Atmosfera gęstniała z każdą chwilą, zanosiło się na pogrom ludzi cudem ocalałych z Holocaustu. Dzień wcześniej na mieście pojawiły się ulotki, w których donoszono o rzekomym schwytaniu rabina, u którego w domu znaleziono szczątki ciał katolickich dzieci. Zbiegło się to w czasie z makabrycznym odkryciem dokonanym wieczorem 11 czerwca w kamienicy przy Tannenbauma 12 przez patrol ośmiu milicjantów, zaalarmowanych przez jednego z mieszkańców, który znalazł w piwnicy torbę ze szkolnymi książkami zaginionej dziewczynki.
W czasie przeszukania kamienicy milicjanci natknęli się na potwornie zmasakrowane, zagrzebane w wiórach ciało. Podejrzenie padło od razu na Żydów, zwłaszcza,że przy Tannenbauma mieściło się mieszkanie rabina Leiba Torna. Sami milicjanci mieli opowiadać, że skóra z głowy dziecka była ściągnięta, żyły nóg powyciągane. Pojawiały się plotki, że był to mord rytualny.
Plotka obiega miasto
Wieść o rzekomych mordach rytualnych obiegła błyskawicznie całe miasto. Na ulicach nie mówiło się o niczym innym. Tekst w ''Dzienniku Rzeszowskim'' tylko podgrzał nastroje. Tak samo jak kordon milicji otaczający okolice kamienicy przy Tannenbauma, gdzie mieszkało kilkunastu ocalałych z zagłady Żydów. Plotka rosła z każdą chwilą. Mówiło się już nie tylko o jednych znalezionych zwłokach, ale rzekomo kilkunastu ciałach dzieci. Pojawiali się nawet świadkowie, którzy mieli je widzieć na własne oczy. W ciągu kilku godzin milicjanci wyprowadzili z kamienicy i przeprowadzili na komisariat prawie wszystkich lokatorów żydowskich mieszkań.
W tym czasie - jak wynika ze sprawozdania przygotowanego kilka dni później przez Wojewódzką Żydowską Komisję Historyczną w Krakowie - trwało plądrowanie opuszczonych mieszkań. W drodze na komisariat część Żydów miała zostać pobita. Z zachowanych materiałów wynika, że poturbowani zostali m.in. Leon Nadel, adwokat Kessler, Juda Rosen, Klemens Brandweim. Wkrótce na polecenie ówczesnego komendanta milicji zdecydowano o zwolnieniu zatrzymanych, którzy nie chcieli komisariatu zresztą opuszczać w obawie przed linczem.
Z zagłady ocaleli nieliczni
Przed wojną w Rzeszowie mieszkało według różnych szacunków 13-15 tysięcy Żydów. Stanowili niemal połowę mieszkańców miasta. Według szacunków prof.Wacława Wierzbieńca z Uniwersytetu Rzeszowskiego, Holocaust przeżyło około 100 osób, oprócz kilkuset, które jeszcze w 1939 roku przedostały się natereny zajęte przez Związek Radziecki.
- W dniu, w którym doszło do rozruchów, w mieście przebywało około 200 Żydów. W zdecydowanej większości spoza Rzeszowa, który traktowali tylko jakojeden z etapów powojennej wędrówki - mówi prof. Wacław Wierzbieniec, wybitny znawca historii Żydów na terenie Podkarpacia. Jeszcze 12 czerwca ponad połowa Żydów mieszkających w Rzeszowie uciekła z miasta w obawie o swoje życie. Wieści o rozruchach szybko rozniosły się po całej Polsce, a nawet poza granicami.
Mosze Oster, wiceprzewodniczący izraelskiego Związku Żydów Rzeszowskich, jeden z nielicznych, którzy przeżyli getto rzeszowskie, wspominał, że uwolniony z obozu w Bergen Belsen planował powrót do rodzinnego miasta. Nie wrócił, gdyż spotkał znajomego, który ostrzegł go, że w Rzeszowie szykuje się pogrom. Takich przypadków było znacznie więcej. Żydzi nie wracali, bojąc się tego, co spotka ich w Rzeszowie.
Rozruchy w Rzeszowie nie były jedynym przypadkiem agresji wobec Żydów na naszym terenie. Według oficjalnych, urzędowych danych na terenie województwa rzeszowskiego w marcu 1945 roku doszło do napaści na 23 Żydów, w kwietniu raniono jedną osobę pochodzenia żydowskiego. W kolejnych miesiącach dochodziło do nasilenia wystąpień antysemickich. W czerwcu 1945 odnotowano jeden napad i dwóch zabitych, w sierpniu trzech zabitych i jednego rannego. Z czego brała się agresja w stosunku do garstki Żydów ocalałych z wojennej pożogi?
Prof. Wierzbieniec wskazuje na kilka przyczyn:
- Chęć domniemanego zysku, antysemickie nastawienie, chęć swoistego ''odegrania się'' na osobach związanych z nowym aparatem władzy, określanym niekiedy mianem ''żydokomuny''. Nie należy też zapominać o pewnym czynniku psychologicznym. Polskie społeczeństwo, w przeciwieństwie do społeczności zachodnich, było naocznym świadkiem zagłady Żydów. Obserwowało eksterminacyjne akcje niemieckie wobec Żydów, słyszało strzały, czuło słodkawy zapach palonych zwłok. To doświadczenie mimowolnego świadka Holocaustu miało olbrzymie skutki o charakterze negatywnym. To był syndrom posttraumatyczny.
Sprawa do dzisiaj niewyjaśniona
- Tego, co się wydarzyło w Rzeszowie, nie należy określać jako pogrom. To były rozruchy antyżydowskie, ale na szczęście nieporównywalne z późniejszymi wydarzeniami w Krakowie czy Kielcach, gdzie doszło do mordów - tłumaczy prof. Wacław Wierzbieniec. Zresztą nawet Jan Gross w swym ''Strachu'' rozdział poświęcony wydarzeniom rzeszowskim zatytułował ''Pogrom, którego nie było''. Sprawa zabójstwa 9-letniej dziewczynki, do dzisiaj nie została wyjaśniona. Jedynym aresztowanym pod zarzutem udziału w mordzie był Jonas Ladesman, jedyny Żyd z kamienicy przy Tannenbauma, który nie wyjechał natychmiast z miasta. W więzieniu na rzeszowskim Zamku spędził trzy miesiące. Niczego mu nie udowodniono. Sprawę odłożono ad acta. O tragedii przypomina już tylko grób Bronisławy Mendoń na rzeszowskim cmentarzu Pobitno i nieliczne wspomnienia Żydów. Brak relacji Polaków. Samą sprawę rozruchów wkrótce również umorzono. Nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów.
Szymon Jakubowski
Napisz komentarz
Komentarze