Królewskie miasto Sanok, maj 1417 roku. Od kilku dni zjeżdżają tu znamienici goście „nie wiedząc bynajmniej co się święciło; mało kto bowiem wiadomy był zamiarów króla” (jak zapisał największy polski kronikarz Jan Długosz w swoim dziele: Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego) - wezwani tu pilnie przez ówcześnie panującego króla Władysława Jagiełłę. Pytają się wzajemnie jaki jest cel owego spotkania i skąd ten pośpiech?
Wreszcie, 1 maja zawitał do miasta królewski orszak i nazajutrz 2 maja rankiem, na spotkaniu króla z zaproszonymi gośćmi wszystko staje się jasne. Jagiełło zamierza wziąć dzisiaj ślub! I to z kim – z Elżbietą, ale… nie z wskazywaną od jakiegoś czasu księżniczką Brabantu (nb. wnuczką Kazimierza Wielkiego!, a więc w prostej linii „posiadającą” krew piastowską), ale z jej imienniczką, a swoją poddaną, Elżbietą z Pilczy!
Kontrowersyjna wybranka
Wielu zdziwionych dworzan po cichu szemrze, wzywając nawet do buntu. Jednak wszyscy stawiają się po południu w parafialnym – zapewne wówczas drewnianym – kościele i są świadkami uroczystych królewskich zaślubin, które potwierdził swym majestatem biskup lwowski Jan Rzeszowski.
- Chociaż więc to małżeństwo tajemnemi układy już było […] postanowione, trzymano je atoli w ścisłej tajemnicy, i nie wiedzieli nic o niem prałaci i panowie Polscy, którzy żadną miarą nie byliby nań pozwolili królowi [Długosz, Roczniki…].
Kim była owa kobieta, dla której wbrew większości swoich doradców, narażając się na kpiny, obelgi i afronty dworzan, król wstąpił po raz trzeci w małżeńskie więzy? I dlaczego jej obraz w literaturze przedmiotu jest tak negatywny?
Elżbieta z Pilczy (Pilecka) – urodzona między rokiem 1370-1374 - była jedyną córką Ottona z Pilczy, wywodzącego się ze znamienitego rodu, od lat blisko związanego z królewskim tronem. Był starostą ruskim, wielkopolskim, sandomierskim, kasztelanem wiślickim. Posiadał również w swoim majątku dobra łańcuckie, skąd prowadząc bardzo dobrze gospodarkę, czerpał znaczne dochody. Był na tyle bogaty, że gdy umierał (na przełomie 1384/1385 roku) - osierocając naszą bohaterkę -z ostawił jej posag, uważany przez współczesnych za największy w ówczesnej Rzeczpospolitej.
Matka Elżbiety - to także kobieta posażna (córka wojewody sandomierskiego i kasztelana krakowskiego) i z wielkimi koneksjami: m.in. jej brat Spytek (Spytko) z Melsztyna, był osobą której Jagiełło w dużej mierze zawdzięczał polską koronę! Była doceniana na dworze królewskim do tego stopnia, że w roku 1386, trzymała do chrztu Jagiełłę, będąc jego matką chrzestną. Współpracowała również z królową Jadwigą, z którą m.in. jako jedna z nielicznych kobiet podpisała akt reaktywacji Akademii Krakowskiej.
Złe wróżby
Sam dzień zaślubin opisuje Długosz: Lubo zaś dzień Niedzielny św. Zygmunta, w którym to się działo, od rana aż do godziny trzeciej był jasny i pogodny, po dopełnionym obrządku ślubnym nagle się zachmurzyło i oziębiło; powstała zawieja, śnieg z deszczem i krupami ciągle padał; co wszystkie zafrasowane już tem małżeństwem umysły jeszcze bardziej powarzyło i zasępiło. Kiedy nadto rzeczona Elżbieta Granowska po ślubie wyszedłszy z kościoła wsiadła do powozu i jechała do zamku, złamało się pod nią koło, i to w największem błocie; przymuszoną więc była wysiąśdź z pojazdu, i pieszo iść resztę drogi. Co wszystko oznaczało, że to małżeństwo, które Władysław w owym dniu zawarł, niemiłe było Bogu i ludziom, i że szczęścia jego koło wkrótce się miało załamać. Jakoż nie daremne były te wieszczby”.
Jak widać wydarzenie sanockie nie wzbudziło u historyka wielkiego entuzjazmu. Co więcej, podaje iż współcześni „patrioci” osądzali poczynania monarchy bardzo negatywnie, „przewidując” katastrofalne konsekwencje tegoż wydarzenia dla króla i kraju:
- A gdy się wiadomość o tem rozeszła po Królestwie Polskiem, wielu gorliwszym miłośnikom kraju łzy wycisnęła; już bowiem wtedy z żalem przewidywali, że wszystek zaszczyt i chwałę, jaką był król Władysław zjednał sobie i królestwu przez sławne swoje zwycięztwa, a która napełniła wszystkie kraje chrześciańskie i barbarzyńskie, zaćmi to jedne niewczesne i tak nierówne małżeństwo; wiele nadto wróżyli z niego niepomyślności i nieszczęść. Przeczuwali bowiem, że to małżeństwo pobudzi zawistników i nieprzyjaciół królewskich i nastręczy im przedmiot do wyszydzania króla i królestwa. Jakoż nie zawiedli się w swojem mniemaniu.
„Zwiędła, podstarzała, stanem nierówna”
Zarzuty, jakie stawiano przeciw królewskiej wybrance były zaiste „druzgocące”: Długosz przedstawił opinie dworzan: - Nie sromał się król tak dostojny brać za żonę kobietę suchotami wyniszczoną, i swoję poddankę, wdowę po trzech mężach, […] (o czym napiszemy poniżej), zwiędłą i podstarzałą, a stanem i pochodzeniem bynajmniej sobie nierówną.
Kronikarz Marcin Bielski chyba czerpał szeroką garścią z żyjącego ok. wiek przed nim Mistrza Jana, podrasowując przy tym nieco opis zdarzenia:
- A król nasz, co miał nieprzyjaciela gonić, to wolał tymczasem się weselić w Sanoku; a, by jeszcze był młodą pojał, ale babę, Helżbietę niejaką, córę Ottona z Piłce […] Taż potem królowi niewiedzieć z czego sie podobała, iż ją pojał, bo już stara była i wyschła od suchot; tak ludzie rozumieli, że go zczarowala, czem król barzo się ohydził.
Swoje dołożył też nasz krajan Marcin Kromer:
- Lubo to tedy zalotną miłością i cielesnym obcowaniem niewiasty tamtej zachwycony, lub też trunkiem przyprawnej miłości napojony i czarowniczym rzemiesłem zamamiony Władysław, tak różnym i nieprzystojnym małżeństwem opętał się był....
Skąd taki czarny - żeby nie powiedzieć czarowniczy - obraz przyszłej królowej? Teoretycznie mamy jeden obraz przedstawiający Elżbietę, który jest udostępniony przez Wikipedią. Jednak po lekturze dyskusji na temat jego wiarygodności (http://forum_old.jurapolska.com) można się zastanawiać czy to na pewno jej podobizna, a jeśli nawet, to jak się ma do jej rzeczywistego wyglądu, skoro dzieło zostało namalowane najprawdopodobniej w II połowie XVIII wieku… Czyżby więc zostało nam tylko zawierzyć powyższym opisom - ale czy aby rzeczywiście są wiarygodne?
Średniowieczna femme fatalle
Faktem jest, że nad mężczyznami mocniej interesującymi się Elżbietą wisiało jakieś fatum. Jak wspomniano, była uważana za najbogatszą dziedziczkę w królestwie. Nie trudno więc się domyślić, że wielki posag był rzeczą pożądaną przez różnej maści kandydatów do jej ręki, którzy próbowali go zdobyć nie koniecznie prawymi sposobami. Kronikarze dosyć obszernie i barwnie opisują przedkrólewskich małżonków (pewnie starczyłoby materiału na kolejny artykuł…), w skrócie zreasumujmy.
W latach 1385-1390 – a więc mając ok. 12-15 lat - najpierw została porwana przez Morawianina Wiszla Czombora i – zapewne siłą – postawiona przed ołtarzem (nie oburzajmy się jednak – wtedy wiekiem granicznym do zamążpójścia bez konieczności uzyskiwania kościelnej dyspensy był właśnie tuzin wiosen). Z tej opresji wyrwał ją – (dosłownie!) używając analogicznego jak poprzednik sposobu, czyli porwania - inny Morawianin Jenczik z Jićina.
Między obu konkurentami doszło nawet do bezpośredniego „spotkania” w Krakowie, którego konsekwencją było „zlikwidowanie” przeszkody przed ponownym ożenkiem. Jenczik bowiem zabił podstępnie Wiszla wychodzącego z łaźni, torując sobie drogę do „prawości” nowego związku. Nie pożył jednak i on długo w małżeństwie (różne snuto domysły co do końca żywota męża nr 2 - wszystkie wskazują na nienaturalne pożegnanie się z tym światem).
Po ok. 5-7 latach podwójnego wdowieństwa (a i zapewne uspokojeniu nastrojów wokół swojej osoby) Elżbieta wychodzi po raz trzeci za mąż (tym razem już bez pomocy porywczości kolejnego narzeczonego) za Wincentego Granowskiego. Kawaler może nie był bogaty, czy znakomity (co zarzucała naszej bohaterce jej rodzina), jednak jego posłowanie do Pragi i Malborka w okresie Wielkiej Wojny z Zakonem sugeruje, że był zaufanym króla. Pod Grunwaldem dowodził własną chorągwią. Ale i on skończył marnie – wg niektórych źródeł został otruty, choć żadne nie przypisuje udziału w tym postępku Elżbiecie.
Królewska decyzja
Pozostaje więc otwartym pytanie, dlaczego król, liczący wówczas ok. 60 lat – jeden z potężniejszych władców ówczesnej Europy, skierował swoje zainteresowanie ku niewieście, mającej za sobą taką przeszłość? Pewnie nie dla majątku – w stosunku do dóbr królewskich, nawet największy posag jawi się jako niewiele znaczący drobiazg; nie dla perspektyw posiadania oczekiwanego przez wszystkich męskiego potomka, którego królowi powiła dopiero kolejna, czwarta żona Sonka – Elżbieta miała wówczas 37 (lub wg innych źródeł 43 lata), była więc faktycznie „za stara” na macierzyństwo; nie ze względów politycznych - Granowska będąc poddaną króla, nie przysparzała Koronie żadnych rozległych ziem, czy perspektywicznych koligacji. A więc dlaczego?
Niektórzy doszukiwali się w tej decyzji Jagiełły działania na przekór stronnictwom, chcącym wyswatać polskiego króla z rodem Luksemburczyków. A może odpowiedź jest banalnie prosta. Powodem mogło być coś, co wśród królewskich czy książęcych rodów, było ostatnią rzeczą braną pod uwagę przy ślubie, czyli… TYLKO – a może AŻ (nie)zwykłe uczucie?
Widocznie jednak (przedstawiony wcześniej) sam opis niewiasty i jej historii nie dawał gwarancji, iż czytelnicy wyrobią sobie odpowiedni jej obraz, dorzucono więc kilka prawdziwych - współcześnie powiedzielibyśmy: tabloidowych – rodzynków. Znajdujemy więc informację, że Jagiełło: - […] zdrowie przy ciągłem powodzeniu czerstwe i kwitnące wątlić pożądliwością ku jednej niewieście, zkąd przykre potem przyszły nań słabości […] – niedwuznacznie sugerującą, że problemy zdrowotne króla, zakończone jego śmiercią w Gródku Jagiellońskim w roku 1434 (to, że miało to miejsce dopiero 14 lat po śmierci Elżbiety jest jak widać szczegółem bez znaczenia) wzięły swój początek właśnie „dzięki” nowej małżonce. Na koniec zaś – gdy już owych „rzeczowych” argumentów brakło, dowiadujemy się o kanonicznej przeszkodzie stojącej przed nowożeńcami: albowiem Elżbieta […], której matka Jadwiga [...] króla Władysława do chrztu trzymała, była z nim złączona duchownem powinowactwem i winna się była uważać za jego siostrę!
Widocznie jednak ten argument była na tyle ważki, że król […]wysłał mistrza Andrzeja z Kokorzyna do soboru Konstancyońskiego w celu uzyskania dyspensy, aby mu wolno było mieszkać w małżeństwie z Elżbietą Granowską, zaślubioną mimo zachodzących z nią związków powinowactwa.
Dyspensa została udzielona, ale i to nie przekonało przeciwników, którzy wnosili kolejne sprzeciwy sugerując, że: […]lubo należało mu raczej starać się o rozwód i unieważnienie tak szpetnego i obrzydłego małżeństwa, Bogu i ludziom niemiłego, które bogdaj nie tylko w Polsce ale nigdzie się nie święciło.
Problemy z koronacją
Ślub się odbył, jednak problemy wcale się nie skończyły. Jagiełło miał kłopot z koronacją Elżbiety. Sprzeciw dworzan był jak widać znaczny, opóźniali ją bowiem i dopiero owa dyspensa otworzyła drzwi wawelskiej katedry dla nowej monarchini. Dokonał tego znowu bp lwowski Jan, co pociągnęło za sobą znaczące i trwające do dziś skutki:
- Nie do smaku była ta koronacya Mikołajowi [Trąbie] arcybiskupowi Gnieźnieńskiemu, że jej dopełnił arcybiskup Lwowski; obawiając się zatem, aby na przyszłość kościół Gnieźnieński i jego arcypasterze nie stracili pierwszeństwa, wyjednał sobie u soboru Konstancyeńskiego przywilej i miano prymasa kościoła Polskiego.
Okazuje się, że ta sprawa prymatu prymasowskiego, przez praktycznie wszystkich historyków jest uznawana za jedyny znaczący ślad w naszej historii po trzeciej żonie najznamienitszego polskiego króla. Ślad trwający do dzisiaj.
Mimo takich początków, związek ten wydawał się być szczęśliwym. Dziwnym bowiem jest, że biorąc pod uwagę stosunek ówczesnej „opinii publicznej” do osoby królowej, nigdzie nie natrafiamy nawet na najmniejszą negatywną wzmiankę o pożyciu królewskiej pary. Nietrudno się domyśleć, że gdyby znalazł się choć mały powód, zostałby zaraz sztucznie rozdmuchany. Długosz pewnie całkiem nieświadomie podaje nawet, że król Władysław, mając 4 małżonki, z nich wszystkich właśnie Elżbietę zabierał najczęściej w swe wojaże (a że był typem wędrowca niech świadczy fakt że spędzał w Krakowie tylko ok. 55-70 dni w roku!) Również relacje z córką Jagiełły i czule wspominanej przez wszystkich królowej Jadwigi – także Jadwigą, były więcej niż przyzwoite. Spędzały wspólnie wiele czasu, razem mieszkały w Krakowie i wyjeżdżały w podróże pod nieobecność króla. Co ciekawe, a zostało to z pewnym zdziwieniem zauważone przez kronikarzy, za zaopatrzenie dworów obu królowych wystawiano jeden rachunek, mimo, że nawet za życia matki młodziutkiej wówczas Jadwisi, robiono to oddzielnie.
A na marginesie – zagadka: jak liczne było otoczenie dam, skoro: „[…] 28 sierpnia 1418 roku na obiad dla obu królowych w Proszowicach zakupiono: jednego wieprza, jednego barana, trzydzieści sześć kurcząt, chleb biały, oliwę, kaszę jaglaną, piwo; mleko i śmietanę z majątków królewskich. Następnego dnia obiad w Krakowie: jedna krowa, jeden baran, trzydzieści sześć kurcząt…!”?.
Śmierć królowej
Szczęście jednak nie trwało długo. Wspominane przez ówczesnych „dziennikarzy” suchoty – a więc najpewniej gruźlica – dały o sobie szybko znać i praktycznie 3 lata po ślubie, w dniu 12 maja 1420 królowa Elżbieta zmarła i została pochowana na Wawelu. Wg Długosza:
- Wiadomość ta uradowała i cały dwór królewski i całe królestwo Polskie; cieszyli się bowiem wszyscy, że jej zgon zatarł ohydę ściągnioną na króla i naród cały, i większa nierównie radość była na pogrzebie królowej, niżeli w czasie jej koronacyi. Sam tylko król Władysław okazał po niej żal, acz i ten nie zbyt długi; pogrzeb zaś uroczysty wyprawił jej […]. Ale wszyscy przytomni, tak duchowni jako i świeccy, objawiali radość niezwykłą; wszyscy w świąteczne szaty przybrani, śmiali się i cieszyli w czasie pogrzebu. Tak bowiem niemiłe, tak nieznośne im było to królewskie małżeństwo; i widziano na twarzach przy tym obchodzie żałobnym więcej pociechy, niźli w czasie wesela.
Elżbiecie nie dane było zaznać spokoju także po śmierci
- Krążyły nadto między ludźmi i pod ów czas i później, różne na królową miotane obelgi i urągowiska, iż lepiej podobno byłoby dla niej, gdyby nigdy królewskiej godności nie znała. Jakoż Stanisław Ciołek, na ów czas pisarz królewski […], napisał na zmarłą królową satyrę i wiele wierszy uszczypliwych, zelżywości pełnych, w których nazwał ją "maciorą połogami wycieńczoną, twierdząc, że małżeństwa dostąpiła za skarby wykopane z ziemi łopatą swego języka, ułowiwszy lwa chytrością i kłamstwem. Za ten czyn Stanisław Ciołek z rozkazu króla wypędzony został ze dworu, ale potem dla biegłości w pisaniu przywrócony, i na godność podkanclerską a naostatek i biskupią wyniesiony. [Długosz – pełny tekst owej prześmiewczej satyry można znaleźć w książce: Toć jest dziwne a nowe. Antologia literatury polskiego średniowiecza w opr. Antoniny Jelicz, Warszawa 1987, s.272-276].
Jakże ten nieprzychylny obraz musiał tkwić w ludziach, skoro ponad 160 lat po jej śmierci, gdy szukano godnego miejsca na wieczny spoczynek dla króla Stefana Batorego, nie wahano się wyrzucić szczątków Elżbiety z wawelskich krypt i … - no właśnie - do dziś nie wiadomo co z nimi zrobiono. Jedyną „rehabilitacją” może być zdanie Marcina Bielskiego – tak wcześniej wrogo nastawionego do Królowej:
- Pochowana w tej kaplicy, gdzie Stefan król leży, i gdy go chowano, wyjęto jej kości z trumny, po których znać jeszcze było, że to białogłowa musiała bydź subtelna i cudna.
No więc „Panie Marcinie” jak było naprawdę: „stara była i wyschła od suchot” czy też „subtelna i cudna”?!
Oj ciężko być królem, którego ślub pod takim pręgierzem został postawion…, ale i chwała że można pokazać, iż uczucie ważniejsze jest niż medialnie sterowana „opinia publiczna”.
Andrzej Wesół
Tekst ukazał się w nr 5-/2017 "Podkarpackiej Historii"
Źródła wykorzystane:
Jana Długosza kanonika krakowskiego dzieła wszystkie. T. 3, Dziejów Polski ksiąg dwanaście, Cyfrowa Biblioteka Narodowa
Kronika polska Marcina Bielskiego nowo przez Joachima Bielskiego syna jego wydana, Kraków 1597, Polska Biblioteka Internetowa
Duczmal Małgorzata, Jagiellonowie, Wyd. Literackie, Kraków 1996
Klubówna Anna, Cztery panie Jagiełłowe, Wyd. Pojezierze, Olsztyn 1983
Napisz komentarz
Komentarze