Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 08:58
Reklama prosto i po polsku

Prawdziwa dziewczyna prawdziwego Bonda gościła na zamku w Łańcucie

W 1929 roku na zamku w Łańcucie gościła panna Ponsonby, późniejsza księżna Westminster, pierwowzór postaci sekretarki szefa wywiadu w słynnych powieściach i filmach o Jamesie Bondzie. Powody przyjazdu angielskiej arystokratki do Łańcuta były natury...  matrymonialnej. Księżną chciano wyswatać z ostatnim ordynatem łańcuckim hrabią Alfredem III. Wydawało się jednak, że żadna ze stron nie była zainteresowana.
Prawdziwa dziewczyna prawdziwego Bonda gościła na zamku w Łańcucie
Księżna Loelia – fotografia z okładki czasopisma „The Sketch” ze stycznia 1930 roku (ze zbiorów Cyfrowego Archiwum Prasy Brytyjskiej)

Opisując znane dzisiaj na całym świecie przygody Jamesa Bonda - Ian Fleming brytyjski pisarz, a w przededniu II wojny światowej oficer, powołany na adiutanta Johna Godfreya - szefa wywiadu brytyjskiej Admiralicji, ponoć zawsze szukał pierwowzorów swoich bohaterów w rzeczywistości.

Księżna sekretarką szefa wywiadu

Jedną z nich była Loelia Ponsonby, znana w ówczesnych salonach towarzyskich, angielska arystokratka - księżna Westminsteru (od 1930 roku) i znajoma Fleminga. W swoich powieściach pisarz uczynił księżną sekretarką „M” (Mansfielda Smitha-Cumminga szefa brytyjskiego MI6) - zwierzchnika  znanego powszechnie agenta 007 Jamesa Bonda. W filmach o Bondzie dziewczyna występuje jako „miss Moneypenny”. 

Niedawno ujawniono kilka listów pisanych przez Iana Fleminga do księżnej Westminster – Loeli Ponsonby prawdopodobnie w latach czterdziestych.  Istotnie znaleźć w nich w nich można garść czułych słówek wymienianych między autorem powieści i naszą księżną,  takich jak: „koperta zapieczętowana pocałunkiem” czy „P.S: To jest list miłosny”. Z kolei w jeszcze innym liściku Fleming zapraszając księżną na bal pisze: „Przyjdę i obudzę Cię pocałunkiem zostając za drzwiami, żyjąc powietrzem i miłością”. 

Ojciec ksieżnej Loeli - sir Frederick Ponsonby, był współpracownikiem osobistego sekretarza królowej Wiktorii, później  także Strażnikiem Prywatnego Skarbu króla Jerzego V. Urząd ten pełnił aż do śmierci w 1935 roku. Był także Lordem Namiestnikiem zamku Windsor, stąd mała wówczas Loelia często była świadkiem królewskich uroczystości i spotykała członków rodziny królewskiej.

Torreador poświęca byka dla panny Ponsonby

Jako utytułowana i związana z dworem królewskim, panna Loelia była pożądaną partią w światku arystokracji. W swoich pamiętnikach („Grace and Favour, wydanych w 1961 r.) przyszła księżna opisuje swoje zagraniczne wojaże z koleżankami: Dorą i Cecylią. Widzimy ją np. w latach dwudziestych podczas szalonej jazdy samochodem i w czasie wizyt w nocnych klubach  w Budapeszcie, a także na corridzie w Hiszpanii. Jeden z torreadorów swoją walkę z bykiem dedykuje nawet naszej angielskiej arystokratce i zabija dla niej byka. Panna Ponsonby z rozbawieniem przyznaje we wspomnieniach, iż nie zapamiętała nawet imienia chłopaka, który specjalnie dla niej zabił rogacza.

W swoich pamiętnikach księżna Westminster opisuje również swoją wizytę w Polsce w 1929 roku. Do Krakowa, przez Austrię i Czechy, Loelia przyjechała ze swoimi rodzicami pociągiem. Na krakowskim peronie zdumiona ujrzała tłum biegnących w stronę pociągu ortodoksyjnych Żydów:

- Ubrani w dziwne kapelusze i płaszcze, ze zwisającymi pejsami biegli całą chmarą tak iż jeden potrącał drugiego; wreszcie jeden z nich upadł, a jego modlitewnik został rozdeptany przez innych biegnących” (…) Wyglądali jak chmara pszczół krążących wokół swojej królowej. Okazało się, że Żydzi pomylili peron i pociąg w którym miał jechać jeden z rabinów obdarzonych nadprzyrodzoną świętością, cudownie uleczający innych

     - Wizyta w łańcuckim zamku, jak nam mówili przyjaciele, należy do wielkiego zaszczytu - wspominała księżna. Ale po przyjeździe na miejsce, państwo Ponsonby a zwłaszcza ich córka przeżyli rozczarowanie. Rozkapryszona panienka wspominała, iż otoczenie było nieinteresujące, a zamek – przypominający jej domki dla lalek z dzieciństwa, leżał na przedmieściach biednie wyglądającego galicyjskiego miasteczka. 

Przyszła ksieżna Westminseru przyzna po latach, że była jeszcze zbyt niepoważna, by docenić piękno pałacu i parku, który roztaczał przed angielskimi gośćmi cały swój splendor. Zamek pełen był pokoi i długich korytarzy, wspaniałych obrazów, chińskiej porcelany oraz wytwornych mebli. Zamkiem rządziła silną ręką hrabina Betka Potocka. Ona to wraz z jednym z dwóch swoich synów przyjęła naszych gości na zamku. Wedle opisu księżnej Westminster- Alfred był małego wzrostu, z rudawymi włosami i pasjonował się genealogią, zwłaszcza lekturą Almanachu Gotajskiego (zawierającego między innymi genealogie rodzin panujących i arystokracji oraz rodów szlacheckich i informacje ważne dla dyplomacji, np. wykaz świąt narodowych i państwowych). 

Cała rodzina Potockich biegle władała językami obcymi, tak, że rozmowa z nimi nie napotykała problemów. Potoccy - wedle angielskiej obserwatorki -  mieli koneksje i znajomości w światku arystokratycznym i prawie w każdej stolicy europejskiej. Dzięki sprytowi pani Potockiej zamek podczas I wojny światowej pozostał nienaruszony. Autorka pamiętników przytacza też znaną historię rodziny Potockich, kiedy to musieli oni w 1944 roku opuścić zamek uciekając przed armią radziecką i zabierając w kilkunastu wagonach kolejowych swój majątek.

Zamiast kochać hrabia drzemał...

Matka Loelii - lady Victoria zdziwiona była, iż w pokojach, w których nocowała nie było dzwonka, którym mogłaby przywołać pokojówkę, która przyjechała wraz z nimi do Łańcuta. Hrabina Potocka miała odpowiedzieć, że wystarczy, iż da ręką znać, a lokaj stojący na korytarzu spełni każde jej najdrobniejsze życzenie, także w nocy gdyż będzie czuwać przed drzwiami komnaty. W ogóle zamek robił wrażenie ilością swoich pokoi, ze zdziwieniem nasi goście skonstatowali, iż było...aż siedem jadalni - na każdy dzień tygodnia, a właściwie na różne przyjęcia (od najmniejszej do największej - sali balowej). W większości z nich angielscy goście mieli okazję jeść posiłki, prowadzeni przez sztywnych lokai. Księżna zdumiona była formalizmem i sztywnością etykiety jaka panowała na łańcuckim zamku. Dla pani Potockiej nie do pomyślenia było, aby zasady te naruszać - przywiązywała wielką wagę do tytułów podczas gdy w Anglii, która jest wprawdzie pełna snobów „nie przywiązuje się takiej wagi do koligacji”.
      Podczas spacerów angielskim gościom towarzyszyła orkiestra złożona z tutejszej służby, którym Potoccy wręczali różne instrumenty, a którzy – jak to amatorzy - nie umieli dobrze grać, ale spełniając wolę swojego pana uczyli się przez kilka tygodni określonych melodii. Wyglądało to czasem komicznie.. 

- Idą goście, orkiestra dęta a zwłaszcza mały kucyk, który kroczy uginając się pod ciężarem bębna chcąc jak najszybciej się go pozbyć... i stajenny chłopak z wiadrem i łopatą posypując piaskiem alejki parkowe po śladach zostawionych przez nasze przechadzki - wspomina panna Ponsonby. 

Każdego poranka hrabia Alfred zabierał swych gości w przejażdżkę sześciokonnym zaprzęgiem, popisywał się swoją zręcznością w prowadzeniu powozu, pokazywał ogrody, wyjeżdżał z impetem na ulice przy których stali ludzie z wyciągniętymi o pomoc rękoma. Wydawało się że są to obrazy sprzed wybuchu Rewolucji Francuskiej. Zabierano także państwo Ponsonby na polowania, choć także one wyglądały komicznie: powożący bryczką udawał że dostrzega zwierzynę między drzewami po czym… równie szybko odjeżdżał, nim ojciec panny Ponsonby – sir Frederick - zdążył załadować swoją strzelbę...

     Gdy przychodziło popołudnie - wspomina autorka pamiętników - pani hrabina Potocka próbowała z nią swatać swojego syna Alfreda:

- Betka ułożyła chyba sobie plan ożenienia swojego syna z moją osobą. Każdego popołudnia po obiedzie aranżowała spotkanie nas dwojga w salonie pod pretekstem  nauki gry w Pikieta (gra karciana).  Gdyby zapytała, odpowiedziałabym iż marnują czas

Ale Alfred także nie wydawał się zainteresowany, gdyż zamiast uczyć angielską pannę grać ...ucinał sobie poobiednią drzemkę. Zła Loelia pchała wówczas karciany stolik na brzuch śpiącego Alfreda i wychodziła potańczyć z kuzynem Potockiego, Józefem. Jak podsumowała - dziesięć dni pobytu w Łańcucie to było stanowczo za długo...

W 1930 roku nasza bohaterka wyszła za mąż za jednego z najbardziej pożądanych mężczyzn w Anglii przedwojennej - Hugh Grosvenora,  2. księcia Westminsteru. W jej weselu uczestniczył przyszły premier Winston Churchill. W 1947 roku księżna rozwiodła się z mężem. W latach pięćdziesiątych pracowała jako korespondentka i dziennikarka „House and Garden” i relacjonowała na przykład ślub księcia Monako Reiniera i Grace Kelly w Monako. Zmarła w 1993 roku.

 

Zdjęcia

2 Alfred III Potocki – (Cyfrowy Katalog Polskiego Towarzystwa Heraldycznego)

Pałac myśliwski w Julinie, gdzie organizowano słynne polowania

Zamek łańcucki w okresie międzywojennym

Ian Fleming, przyjaciel księżnej i autor przygód Jamesa Bonda

3 Pałacyk myśliwski w Julinie pod Łańcutem gdzie organizowano słynne polowania 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama