Jak donosiła międzywojenna prasa, w zasadzie każdy tydzień przynosił mniejsze lub większe zamieszki na piłkarskich stadionach. Czasem górę nad rozsądkiem brały sportowe emocje. Dla ówczesnego kibica nie trzeba było wiele aby wszcząć awanturę. Czasem wystarczyła przegrana ulubieńców by swoją złość wyładować na zawodnikach drużyny przeciwnej. W innych wypadkach zła decyzja sędziego stawała się punktem zapalnym na wielu polskich stadionach.
Kibolska Galicja
Podłoże stadionowych bijatyk stanowiły również sympatie polityczne oraz narodowościowe poszczególnych grup społecznych kibicującym danym klubom sportowym. Dopiero w drugiej połowie XX w. sympatie klubowe wzięły górę nad polityką. W prasie z okresu dwudziestolecia międzywojennego aż roi się od doniesień z pozasportowych wydarzeń podczas „piłkarskich matchów”.
Pierwsze problemy z piłkarskimi kibicami pojawiły się wraz z rozpowszechnianiem się footballu na ziemiach polskich na początku XX w. Piłka nożna najszybciej rozpowszechniła się na obszarze Galicji we Lwowie i Krakowie. Zaczęły powstawać pierwsze polskie kluby sportowe m. in. w 1903 r. Lechia Lwów, Czarni Lwów, w 1904 r. Pogoń Lwów, w 1905 r. Resovia Rzeszów, w 1906 r. Cracovia Kraków, Wisła Kraków, w 1908 r. Wisłoka Dębica, w 1909 r. Tarnovia Tarnów, „San” Przemyśl ( dzisiejsza Polonia), Jarosławski Klub Sportowy „Jarosław”, w 1910 r. Sandecja Nowy Sącz, Czarni Jasło oraz wiele innych.
Pierwszym piłkarskim spotkaniom zaczęła towarzyszyć zaciekawiona, coraz liczniejsza publika. Wraz z nią, pojawiły się pierwsze pozaboiskowe incydenty. Do jednych z nich doszło w 1908 r. na krakowskich Błoniach, mekce polskiego footballu. Podczas meczu Wisły z rezerwami lwowskiej Pogoni zainteresowanie było tak ogromne, że prowizorycznie przygotowane trybuny nie były w stanie pomieścić wszystkich chcących obejrzeć zawody. Tłum kibiców zebranych przed bramą wejściową próbował siłą wedrzeć się na boisko, omijając tym samym opłatę za oglądnięcie zawodów. Według relacji prasowych, dopiero interwencja policji zapobiegła dalszemu szturmowi tłumu.
Chłopi przeciw sportowcom
U jednych football budził ciekawość i zachwyt, dla drugich był kłopotliwą sprawą. Przemyśl końca pierwszej dekady XX w. Powstaje pierwsze boisko piłkarskie położne na błoniach w Szajbówce (między torem kolejowym prowadzącym do Żurawicy a Winną górą). Tam swoje mecze rozgrywała jedenastka przemyskiego „Sanu”, którego tradycje przejęła przemyska „Polonia”.
Pierwsze piłkarskie mecze w Przemyślu przyciągały bardzo liczną widownię. Jednak nie wszystkim się to podobało. Poszkodowani czuli się chłopi z pobliskiej wsi Buszkowice którzy dzierżawiąc teren błoń pod wypas swoich krów, nie mogli wyprowadzać na łąkę swojego żywego inwentarza w dniu rozgrywania meczów. Chłopi postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Jak donosił Ilustrowany Kuryer Codzienny w dniu rozgrywania zawodów w okolicach boiska pojawili się chłopi uzbrojeni m. in. w broń palną, sztachety, kosy i widły.
Celem ich wizyty było dosadne wytłumaczenie przemyskim sportowym entuzjastom, aby ci znaleźli sobie inne miejsce dla swoich zabaw. Jak donosi Ilustrowany Kuryer Codzienny do większych awantur nie doszło za sprawą obecności funkcjonariuszy żandarmerii przyglądających się meczom przemyskiego „Sanu”. Wraz z coraz większą popularnością piłki nożnej w okresie międzywojennym, pojawiały się coraz częstsze problemy z kibicami.
Ucieczka przez San
W Przemyślu obok „Polonii” w 1918 r. powstał Harcerski Klub Sportowy „Czuwaj”. Również na spotkaniach tej drużyny dochodziło do incydentów. Jak wspomina Tadeusz Adam Jurek w latach trzydziestych: „Raz na zawody przyjechał żydowski klub z Lwowa „Dror”. Po wyrównanej grze harcerze jednak przegrali. Pogróżki pod adresem przyjezdnych powodowały, że żydzi pod ochroną policjantów lub pojedynczo chyłkiem łódką przez San opuszczali boisko (…)”. Podobna sytuacja spotkała piłkarzy „Czuwaju” w 1935 r. stając się ofiarami fanatyków „Janiny” Złoczów. Wówczas podczas rozgrywania meczu ligowego w Złoczowe, kibice gospodarzy wtargnęli na boisko po tym jak, w ich mniemaniu, sędzia zawodów swoimi decyzjami przejawiał stronniczość w kierunku gości z Przemyśla. Przy okazji, oberwało się również „harcerzykom”…
Parasole i laski w użyciu
Podobne zajścia miały miejsce w międzywojennym Nowym Sączu. W mieście nad Dunajcem i Kamienicą największym i posiadającym najliczniejszą grupę kibiców była robotnicza „Sandecja”, która w latach dwudziestych XX w. rozegrała wiele spotkań z drużynami z Jasła oraz Rzeszowa.
Jednak sądecką publikę najbardziej elektryzowały mecze z drużynami z Tarnowa. Najwięcej kłopotów odnotowywano podczas spotkań z zespołami „Tarnovii”, czy żydowskimi jedenastkami z klubów „Jutrzenka” i „Samson”. W sierpniu 1933 r. piłkarze „Sandecji” przegrali 0-2 zawody z tarnowską „Jutrzenką”. Jednak w odczuciu nowosądeckich kibiców, ich „pupile” musieli zawsze wygrywać. Nie było zmiłuj! Po ostatnim gwizdku sędziego gracze „Jutrzenki” zostali zmuszeni do opuszczenia boiska w asyście policji, chroniąc się przed rozwścieczonymi sądeckimi kibicami, którzy za pomocą rękoczynów chcieli udowodnić wyższość jedenastki „Sandecji” nad swoimi rywalami.
Jesienią tego samego roku kibice z Nowego Sącza dali się znów we znaki. Tym razem dotkliwie poszkodowani zostali gracze „Samsona”. Jak donosiła prasa, po zwycięskim meczu z „Sandecją” tarnowscy piłkarze wyznania mojżeszowego zostali obrzuceni kamieniami i dotkliwie pobici. W szczególności zapamiętali ten mecz dwaj tarnowscy zawodnicy, którzy w wyniku odniesionych obrażeń zostali zmuszeni do skorzystania z usług sądeckiego szpitala. Dostawało się również i sędziom.
W jednym z numerów „Głosu Podhala” z 1934 r. czytamy: (…) Podczas meczu ze Slavią Presov na skutek błędnych orzeczeń sędziowskich arbiter spotkania opuszczał stadion pod eskorta policji i graczy. Skandal był więc blisko, bo ludzie rzucili się na czele z p. W. do bitki, co należy najsurowiej zaganić, a panu W. winien zostać na boisko KPW wstęp wzbroniony!(…). Nerwowo było również 5 września 1937 r. Podczas meczu „Sandecji” z nieistniejącą dziś drużyną „Legii” Kraków o wejście do Ligi Okręgowej, najlepszy z sądeckich graczy „w 47 minucie gry został kopnięty przez gracza Legii w kolano i zniesiony z boiska. Podniecona publika wkroczyła na boisko z parasolami i laskami” usiłując dobrać się do skóry piłkarzom z Krakowa. O niezbyt dobrym wyrobieniu sportowym sądeckiej sportowej publiczności świadczą dalsze podtytuły prasowe tamtego okresu „Znowu bójka w Nowym Sączu”, „Łobuzeria hula na boiskach”, „Sukces paryski i wstyd nowosądecki”.
Piękna drewniana trybuna stadionu „Sandecji” wraz z jej kibicami przy Warsztatach Kolejowych z lat trzydziestych XX w. FOT. T. Aleksander, Dzieje sportu i turystyki w Nowym Sączu, Nowy Sącz 1994.
Gwizd lokomotywy zamiast gwizdka sędziego
Równie ciekawie wyglądały piłkarskie kontakty nowosądecko-jasielskie. Już w 1922 r. wielki niesmak pozostawiła w Nowym Sączu wizyta piłkarzy „Czarnych” Jasło. Przyjezdni będący wówczas jedną z najlepszych piłkarskich jedenastek na południu Polski lekceważąco wysłali na mecz przeciwko „Sandecji” drugi garnitur swojego zespołu. Dolewając oliwy do ognia, jasielscy działacze zażądali od gospodarzy zwrotu kosztów podróży. Żeby tego było mało, po zakończeniu pierwszej połowy przy wyniku 2:2 piłkarze z Jasła już nie pojawili się na murawie rozjuszając tym samym licznie zebraną sądecką publikę.
W bogatych przedwojennych piłkarskich kontaktach obydwu jedenastek zdarzały się również nieprawdopodobne historie. Podczas jednego z rozegranych meczów w Nowym Sączu na tzw. Jordanówce (dzisiejszy stadion „Dunajca”) jedenastka z Jasła ponownie opuściła boisko przy stanie 3-0 dla gospodarzy. Tym razem na 35 minut przed zakończeniem zawodów.
Jak podają kroniki, postępek swoich zawodników jasielscy działacze tłumaczyli pomyleniem gwizdka… lokomotywy przejeżdżającego pociągu przez pobliską linię kolejową, z tym sędziowskim… Piłkarze z Jasła podobnie jak ich kibice nie zawsze świecili dobrym sportowym przykładem. Wielką awanturą w Jaśle zakończył się mecz pomiędzy „Czarnymi” a dębicką „Wisłoką”, kiedy to jasielscy kibice dokonali samosądu na jednym z graczy biało-zielonych doprowadzając do przerwania zawodów przy wyniku 1-0 dla gospodarzy.
Zamieszki w Rzeszowie
Emocjonująco przyjmowano drużynę „Czarnych” w Rzeszowie. Podczas jednego z wyjazdowych spotkań ligowych z żydowską jedenastką „Bar-Kochby” wybuchły zamieszki. Jak podaje „Przegląd Sportowy” powodem awantur było nazwanie drużyny z Jasła przez sekretarza żydowskiego klubu „bandytami”. Natychmiastowa reakcja piłkarzy „Czarnych” doprowadziła do przepychanek. Jeden z jasielskich zawodników został uderzony w twarz laską. Podburzona rzeszowska publika chciała za wszelką cenę dobrać się do skóry przyjezdnym, na szczęście do większych ekscesów nie doszło. Również na boisku „Bar-Kochby” o mało nie doszło do prawdziwej tragedii.
Z nożem na sędziego
Przedstawione wydarzenia jednego z meczów z „Czarnymi” Jasło mają się nijak przy zajściach jakie miały miejsce na tym samym stadionie w 1932 r. podczas zawodów o mistrzostwo klasy „C” z zespołem rzeszowskim S.M.P. Według relacji prasowej zamieszczonej w „Przeglądzie Rzeszowskim” mecz zakończył się wynikiem zwycięskim dla gospodarzy w stosunku 3:1. Jednak sędzia zawodów chciał za wszelką cenę doprowadzić do remisu sędziując stronniczo w kierunku zawodników gości. Wówczas na boisko wtargnął jeden z kibiców trzymając w jednej z dłoni nóż, chcąc dopaść niefortunnego arbitra. Sytuację udało się uspokoić i dokończyć zawody.
W relacji meczowej czytamy „ (…) po raz pierwszy w historii sportu rzeszowskiego, pokazał się nóż jako argument sportowy (…). Zawody powinny się odbywać po silna eskortą policyjną, która powinna bezwzględnie wkraczać, tak we wypadkach brutalnej gry na boisku, jakoteż chuligańskim wybrykom, krzykaczom i miotaczom obelg i wyzwisk pewnej specjalnej części widowni. Gdyż żadna straż porządkowa samych towarzystw tu nie pomoże.”. Do incydentów dochodziło również podczas meczów „Resovii”. W tym samym roku gradem kamieni zostali pożegnani przyjezdni piłkarze lwowskiej „Hasmonei” którzy przyjechali na ligowe spotkanie z biało-czerwonymi.
Piotr Kazana
Napisz komentarz
Komentarze