Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 15:49
Reklama jak rozmawiać ze sztuczną inteligencją

Jak Polonusi w 1969 roku zjechali na festiwal do Rzeszowa

Jak Polonusi w 1969 roku zjechali na festiwal do Rzeszowa

     Lipiec 1969. Siermiężny okres gomułkowskich rządów w Polsce. Na ulicach Rzeszowa pojawia się inny świat. Nawet ten zza „żelaznej kurtyny”. Widok kolorowo ubranych, w tradycyjne regionalne stroje, Polonusów budzi zaciekawienie, by nie powiedzieć sensację. Po ulicach defilują rodacy z Francji, Stanów Zjednoczonych, Belgii, Holandii, Czechosłowacji i Węgier. Rozpoczyna się I Światowy Festiwal Polonijnych Zespołów Artystycznych,

    Pomysł zorganizowania w tamtym okresie swego rodzaju zlotu emigrantów w stosunkowo niewielkim Rzeszowie, sam w sobie budził emocje. Czegoś takiego, na taką skalę jeszcze nie było. O tym, że gdzieś tam, za granicami, kultywuje się polską kulturę i tradycję, zapewne wiedziano w starym kraju, ale mało kto miał okazję zapoznać się z dorobkiem polonijnych zespołów folklorystycznych. Zwłaszcza tych z krajów zachodnich. Co prawda istniało oficjalne Towarzystwo „Polonia” zajmujące się kontaktami z emigracją – zwłaszcza tą przychylniej nastawioną do aktualnego ustroju politycznego Polski, organizowano dla Polonusów rozmaite kursy, ale nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, by ich tu nagle ściągać.

Od pomysłu do realizacji

A     sam pomysł to w zasadzie zasługa dwóch miejscowych entuzjastów: Czesława Świątoniowskiego – ówczesnego dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie oraz miejscowego dziennikarza Lubomira Radłowskiego. Poprzedziły go wcześniejsze kontakty obu panów z zespołem „Krakus” z belgijskiego Genk, który już w 1967 roku miał okazje odbywać (na zaproszenie „Polonii”) tournée po starym kraju. Trasa koncertowa przebiegała m.in. przez Rzeszowszczyznę, z której pochodził zarówno twórca zespołu Bronisław Stala jak i (co było niemniej istotne w ówczesnych realiach) sekretarz Towarzystwa „Polonia” Roman Broż.

    Koniec końców, w  Rzeszowie latem 1967 doszło do na poły towarzyskiego spotkania na którym rzucono pomysł zorganizowania dla Polonusów czego w rodzaju wakacji w starej ojczyźnie. Idea chwyciła, a nawet otrzymała błogosławieństwo najwyższych czynników państwowych. Szczęśliwie się złożyło, że szefem Towarzystwa „Polonia” był wówczas prof. Mieczysław Klimaszewski, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego i – co bardzo istotne – ówczesny wiceprzewodniczący Rady Państwa. Swą akceptację wyraziła ówczesna pierwsza osoba Rzeszowszczyzny – I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysław Kruczek. Można było zaczynać.

Pierwszy festiwal

    Zlot emigracyjnych grup ubrano w oficjalne szaty nadając mu nazwę Światowego Festiwalu Polonijnych Zespołów Artystycznych, datę wyznaczono na 20-22 lipca 1969. W ówczesnej rzeczywistości była ona bardzo istotna, gdyż 22 lipca – w symboliczną rocznicę zainstalowania w Polsce władzy komunistycznej – obchodzono najważniejsze święto państwowe. Nie wszystkim Polonusów – zwłaszcza tym z „Wolnego Świata” - mogło to łączenie folkloru z propagandą przypaść do gustu, niemniej jednak było zapewne jednym w warunków organizacji imprezy.

    Istotnym zadaniem organizatorów było zwerbowanie do udziału w festiwalu odpowiedniej liczby zespołów, by miał on odpowiednią rangę. Nie musiało to być – w ówczesnej sytuacji geopolitycznej wcale łatwe. Ostatecznie udało się i początkiem lipca zaczęły zjeżdżać do Rzeszowa.

    Pierwsze – na zapowiedziane przedfestiwalowe zgrupowanie – przyjechały zespoły z krajów socjalistycznych, które miały i najbliżej i najmniej problemów formalnych: „Olza” z czeskiego Cieszyna i Zespół Polsko-Węgierski imienia Józefa Bema z Budapesztu. Po kolei docierały zespoły z najliczniej reprezentowanej Francji: „Krakowiak” z Beauvois, „Łowiczanka” z Persan, „Śląsk” z Lyonu, „Sokół” z Carvin i „Liga Flandryjska” z Montigny.

Zza oceanu

    Największy entuzjazm rzeszowskiej (i nie tylko) gawiedzi wzbudzał przyjazd jedynego zespołu zza oceanu, z mitycznej Ameryki, bostońskiego „Krakowiaka”. Był to zespół z niemałymi już tradycjami, założony w 1937 roku, skupiający starą emigrację, mający w swym repertuarze polskie tańce oraz piosenki zarówno w języku przodków jak i angielskim. Bostończycy niemal na „dzień dobry” zaprezentowali się rzeszowianom specjalnym programem związanym z przypadającym 4 lipca Świętem Niepodległości USA. To było coś!

    Listę oficjalnych gości-artystów domykały czechosłowacki „Hutnik” z Trzyńca, współinicjator imprezy „Krakus” z Genk oraz przybyły też z Belgii, z miejscowości Charleroi, „Polonez” oraz holenderskie „Syrena” z Brunssum i „Mazur” z Bredy. Najstarszym zespołem z całego tego towarzystwa był „Sokół” założony w 1922 roku, zrzeszający polskich górników i kombatantów zarówno francuskiego ruchu oporu jak i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

    Już 5 lipca zorganizowano pierwsze spotkanie przybywających (nie wszyscy jeszcze dotarli) z oficjelami, na czele z sekretarzem Kruczkiem i wiceprzewodniczącym Rady Państwa Klimaszewskim. Były wspólne toasty, przemowy, słowem pierwsza integracja w gronie ponad trzystu osób.

     Uczestników kwaterowano i żywiono w ówczesnym Zespole Szkół Centrali Rolniczej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” (dzisiaj tę rolę pełni miasteczko akademickie Politechniki rzeszowskiej). Próby odbywały się w różnych miejscach Rzeszowa, imprezy przeglądowe w Wojewódzkim Domu Kultury, zaś koncert galowy w Państwowym Teatrze imienia Wandy Siemaszkowej, natomiast ogromne plenerowe widowisko przygotowano na stadionie miejscowej „Stali” . Na cześć miłych gości i pamiątkę festiwalu park w centrum miasta nazwano imieniem „Łączności Polaków z Macierzą”.

     Festiwal, będący oczkiem w głowie ówczesnych władz, musiał mieć nie tylko należytą oprawę, ale i spełniać rolę propagandową. Miał pokazywać przybyłym jak bardzo i jak pozytywnie zmienia się ludowa ojczyzna. Tajemnicą poliszynela było, że ogromne zainteresowanie gośćmi, zwłaszcza z krajów zachodnich – niekoniecznie ze względów artystycznych – przejawiali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, ale to inny temat na inny materiał.

Barwy Festiwalu

    Pobyt Polonusów nie ograniczał się do samego Rzeszowa. Zaserwowano im wiele atrakcji w tzw. terenie. A więc mogli uczestniczyć w dwudniowej wyprawie w Bieszczady, goszcząc w licznych wówczas wakacyjnych stanicach Związku Harcerstwa Polskiego. Program przewidywał  m.in. kiermasze sztuki ludowej, wybory festiwalowej Miss, naukę polskich piosenek i wiele innych atrakcji. Polonusom towarzyszyły lokalne zespoły folklorystyczne, zaś sami występowali w licznych miejscowościach całej Rzeszowszczyzny, wzbudzając zrozumiałe zainteresowanie i wręcz entuzjazm miejscowych. Wielu uczestników, już po festiwalu, korzystało z okazji i zwiedzało inne regiony Polski.

    Dla wielu przybyłych festiwal był przede wszystkim okazją do zwiedzenia stron, często związanych z ich pochodzeniem. Niejeden z tancerzy i śpiewaków miał rzeszowskie, czy też galicyjskie pochodzenie. Niemal na porządku dziennym było więc, że któryś z festiwalowiczów „urwał się” na dłuższą chwilę, by odwiedzić dawno nie widzianą rodzinę czy znajomych.

    Tamten historyczny, pierwszy festiwal okazał się ogromnym sukcesem. Także dla władzy, dzięki czemu przekonano wielu dygnitarzy-malkontentów, że warto inwestować w taką imprezę.  Z jednej strony impreza dała rozwojowy impuls zespołom polonijnym, zwłaszcza z tych krajów, których reprezentanci przybyli.  Jej pokłosiem był chociażby zorganizowany z ogromnym rozmachem (jak się później okazało i sporym zyskiem finansowym) Europejski Festiwal Polonijnych Zespołów Folklorystycznych w belgijskim Genk w 1971 roku.

    Przy drugim festiwalu, który odbywał się w Rzeszowie w 1972 roku organizatorzy nie mieli już „bólu głowy” i nie musieli martwić się o frekwencję. Polonijne zespoły same wręcz zabiegały o przyjazd i możliwość występu w Rzeszowie. Początkowo miało być ich 14 z pół tysiącem artystów, po czym doszło kolejnych dziewięć zespołów i kolejnych trzystu tancerzy i śpiewaków. Szczególnym zainteresowaniem ten drugi festiwal zaczął cieszyć się wśród Polonii zza oceanu. W 1972 roku, zachęceni zapewne opowieściami kolegów z Bostonu, pojawili się artyści aż z siedmiu amerykańskich zespołów: trzech z USA i czterech z Kanady.

    Przez prawie pół wieku impreza, która  z czasem przybrała oficjalną nazwę Światowego Festiwalu Polonijnych Zespołów Folklorystycznych, przybierała różne postacie, przeżywała lepsze i gorsze momenty. Po przemianach ustrojowych zaczęli przyjeżdżać miłośnicy folkloru i artyści z krajów dawnego Związku Radzieckiego. Co trzy lata ulice Rzeszowa znów zaludniają się kolorową, różnojęzyczną masą Polonusów, którzy tu pielęgnują przywiązanie do własnych korzeni.

Joanna Wyskiel

W przygotowaniu materiału wykorzystano informacje i fotografie pochodzące z książek „Siedem szczęśliwych festiwali” Ryszarda Dzieszyńskiego oraz „Barwy festiwalu” Józefa Ambrozowicza i Waldemara Bałdy.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Danuta Stala 30.07.2019 17:28
Komentarz usunięty

Reklama