze carskie, próby sprzedaży, gdy ród Czartoryskich na emigracji znalazł się w ciężkiej sytuacji finansowej, a także zniszczenia w czasie I wojny. Po wielu perypetiach przez praktycznie cały okres międzywojenny „Wielka Trójka” cieszyła oczy miłośników sztuki w krakowskim Muzeum Książąt Czartoryskich.
W obliczu zbliżającej się kolejnej wojny podjęto decyzję o ewakuacji z Krakowa najcenniejszych eksponatów. Eksponaty postanowiono ukryć w pałacu w Sieniawie. Nie pierwszy raz zresztą tu urządzano kryjówkę. W sieniawskich murach „Wielka Trójka” skrywana była już sto lat wcześniej, po Powstaniu Listopadowym. Teraz znów tu trafiła w cynowej skrzyni oznaczonej literami LRR od imion artystów. Tym razem los był mniej łaskawy dla tych dzieł.
„Dama z gronostajem” i odciskiem buta
15 września 1939 do Sieniawy wkraczają wojska niemieckie, zaś trzy dni później okazuje się, że skrytka w oficynie pałacowej została splądrowana, zrabowano m.in. antyczną biżuterię i „szkatułę królewską”. Istnienie skrytki zdradził żołdakom młynarz Sauer. Niemieccy żołnierze zadowolili się przedmiotami, które w ich mniemaniu miały największą wartość, natomiast wzgardzili obrazami. Do dzisiaj opowiadana jest historia, że „Dama…” miała leżeć sponiewierana na ziemi, z odciskiem wojskowego buta.
Ocalałe skarby gosposia Czartoryskich zdołała wkrótce przewieźć do pałacu Witolda Czartoryskiego w Pełkiniach, co najprawdopodobniej uchroniło jej przed zniszczeniem lub kradzieżą ze strony wkraczających do Sieniawy na podstawie porozumienia Ribbentrop-Mołotow żołnierzy sowieckich.
Dzieła sztuki szybko jednak ponownie znalazły się na celowniku okupacyjnych władz. W ślad za wojskami niemieckimi wkraczały bowiem grupy zajmujące się „zabezpieczaniem” czyli w rzeczywistości rabowaniem na rzecz III Rzeszy co cenniejszych przedmiotów. Skrzynia z „Wielką Trójką” wkrótce trafiła do Jarosławia, następnie na polecenie Kajetana Mühlmanna, odpowiedzialnego za grabież dzieł sztuki, do Krakowa i dalej do Berlina.
O bezcenne obrazy zabiegało wielu hitlerowskich dygnitarzy, trwały istne przepychanki między chętnymi do „opieki” nad nimi. Jednym z pomysłów było m.in. umieszczenie ich w monumentalnym i tworzonym na polecenie samego Hitlera muzeum w Linzu, gdzie miały się znaleźć największe skarby zrabowane przez Niemców w zajętych krajach.
Przez szereg wojennych lat trzy obrazy kilkakrotnie zmieniały miejsce pobytu, by ostatecznie - w połowie 1943 roku - powrócić do Krakowa, pod pieczę żywo nimi zainteresowanego generalnego gubernatora Hansa Franka. Długo tu miejsca jednak nie zagrzały. III Rzesza, po klęskach pod Stalingradem i Kurskiem coraz nieuchronniej staczała się ku przepaści, zaś wojska radzieckie stale posuwały się w kierunku zachodnim. Latem 1944 front dotarł do Generalnej Guberni. Na nowe miejsce przechowania wybrano pałac Manfreda von Richthofena w Sichowie koło Jawora, gdzie jeszcze przez pewien czas po zajęciu Krakowa przez Rosjan urzędował „rząd” Generalnej Guberni.
Na tropie „Portretu…”
I na dobrą sprawę w Sichowie właśnie urywa się ślad po „Młodzieńcu”, którego dalsze losy są niejasne i wywołują najbardziej fantastyczne spekulacje. W styczniu 1945 roku, gdy sporządzano kolejny spis dzieł przeznaczonych do ewakuacji, tym razem do Bawarii, „Portretu”, w przeciwieństwie do „Damy z gronostajem” i „Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem” już na nim nie było. Te dwa ostatnie obrazy, już po wojnie, po wielu różnych przygodach - dzięki prof. Karolowi Estreicherowi - wróciły do Polski.
„Portret młodzieńca” jest od ponad 80 lat jednym z najbardziej poszukiwanych obrazów na świecie. Jego teoretyczna wartość szacowana jest na kilkaset milionów dolarów. Mimo zaangażowania się prof. Karola Estreichera, który początkowo z ramienia rządu londyńskiego, później władz warszawskich śledził los skradzionych dzieł, „Portretu…” do dzisiaj nie odnaleziono. W swoim czasie kursowała wersja, że obraz spłonął w czasie alianckiego nalotu na Berlin. Obecnie ta wersja uznawana jest za niewiarygodną, być może nawet specjalnie wymyśloną dla utrudnienia poszukiwań. Najczęściej przyjmuje się hipotezę, że obraz został w ewakuacyjnym chaosie skradziony przez niższych rangą funkcjonariuszy hitlerowskiego aparatu i wraz z wieloma innymi cennymi przedmiotami trafił na czarny rynek dzieł sztuki, gdzie znajduje się do dzisiaj. Są tacy co twierdzą, że polskie władze świetnie wiedzą gdzie on jest, sprawa rozbija się jednak o konieczność zapłacenia zań bajońskiej kwoty.
Co pewien czas pojawiają się spekulacje na temat bliskiego już odnalezienia zaginionego obrazu. W 2012 roku głośno się zrobiło po informacji z kręgów Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego urzędnicy mieli twierdzić, że zlokalizowali już obraz, że jest on ulokowany w jednym z bankowych sejfów. Mimo upływu czasu nie wrócił on jednak wciąż na swoje miejsce. A czekają na niego mury Muzeum Czartoryskich w Krakowie, gdzie miejsce to wyznaczone jest przez puste póki co ramy.
Królewska szkatuła
Powróćmy jednak do wydarzeń które miały miejsce w sieniawskim pałacu między 15 września 1939 roku, gdy do miejscowości tej wkroczyły wojska niemieckie a 18 września, gdy gosposia Czartoryskich ujrzała opróżnioną skrytkę. O ile żołnierze nie poznali się na wartości obrazów, o tyle nie pogardzili biżuterią i innymi wyglądającymi na wartościowe przedmiotami. A wśród nich była m.in. „Szkatuła Królewska”.
Szkatuła dzieliła przez ponad 100 lat losy całej kolekcji Czartoryskich. Powstała najprawdopodobniej około 1800 roku. Była wykonana z hebanowego drewna, ornamentowana, okuta złoceniami i wysadzana szlachetnymi i półszlachetnymi kamieniami. Skrzynia miała wymiary 49x34x27 cm. W jej wnętrzu znajdowały się cztery szuflady z przegrodami obite zielonym aksamitem. Na wierzchu i bokach szkatuły znajdował się napis: „Pamiątki polskie zebrała Izabela Czartoryska roku 1800. Zrobił Jannasch w Warszawie”.
Był to wyjątkowy zbiór, cennych zarówno pod względem materialnym, jak i historycznym pamiątek głównie po polskich królach i królowych. Były w niej przedmioty użytkowe, biżuteria, miniatury, zegarki i inne rzeczy będące niegdyś w posiadaniu rodzimych koronowanych głów.
O ile możemy się jeszcze łudzić, że odzyskamy kiedyś chociażby „Portret młodzieńca”, o tyle nadzieje na odnalezienie „Szkatuły Królewskiej” są blisko zeru. W przeciwieństwie do dzieł sztuki z kolekcji Czartoryskich nie padła ona ofiarą planowej grabieży ze strony hitlerowców, lecz zostały najprawdopodobniej rozgrabione przez zwykłych żołnierzy, dla których największą wartość miał kruszec z którego były owe przedmioty wykonane. Wątpliwe nawet, by długo po kradzieży była w całości. Najpewniej rabusie podzielili się przedmiotami i jak już – to w prywatnych kolekcjach – natrafimy być może tylko na jej fragmenty.
O tym, że same władze niemieckie nie wiedziały o losie szkatuły świadczy chociażby sporządzony przez Niemców w kwietniu 1940 roku „Tymczasowy Spis Zaginionych Przedmiotów Pochodzących z Muzeum Czartoryskich”, gdzie szkatuła znajduje się na pierwszym miejscu listy z adnotacją: „zrabowana w Sieniawie we wrześniu 1939”.
Szymon Jakubowski
Napisz komentarz
Komentarze