Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 27 listopada 2024 10:48
Reklama

Bohaterowie "Grupy Berneńskiej" pochodzili z Podkarpacia

Bohaterowie "Grupy Berneńskiej" pochodzili z Podkarpacia
Fotografie osób, którym wystawiano lewe paszporty.

Budynek polskiej ambasady przy ulicy Elfów (Elfenstrasse) w szwajcarskim Bernie stał się w czasie II wojny światowej jednym z ważnych miejsc pomocy zagrożonym Zagładą Żydom. Tu na masową skalę wypisywano tysiące blankietów południowo-amerykańskich paszportów mogących uchronić od śmierci w komorach gazowych. W ostatnim okresie przywracana jest pamięć o bohaterach tej niezwykłej akcji, w której niezwykle istotną rolę odgrywały osoby urodzone na Podkarpaciu.

Po klęsce Francji w 1940 roku, polska ambasada w Bernie, była jedną z kilku zaledwie polskich placówek dyplomatycznych na terenie kontynentalnej Europy. Większość została zlikwidowana albo z powodu zajęcia kolejnych państw przez Niemcy, albo pod ich naciskiem. I tu właśnie, prawdopodobnie jeszcze na przełomie 1939 i 1940 roku, powstał pomysł ratowania – za pomocą dyplomatycznych dokumentów – osób zagrożonych w kraju.

W szczytowym okresie działalności, w latach 1943-43, trzon „Grupy Berneńskiej” tworzyło sześć osób: czterech polskich dyplomatów oraz dwóch przedstawicieli środowisk żydowskich. W niezwykłą akcję zaangażowani byli: szef placówki i poseł RP w Bernie Aleksander Ładoś, wicekonsul Konstanty Rokicki, radca Stefan Ryniewicz, atache Juliusz Kühl, działacz syjonistyczny i przedwojenny poseł na Sejm RP Abraham Silberschein oraz żydowski kupiec i działacz społeczny Chaim Eiss.

Kühl i Eiss – synowie ziemi sanockiej

Kilka osób zaangażowanych w akcję, rodzinnie związanych było z Podkarpaciem. W wielu opracowaniach za lidera „Grupy Berneńskiej” uchodzi zwłaszcza Juliusz Kühl. Urodził się on 24 czerwca 1913 roku w Sanoku, w rodzinie ortodoksyjnych Żydów. Po śmierci ojca, z inicjatywy matki wyjechał on w 1929 roku do Szwajcarii, by studiować na Uniwersytecie Berneńskim. Tu, w 1939 roku obronił z wyróżnieniem pracę doktorską dotyczącą stosunków handlowych między Polską a Szwajcarią. To otworzyło mu drogę do zatrudnienia w polskiej ambasadzie. Został wiceszefem Sekcji Konsularnej Poselstwa RP w Bernie.

Chaim Israel Eiss z kolei urodził się, także w rodzinie ortodoksyjnych Żydów, w Ustrzykach Dolnych 16 września 1876 roku. Jego ojciec – Mojżesz, był kupcem, przykładających niezwykle dużą wagę do religijnego wychowania syna – jedynego z dziesięciorga jego dzieci, które przeżyły okres dziecięcy. W 1900 roku młody Chaim znalazł się w Szwajcarii. Początkowo myślał o studiach, życie szybko jednak zweryfikowało jego plany, zarabiał jako domokrążca, szybko dorobił się własnego sklepu. Politycznie związał się z międzynarodową, ultraortodoksyjną partią Agudat Israel, współtworząc jej szwajcarskie struktury. Posiadał – niezwykle przydatne później – szerokie kontakty w środowiskach żydowskich w całej Europie. Niedługo po rozpoczęciu wojny zajął się tworzeniem sieci kurierskiej przerzucającej korespondencję od Żydów w okupowanej Polsce do krajów zachodnich.

Podkarpackie korzenie miał także sam Aleksander Ładoś. Rodzinnie związany był z Głogowem Małopolskim. O tym można przeczytać tu: Podkarpackie korzenie Aleksandra Ładosia

Latynoskie paszporty

Początkowo działalność grupy prowadzona była na bardzo małą skalę i związana była z wydostawaniem ze sowieckiej strefy okupacji wpływowych lub szczególnie zaangażowanych politycznie lub religijnie Żydów, ale także Polaków. Związek Radziecki respektował zazwyczaj paszporty krajów neutralnych, za pomocą których można było wydostać się z kraju np. do Japonii. W polskiej placówce w Bernie szybko zorientowano się, że stosunkowo najłatwiej jest zdobywać dokumenty krajów południowo-amerykańskich. Ich wiarygodność była trudna do zanegowania, a i tamtejsi dyplomaci nader skorzy do wydania blankietów in blanco w zamian za odpowiednią gratyfikację finansową. W tym pierwszym okresie kilkadziesiąt paszportów sprzedał chociażby honorowy konsul Paragwaju Rudolf Hügli.

Dokumenty stały się coraz bardziej pożądanym towarem wraz z zaostrzaniem się hitlerowskiej polityki wobec Żydów. Niemcy respektowali je i zezwalali ich posiadaczom na zamieszkiwanie poza tworzonymi masowo od 1941 roku gettami, nie wymagano od nich noszenia opasek z gwiazdą Dawida.

Działalność „Grupy Berneńskiej” zintensyfikowała się po styczniu 1942 roku, gdy hitlerowcy notable na słynnej konferencji w podberlińskiej wówczas miejscowości Wansee, zdecydowali o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, a od wiosny tegoż roku w Polsce i na zajętych przez Niemców terenach ZSRR zaczęła się masowa eksterminacja Żydów.

Polscy dyplomaci nawiązali wówczas kontakt z przebywającym w Szwajcarii Abrahamem Silberscheinem, działającym w założonym w Genewie Komitecie Pomocy „RELICO” stawiającym sobie za cel ratowanie ludności żydowskiej w okupowanej Europie. Były parlamentarzysta został wtajemniczony w proceder kupowania paszportów, co od 1942 roku już nie tylko ułatwiało życie w zajętych przez hitlerowców krajach, ale je ratowało. Legitymowanie się takim dokumentem zazwyczaj chroniło przed śmiercią w masowej egzekucji czy wywózką do obozów zagłady. Ich posiadacze traktowani byli na specjalnych zasadach, głównie przewożono ich do obozów internowania we Francji i Niemczech, gdzie warunki pobytu były całkiem znośne, a przede wszystkim nie oznaczały niechybnej śmierci.

Setki, może tysiące ocalonych

Wkrótce „Grupa Berneńska” rozwinęła swą działalność na skalę masową. Paszporty kupowano od skorumpowanych dyplomatów południowo-amerykańskich hurtowo. Silberschein przekazywał do polskiego poselstwa dane osób na które miały być wystawione dokumenty, zaś Eiss organizował finansowanie całej, bardzo kosztownej akcji. Na stworzonym w Szwajcarii swoistym czarnym rynku cena jednego paszportu sięgała bowiem od 500 do 2000 franków. Notarialnie poświadczone kopie wypełnianych w polskiej ambasadzie dokumentów a także listy poświadczające rzekome obywatelstwo państw południowo-amerykańskich, konspiracyjnymi kanałami, trafiały nie tylko do gett w Polsce, ale również do Niemiec, Holandii, Słowacji i Węgier.

Paszporty kupowano z biegiem czasu nie tylko u honorowego konsula Paragwaju, który zbił na tym wielką fortunę, ale i w innych placówkach, m.in. w konsulatach Hondurasu, Peru, Haiti i Salwadoru. Trudno dzisiaj ustalić do ilu osób trafiły „lewe” dokumenty. Silberschein w 1944 roku wspominał o 10 tysiącach, listy w archiwum Eissa obejmują około 2100 nazwisk. Duża część osób na które wystawiono paszporty zdołała przeżyć wojnę. Część niestety jednak wymordowano, gdy kraje południowo-amerykańskie zwlekały z odpowiedzią na żądania niemieckie potwierdzenia obywatelstwa posiadaczy paszportów. Jednym z takich przyjkłądów był mord w obozie Vittel we Francji w marcu 1944 roku, gdzie zamordowano kilkuset żydowskich „latynosów”. Wówczas jednak władze niemieckie zdawały sobie sprawę z akcji polskich dyplomatów. Co wykorzystano zresztą w potworny sposób jeszcze w głośnej „aferze Hotelu Polskiego” w Warszawie w 1943 roku, gdzie pod pretekstem sprzedaży paszportów Gestapo przy współpracy kilku żydowskich zdrajców zdołało zgromadzić dużą liczbę ukrywających się bogatych Żydów.

Skala na jaką prowadzono akcję musiała w końcu doprowadzić do dekonspiracji. Sprawą zainteresowała się szwajcarska policja, działająca zapewne pod dużą niemiecką presją. Szwajcarzy przeprowadzili w tej sprawie śledztwo, przesłuchując zaangażowane w nie osoby. Duże nieprzyjemności w związku z tym miał Juliusz Kühl, któremu groziła nawet deportacja. Władze szwajcarskie, nie uznawały jego immunitetu dyplomatycznego, mimo, że był on oficjalnie zatrudniony na etacie polskiego Ministerstwa Sprawa Zagranicznych, uznawanego przez Szwajcarię rządu emigracyjnego. Dyplomatyczny status Kühla udało się oficjalnie usankcjonować dopiero w 1944 roku.

Członkowie „Grupy Berneńskiej” nie ponieśli na szczęście konsekwencji swych działań, m.in. dzięki energicznym działaniom szefa polskiej placówki Aleksandra Ładosia, który udowadniał, że proceder uprawiany był z pobudek humanitarnych, a także na eksterytorialnym terenie polskiej ambasady, a więc nie mogło tu mieć miejsca zastosowanie szwajcarskiego prawa karnego. Na zatuszowanie sprawy być może wpłynął też fakt, że w momencie, gdy sprawą zainteresowały się władze szwajcarskie, sytuacja na frontach II wojny światowej odwracała się na niekorzyść Niemców i ich sojuszników.

Losy bohaterów

Z członków „Grupy Berneńskiej” końca wojny nie doczekał tylko Chaim Eiss, który zmarł – na zawał serce – w listopadzie 1943 roku. Czwórka polskich dyplomatów, zaangażowanych w akcję, straciła pracę w lipcu 1945 roku, gdy Szwajcaria, wzorem większości państw zachodnich, cofnęła uznanie rządowi emigracyjnemu, nawiązując stosunki dyplomatyczne z nowymi władzami w Warszawie.

Sanoczanin Juliusz Kühl, po odejściu z dyplomacji parał się handlem w Szwajcarii i Kanadzie, później odniósł sukces w branży budowlanej, utrzymywał kontakt ze środowiskami emigracyjnymi. W 1980 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych, na Florydę, gdzie zmarł 19 lutego 1985 roku.

Aleksander Ładoś (urodzony 27 grudnia 1891 we Lwowie) - wieloletni przedwojenny dyplomata na różnych placówkach – tuż po wojnie zdecydował się pozostać na emigracji. Do 1946 roku mieszkał w Lozannie, później przeniósł się do Clamart pod Paryżem. W 1960 roku powrócił do Polski. Zmarł w Warszawie 29 grudnia 1963, pochowany został na Cmentarzu Powązkowskim.

Zastępca Ładosia – Stefan Ryniewicz (ur. 26.12.1903 w Tarnopolu) – po zakończeniu pracy w polskiej dyplomacji, krótki czas mieszkał jeszcze w Szwajcarii. Później wyjechał do Argentyny, gdzie prowadził własny biznes i udzielał się w tamtejszych środowiskach polonijnych. Był m.in. prezesem Klubu Polskiego w Buenos Aires. Za tę działalność najprawdopodobniej w 1972 roku otrzymał od prezydenta RP na uchodźctwie Stanisława Ostrowskiego Krzyż Ofierski Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł w styczniu 1987 roku w Buenos Aires.

Kazimierz Rokicki (ur. 16 czerwca 1899 w Warszawie) po zakończeniu II wojny światowej i cofnięciu uznania państw zachodnich dla polskiego rządu emigracyjnego, pozostał w Szwajcarii. Zamieszkał w Lucernie, gdzie zmarł 18 lipca 1958 roku.

Do końca życia w Szwajcarii mieszkał Abraham Silberschein (ur. 30.03.1882 we Lwowie. Był adwokatem, przedwojennym jeszcze działaczem syjonistycznym, a w latach 1922-27 posłem na Sejm RP z ramienia Bloku Mniejszości Narodowych. Po wojnie pozostał w Genewie, gdzie ożenił się ze swoją sekretarką Fanny Hirsch, także zaangażowaną w akcję ratowania Żydów spod okupacji niemieckiej. Zmarł 30 grudnia 1951 roku, spoczywa na genewskim cmentarzu żydowskim.

Odnalezione archiwum ustrzyckiego bohatera

Przez wiele lat o działalności „Grupy Berneńskiej” w Polsce wiedziano bardzo niewiele. Paradoksalnie częściej o niej mówiono na Zachodzie. Sytuacja zmieniła się niedawno, m.in. dzięki publikacjom Michała Potockiego i Zbigniewa Parafionowicza w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Ludzie „Grupy Berneńskiej” uzyskali należne im miejsce w historii.

W sierpniu 2018 roku polskim władzom udało się sfinalizować przejęcie tzw. Archiwum Eissa dokumentującego działalność „Grupy Berneńskiej”. To niezwykły zbiór paszportów, fotografii, imiennych list, korespondencji i innych dokumentów pokazujących skalę całej akcji. Archiwum zostało odszukane przez pracowników polskiej ambasady w Szwajcarii u spadkobierców ustrzyckiego Żyda Chaima Eissa, których udało się przekonać, że ten bezcenny zbiór powinien trafić do Polski. Na razie dokumenty będą wystawiane w Bernie, zaś w przyszłym roku trafią do zbiorów Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdzie poddane zostaną konserwacji i udostępnione polskim badaczom.

Szymon Jakubowski

Fot. Ambasada RP w Bernie, archiwum


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama