Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 10:51
Reklama dotacje rpo

Marian Dąbrowski – magnat prasowy, który umarł w nędzy

Marian Dąbrowski – magnat prasowy, który umarł w nędzy

Pochodzący z Mielca Marian Dąbrowski, wydawca „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” w okresie międzywojennym stał się najpotężniejszym przedsiębiorcą branży medialnej w Europie środkowej. Kres wielkiego wydawnictwa i fortuny Dąbrowskiego przyszedł z wybuchem II wojny światowej. Magnat prasowy zmarł na emigracji w nędzy i zapomnieniu.

Późniejszy wielki wydawca i twórca nowoczesnego koncernu medialnego urodził się 27 września 1878 roku w prowincjonalnym Mielcu, w niezamożnej rodzinie inteligenckiej. Jego ojciec Franciszek był kancelistą sądowym, matka Apolonia najprawdopodobniej zajmowała się domem. Miał liczne rodzeństwo: czterech braci i siostrę.

Przygoda z dziennikarstwem

Pochodzący z wielodzietnej rodziny młody Marian, od wczesnych lat musiał zarabiać na siebie i na swoją edukację: ukończenie mieleckiego Gimnazjum i filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Według niektórych przekazów miał handlować papierem, pocztówkami czy też obrazkami z wizerunkami świętych. Działając – jak wielu rówieśników – w Towarzystwie Sportowym „Sokół”, nawiązał kontakt z wydawanym pod jego egidą Przeglądem Gimnastycznym”. W 1900 roku zaczął prowadzić w tym piśmie dział sportowy. Przez cztery lata był nauczycielem gimnastyki w krakowskim Gimnazjum im. Jana Sobieskiego, ale musiał zrezygnować z pracy, gdy nie zdał obowiązkowego egzaminu nauczycielskiego. To ponownie skierowało go w stronę dziennikarstwa.

Dąbrowski poważnie wiążąc się z zawodem miał za sobą praktykę w tygodniku „Ilustracya Polska” i współpracę z dziennikami „Nowiny. Dziennik Ilustrowany dla Wszystkich” i „Nowiny dla Wszystkich”. Niezwykle ważnym etapem w jego karierze okazało się małżeństwo z Michaliną Dobijówną. Wniesiony przez nią znaczny posag, pozwolił mu na wejście do spółki „Postęp” wydającej narodowy dziennik „Głos Narodu”.

Włożone w gazetę 20 tysięcy koron  nie było jednak dobrą inwestycją. Pismo przynosiło straty. Wspólnicy rozpaczliwie szukali dodatkowych źródeł dochodu, na tym tle dochodziło do nieporozumień. Dąbrowski imał się różnych dodatkowych zajęć, wzbudzając niezadowolenie innych udziałowców. Tak było chociażby przy wejściu do spółki z żydowskim konsorcjum z którym miał organizować na krakowskich Błoniach wzloty aeroplanów. Interesy z Żydami były dla jego wspólników z „Głosu Narodu”, który niejednokrotnie publikował antyżydowskie materiały, nie do przyjęcia.

„Kuryer”

Jesienią 1910 roku zdecydował się na sprzedaż drewnianych bud, kupionych wcześniej na potrzeby aeroplanowych lotów, zaś uzyskane pieniądze przeznaczył na założenie nowej gazety: „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”. Wywołało to oburzenie, wręcz furię pozostałych udziałowców „Głosu Narodu”, którzy widzieli w 32-letnim wówczas Dąbrowskim nie tylko nieuczciwego wspólnika pod nosem tworzącego konkurencję i wyciągającego zarówno czytelników, jak i niektórych dziennikarzy, ale wręcz zdrajcę sprawy narodowej. Prawdopodobnie bowiem – w pierwszym okresie istnienia „Ikaca” – wkład finansowy do pisma wnieśli oprócz brata Tadeusza (znanego prawnika), także lokalni przedsiębiorcy żydowscy.

17 grudnia 1910 roku światło dziennie ujrzał pierwszy numer „Kuryera” wydany w imponującej na owe czasy objętości 16 stron. Gazeta wzorowana była na wiedeńskim „Kronen Zeitung” i lwowskim „Wieku Nowym”. Na okładce dominowała grafika, w środku niektóre teksty ilustrowane były – zamiast zdjęć – rysunkami sytuacyjnymi. Pierwsza siedziba redakcji mieściła się na krakowskim Rynku, w Pałacu Spiskim, druk robiono w drukarni Antoniego Koziańskiego, deklarowany nakład pierwszego wydania wynosił 20 tysięcy egzemplarzy.  Redakcja od początku chwaliła się swoją nowoczesnością i wychodzeniem naprzeciw potrzebom czytelników. „Ikac” – zapowiadano – miał być drukowany na maszynie rotacyjnej o wydajności 10-14 tys. egzemplarzy na godzinę „potrójnie złożonych i gotowych do natychmiastowej ekspedycyi”, prowadzonej za pomocą specjalnie zakupionego „automobilu”, którym wożono gotowe egzemplarze do dworzec kolejowy. Od początku pracowali dla dziennika także korespondenci z Wiednia i Lwowa, mający za zadanie codziennie, telefonicznie przekazywać najświeższe informacje ze stolic Austro-Węgier i Galicji.

W nieco przydługim wstępniaku opublikowanym na drugiej stronie Maryan (tak w oryginale zapisano jego imię) Dąbrowski zapowiadał wydawanie pisma popularno-informacyjnego, stroniącego od politycznego zaangażowania (pisownia oryginalna):

– Ilustrowany Kuryer Codzienny nie wywiesza żadnego sztandaru politycznego czy partyjnego, lecz niemniej jego żądania nie będą pozbawione wielkiej doniosłości, gdyż mają na celu wychowanie tysięcznych rzesz polskiego czytelnika, a tem samem niesienie uświadomienia w szerokie sfery polskiego społeczeństwa. Dlatego zdala stojąc od wszelkich walk politycznych i klasowych – Ilustr. Kuryer Codzienny będzie w całem tego słowa znaczeniu dziennikiem bezpartyjnym, a temsamem jedynym prawdziwie niezawisłem pismem codziennym w kraju.

Z tą deklarowaną bezpartyjnością –  jak się okazało – bywało różnie. W 1912 roku wybuchł nawet skandal, gdy okazało się, że Dąbrowski potajemnie sprzedał część udziałów wybitnemu działaczowi ludowemu, współtwórcy Stronnictwa Ludowego Janowi Stapińskiemu, który wejście do gazety miał finansować ze środków partyjnych. IKC w czasie kampanii wyborczej tegoż roku jasno opowiedział się po stronie ludowców, związki Dąbrowskiego z tą opcją polityczną okazały się zresztą dość trwałe, skoro już w okresie II RP zasiadał on w ławach poselskich z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”.

Mimo różnych zawirowań i powtarzających się problemów z cenzurą, IKC nader pomyślnie się rozwijał, osiągając po ledwie dwóch latach funkcjonowania sprzedaż na poziomie 40 tysięcy, a w przededniu Wielkiej Wojny nawet 60 tysięcy (na co uzyskano notarialne potwierdzenie, by zadać kłam pogłoskom o zawyżaniu deklarowanego nakładu). W kolejnych latach Dąbrowski zwiększał swój wpływ na pismo, rozstając się ze wspólnikami, pozbywał się także konkurencji, najczęściej ją po prostu wykupując. Taki los spotkał m.in. „Nowiny”, później „Nową Reformę”.

W czasie I wojny światowej IKC dość odważnie prezentował opcję prolegionową i niepodległościową, co stało się przyczyną problemów z władzami austriackimi i kilkakrotnego zawieszenia wydawania pisma. Z tego powodu pod koniec wojny, także z powodu prób podkupywania przymusowo bezrobotnych dziennikarzy przez konkurencję, istnienie „Ikaca” był mocno zagrożone.

Rozkwit

 Odzyskanie niepodległości przez Polskę w 1918 roku było mocnym wiatrem w żagle wydawniczego interesu. Aczkolwiek IKC nie uniknął wplątania się w ostre walki partyjne, co wynikało także z politycznych ambicji Dąbrowskiego. Antylewicowa publicystyka „Kuryera” spowodowała nawet atak bojówek PPS na lokal redakcji i jej poważne zniszczenie. Sam wydawca w tym czasie współtworzył efemeryczne Polskie Stronnictwo Republikańskie, którego siedziba mieściła się w redakcji. Mimo ostrej agitacji Dąbrowskiemu nie udało się zdobyć mandatu poselskiego. Fotel w parlamencie wywalczył sobie dopiero brutalnie zmuszając do ustąpienia jednego z posłów PSL-Piast i zajmując jego stanowisko. W parlamencie (najpierw z ramienia ludowców, później sanacyjnego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem) zasiadał aż do 1935 roku. Jego polityczna działalność przeszła jednak bez echa, posłem był mało aktywnym.

W międzyczasie IKC przeżywał rozkwit, w 1925 roku osiągając nakład 100 tysięcy egzemplarzy. Pojawiały się dodatki, łącznie wychodziło ich kilkadziesiąt (m.in. „Kurier Literacko-Naukowy”, „Dodatek Tygodniowy”, „Kurier Sportowy” czy też „Kurier Filmowy”).  W 1922 roku Dąbrowski kupił dom towarowy u zbiegu ulic Wielopole i Starowiślnej w Krakowie, oddany do użytku pięć lat później, popularnie zwany „krążownikiem”, zaś bardziej oficjalnie „Pałacem Prasy”.

Koncern

W 1924 roku możemy już mówić o powstaniu wokół „Ikaca” prawdziwego koncernu wydawniczego. Powstał częściowo kolorowy, bogato ilustrowany, ze zdjęciami znakomitej jakości tygodnik „Światowid”. Edytorsko wyprzedzał swoje czasy. W Polsce żadna drukarnia nie była w stanie sprostać wymaganiom wydawcy, więc przez kilka pierwszych lat drukowany był w Wiedniu. Na bazie „Światowida” powstała agencja fotograficzna, stając się szybko głównym dostawcą fotografii z Polski dla prasy zagranicznej i krajowej. Tysiące zachowanych zdjęć są dzisiaj niezwykle cennym źródłem wiedzy o minionych czasach. W 1927 roku wystartował coroczny „Kalendarz IKC”, w 1928 roku tygodnik „Na szerokim świecie” – edytorsko na podobnym poziomie co „Światowid” i nastawiony na masowego odbiorcę. W 1930 roku ruszyły satyryczne „Wróble na dachu”, zaś w następnym roku sportowy tygodnik „Raz, dwa, trzy…”.

Pismem, które odegrało w historii polskiej prasy ogromną rolę, mimo krótkiego okresu wydawania był „Tajny Detektyw – Ilustrowany Tygodnik Kryminalno-Sądowy”. W okresie międzywojennym wiele gazet szło w kierunku sensacji, ale dopiero „Tajny Detektyw” na taką skalę serwował czytelnikom  informacje i reportaże o zbrodniach i przestępstwach.

Świetna szata graficzna, jędrny język autorów i różnorodność materiałów z kraju i świata przysporzyły pismu ogromnych rzesz czytelników, zaś koncernowi dochodów. W tygodniku można było przeczytać o najgłośniejszych, zarówno bieżących jak i historycznych sprawach kryminalnych. Reporterzy „TD” towarzyszyli często śledczym w ich pościgach za przestępcami. Niektóre wydarzenia, jak chociażby głośny proces Rity Gorgonowej oskarżonej o zabójstwo swej wychowanki czy obława na terroryzujących Rzeszowszczyznę bandytów Byka i Maczugę przerodziły się w prasowe seriale, czytane z wypiekami na twarzy.

Nowatorstwo i sukces „Tajnego Detektywa” przyczyniły się paradoksalnie do jego zamknięcia. Dąbrowski zdecydował się – w 1934 roku – zlikwidować pismo, mimo rosnącego nakładu (osiągającego sto, a według niektórych nawet trzysta tysięcy egzemplarzy), na skutek zmasowanej krytyki, głównie ze strony środowisk endeckich i kościelnych. Tygodnikowi zarzucano, że jest podręcznikiem dla potencjalnych przestępców. Sugerowano związki pisma z samobójstwem młodej urzędniczki, podkreślano fakt, że przy niektórych schwytanych przestępcach znajdywano egzemplarze „TD”

W miejsce zamkniętego „Tajnego Detektywa” powstał ekskluzywny i drogi tygodnik „As”, przeznaczony dla elit finansowych. O dziwo, kierowane głównie .do wyższych sfer, pismo przyjęło się i mimo oskarżeń o infantylność i nijakość sprzedawało się w nakładzie 50-60 tysięcy egzemplarzy. Nieco wcześniej – w 1933 – wypełniając lukę na krakowskim rynku, uruchomiono sensacyjną popołudniówkę „Tempo Dnia”. Gazeta była w koncernie traktowana nieco po macoszeniu. Trafiały do niej w dużej mierze „odpady”, czyli teksty nie mieszczące się w „Ikacu”.

Legenda i kontrowersje

Ze względu na zamożność i wpływy Marian Dąbrowski stał się postacią niemal legendarną za życia, a zwłaszcza w okresie międzywojennym. Zresztą sam nie unikał rozgłosu, a nawet dbał o tworzenie wokół siebie odpowiedniej atmosfery. W jego pismach często można było zobaczyć zdjęcia wydawcy na najróżniejszych uroczystościach, bankietach, z najważniejszymi osobami w państwie.

Wydawca udzielał się w życiu publicznym na różnych płaszczyznach. Pełnił wiele społecznych funkcji m.in. w „Sokole”,  Towarzystwie Dziennikarzy i Literatów, Towarzystwie Oratoryjnym i Operowym, Klubie Automobilistów, Związku Fabrykantów Zachodniej Małopolski, Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, Polskim Związku Wydawców Dzienników i Czasopism. Był krakowskim radnym, honorowym obywatelem Zakopanego.

Był człowiekiem majętnym, ale i nie skąpiącym pieniędzy. Niemal legendarne były zarobki w koncernie. Stali dziennikarze nie otrzymywali honorariów, ale wysokie pensje, mające ich mobilizować do wytężonej pracy. Koncern zatrudniał w szczytowym momencie 1400 osób, jego wartość w 1932 roku szacowano na astronomiczną wówczas kwotę 1,5 miliona dolarów. Często był hojnym sponsorem. Współfinansował m.in. kwotą 100 tysięcy złotych (dzisiejsze ok. 2 mln złotych) budowę krakowskiego Muzeum Narodowego, wspierał badania archeologiczne kopcu Krakusa, fundował wysokie nagrody w konkursach literackich.

Dąbrowski, jak wspominali niektórzy jego współpracownicy, był namiętnym hazardzistą, co raczej nie odbijało się jednak na jego kondycji finansowej. Lubił przebywać wśród gwiazd sportu, filmu, kultury. Do jego najbliższych przyjaciół, bardzo mocno promowanych na łamach czasopism koncernu, należał m.in. Jan Kiepura. Słynny śpiewak był ponoć przez Dąbrowskiego typowany na zięcia. Jego jedyna córka Jadwiga ostatecznie wybrała jednak prawnika Henryka Paschalskiego, zatrudnionego później w „Ikacu” na dyrektorskim stanowisku, w czasie wojny kapitana lotnictwa i przybocznego adiutanta prezydenta RP na uchodźtwie.

Pod koniec II Rzeczypospolitej należąca do Mariana Dąbrowskiego prasa stała się tubą oficjalnej propagandy, której ostrze coraz bardziej – wraz z zaostrzaniem się sytuacji międzynarodowej – wymierzone było w Niemcy. Co zresztą spotkało się z reakcją. 1 czerwca 1939 hitlerowskie władze wprowadziły zakaz kolportażu „Ikaca” na terenie III Rzeszy. Może to wydawać się trochę zaskakujące biorąc pod uwagę, że wydawca wcześniej dawał wyraz poparcia dla włoskiej agresji w Abisynii (za co otrzymał od Włochów Wielki Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Korony Italii), zaś w czasie wojny domowej w Hiszpanii IKC wyraźnie sympatyzował w rebeliantami generała Franco.

„Kuryer” mocno agitował za zbiórkami pieniędzy na Fundusz Obrony Narodowej, sami pracownicy i współpracownicy koncernu dali przykład zbierając w swym gronie w marcu 1939 niebagatelną kwotę 130 tysięcy złotych. Na łamach „Ikaca” wiosną 1939 pojawił się dość kuriozalny pomysł utworzenia, na wypadek wojny, oddziałów polskich „kamikadze”. Nazwiska ochotników publikowano w kolejnych wydaniach.

Autor książki „Bez rampy i sztampy” Stanisław Żytyński pisał:

– (…) jego zasługa to niezwykle sugestywne wpajanie w społeczeństwo wiary w potęgę i mocarstwowość państwa stojącego nad przepaścią. Żadne z pism nie umiało tak zręcznie jak „IKC” odmieniać proklamowanego w ostatnich latach hasła: „Silni, zwarci, gotowi”.

Zmierzch

Dąbrowski i postawa wydawanych przez niego tytułów w okresie poprzedzającym wybuch wojny polsko-niemieckiej tak mocno rozsierdziły hitlerowców, że jeszcze po upadku Polski był on negatywnym bohaterem ich propagandy. W 1940 roku nakładem gadzinowego „Wydawnictwa Nowoczesnego” wyszła w języku polskim broszurka „Zdradzeni i zaprzedani. Jak oszukano naród polski. Rewelacje w świetle faktów i dokumentów”.

Jej autor – Henryk Borkowski – winą za tragedię Września’39 obarczał zarówno polskie władze i elity, jak również dziennikarzy. Mocno dostało się Dąbrowskiemu, któremu nie omieszkano wypomnieć, że wśród zatrudnianych przez niego redaktorów byli Żydzi. Borkowski pisał, mając na myśli m.in. wydawnictwa IKC-a:

– Całe setki najrozmaitszych kłamstw i intryg, kalumnii i obelg przynosiła nam codzienna prasa i radio w szacie najniewinniejszej prawdy. Z drugiej strony wywyższano pod wszystko potęgę i siłę militarną naszych sojuszników. (…)Wszędzie podawano kłamstwa, gdy uważano to za wskazane. Była to prawdziwa pogoń za sensacjami. Nie chciano prawdy i pouczenia, lecz rozrywki. Nie pisano o tym, co sprzeciwiałoby się naszym nadziejom i intencjom, co można by było uważać za niestosowne, pisano to co się podobało, czego masy chętnie słuchały, co przede wszystkim dawało widoki dobrego zarobku. Jeżeli nie zawsze można było dać ludowi chleb, to przynajmniej należało mu dostarczyć igrzysk i zabawy. Znany nam wszystkim dobrze „Ilustrowany Kuryer Codzienny” hołdował tym zasadom aż do ostatniego numeru.

Broszurka miała pokazać, że na agresji wobec hitlerowskich Niemiec elity, w tym Dąbrowski budowali swój dobrobyt i zamożność. 70-stronnicowa książeczka okraszona jest m.in. zdjęciami wydawcy „Ikaca” bywającego na wspaniałych przyjęciach i w otoczeniu pięknych kobiet. Pod fotografiami możemy przeczytać taki zgryźliwy opis:

– Tak sobie żyli ci panowie z prasy! Marian Dąbrowski, wydawca i naczelny redaktor Kurierka Krakowskiego. Tylko dwa miesiące w roku potrzebował pracować. Zarabiał na rozsiewanych w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” kłamstwach przeciwko Niemcom olbrzymie sumy. Resztę czasu spędzał na przyjemniejszych czynnościach.

Autor broszurki przeciwstawiając kłujące w oczy bogactwo Dąbrowskiego, boleśnie kontrastujące z okupacyjnym niedostatkiem odczuwanym przez większość polskiego społeczeństwa, sugerował, że wydawca po tchórzliwe ucieczce z Polski, której wizerunek przez lata sam tworzył, żyje w luksusie gdzieś za granicą. Trudno dzisiaj ocenić, czy autor zmyślał na temat dalszych losów Mariana Dąbrowskiego czy nie miał odpowiedniej wiedzy, niemniej jednak rzeczywistość była zgoła inna.

Marian Dąbrowski, wyjeżdżając w sierpniu 1939 roku z Polski wykazał się niezwykłą w jego przypadku krótkowzrocznością i brakiem realizmu. Może sam uwierzył w to co pisały jego gazety? Że wojny w ogóle nie będzie? A jeżeli już wybuchnie, to za kilka tygodni nasze wojska wspólnie z Francuzami i Anglikami paradować będą po Berlinie?

Postawa szefa potężnego koncernu, jednego z  najbogatszych i najbardziej wpływowych Polaków okresu międzywojennego zdumiewała i przerażała nawet jego najbliższych współpracowników. Gdy namawiano Dąbrowskiego do zorganizowania, na wypadek wojny, rezerwowej drukarni i redakcji w Lublinie, odmówił. W przededniu wybuchu konfliktu zbrojnego IKC pozostał bez swojego twórcy i właściciela, z ograniczoną gotówką w kasie. Efekt był taki, że część pracowników koncernu, zwłaszcza w oddziałach nie otrzymała pensji za wrzesień 1939, część należności odbierając w sprzęcie, m.in. maszynach do pisania.

28 sierpnia, gdy atmosfera wojennego zagrożenia sięgała zenitu, redakcja IKC-a zaczęła wydawać, kolportowany tylko w Krakowie kolejny dziennik – „Telegram Wieczorny”, który ukazywał się do  3 września. Wobec zbliżania się wojsk niemieckich część dziennikarzy wyjechała do Lwowa, gdzie przez kilka dni „Kuryer” drukowany był w niewielkim nakładzie. Właściwy IKC, nie licząc kilkudniowej przerwy po zajęciu Krakowa przez Niemców, wychodził (pod hitlerowskim nadzorem) do 26 października. Tego dnia – wraz z proklamowaniem powstania Generalnej Guberni – zaczął ukazywać się gadzinowy „Goniec Krakowski”. Po wojnie majątek IKC-a został znacjonalizowany. Próby reaktywowania tytułu nie powiodły się. W to miejsce, przy udziale części starego zespołu i w dawnej siedzibie przy ul. Wielopole 1, powstał „Dziennik Polski”.

Na emigracji

Nie do końca są jasne okoliczności jego ostatniego wyjazdu z kraju. Relacje są sprzeczne. Według jednych miał płynąć słynnym „Batorym” na światową wystawę do Nowego Jorku, gdy okazało się jednak, że ze względu na sytuację międzynarodową rejs został odwołany, postanowił udać się do Nicei, gdzie miał willę. Według innych źródeł wyjazd był związany z zakupem nowoczesnego sprzętu poligraficznego, według jeszcze innych miał to być zwykły urlop.

Wiemy na pewno, ze w sierpniu 1939 roku Dąbrowski znalazł się w Nicei. Przed wyjazdem nie pozostawił żadnych pełnomocnictw, ani instrukcji dla współpracowników na wypadek dłuższej nieobecności. Nie zabezpieczył majątku, nie dokonał transferu fortuny na granicę. Wyjeżdżał niemal tylko w tym co miał na sobie, ze stosunkowo niewielką gotówką w kieszeni na jakiej przewóz zezwalały ówczesne przepisy celne. Grozę sytuacji w jakiej się znalazł, zrozumiał chyba dopiero w momencie ataku Niemiec na Polski i błyskawicznych sukcesów hitlerowskich wojsk. Za pośrednictwem współpracowników usiłował ściągnął z kraju klejnoty żony. Doszła do niego też gotówka za sprzedany luksusowy samochód, który pierwotnie miał zostać przewieziony do Francji, ale ze względu na ryzyko zarekwirowania po drodze, został sprzedany.

Nicea, w której wybuch wojny zastał Dąbrowskiego, po klęsce Francji w 1940 roku znalazła się w składzie formalnie niezależnego państwa francuskiego ze stolicą w Vichy. To zapewne chroniło chwilowo wydawcę IKC-a przed zemstą ze strony Niemców.  Niemniej wkrótce nastąpiła decyzja, ponoć za namową niedoszłego zięcia – Jana Kiepury, o przeniesieniu się – via Hiszpania – do Ameryki.

Na zasiłku

O tym etapie życia międzywojennego magnata prasowego wiemy bardzo niewiele. Więcej w tym domysłów niż faktów. Fundusze z którymi wyjechał z Polski i które mu później dowieziono szybko topniały, podobnie jak pieniądze uzyskane ze sprzedaży francuskiej willi i biżuterii małżonki. Kiepską sytuację miała pogłębić późniejsza spłata długów zaciągniętych przez jego zięcia.

W Stanach Zjednoczonych dawny potentat prasowy nie potrafił się odnaleźć. Żona Dąbrowskiego – Michalina, próbowała szczęścia w biznesie. Wraz z Ladisem Kiepurą – bratem Jana prowadziła fermę kur rasowych. Niestety stado zostało wytrzebione przez epidemię, zaś małżonkowie stracili resztki oszczędności, Michalina musiała po raz pierwszy pójść do pracy fizycznej – w fabryce guzików. Finansowa porażka i postępujące problemy zdrowotne przybiły wydawcę IKC-a, żyjącego z zasiłku miejskiego i wsparcia dalszych krewnych.

Ostatnie lata życia Marian Dąbrowski – zapomniany, zgorzkniały i  schorowany – spędził u swej córki Jadwigi w Miami na Florydzie. Zmarł, po ataku apopleksji, 27 września 1958, dokładnie w 80 rocznicę urodzin. W 1991 roku szczątki Mariana i Michaliny Dąbrowskich zostały sprowadzone do Polski i złożone w Krakowie na cmentarzu Rakowickim.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Hetman Mielecki 04.10.2023 20:21
Gość ma tablice pamiątkową w Krakowie a w rodzinnym Mielcu zapomniany. Dopiero w 2023 wystawa w Jadernowce przypomina te ciekawą i zasłużoną postać będąca pierwowzorem dla redaktora z serialu " Drogi wolności".

Reklama