Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 15:29
Reklama prosto i po polsku

Chciał pojedynku, stanął przed sądem

Na przełomie XIX i XX wieku w Galicji pojedynki (w większości przypadków) były prawnie zabronione, ale swoisty kodeks honorowy obowiązujący nie tylko w wyższych sferach dopuszczał taką możliwość załatwiania spornych kwestii. O niektórych z nich dowiadujemy się z akt sądowych. W czerwcu 1897 roku przed zwykłym trybunałem w Rzeszowie stanął Wiktor Ramert, kandydat adwokacki z Łańcuta, oskarżony o „zbrodnię pojedynku”.
Chciał pojedynku, stanął przed sądem
Łańcut w 1898 roku.

Na przełomie XIX i XX wieku w Galicji pojedynki (w większości przypadków) były prawnie zabronione, ale swoisty kodeks honorowy obowiązujący nie tylko w wyższych sferach dopuszczał taką możliwość załatwiania spornych kwestii. O niektórych z nich dowiadujemy się z akt sądowych. W czerwcu 1897 roku przed zwykłym trybunałem w Rzeszowie stanął Wiktor Ramert, kandydat adwokacki z Łańcuta, oskarżony o „zbrodnię pojedynku”.
Jak wyjaśniał oskarżony, od dłuższego czasu między nim a łańcuckim sędzią powiatowym panowały „naprężone stosunki z powodów politycznej natury. Jak relacjonował „Kuryer Rzeszowski”:
- Sędzia powiatowy p. Gołab wykluczał oskarżonego od zastępstwa stron w sprawach drobiazgowych, wreszcie prosił nawet dra Szpunara, adwokata w Łańcucie, by oskarżonego do rozpraw nie przysyłał, co tenże przyrzekł ile możności uczynić. P. Ramert już przed paru miesiącami żalił się przed odnośnemi władzami na postępowanie p. Gołąba, zwłaszcza wobec tego, że p. Gołąb wykluczał go dalej systematycznie od zastępywania stron. P. Ramert udał się 25 września 1896 roku do Rzeszowa i tu dowiedział się, iż p. Gołąb jako powód wykluczania go podał, iż przypuszcza, że p. Ramert na swoją rękę sprawy „wyłapuje”.
Ramert, urażony twierdzeniami sędziego, postanowił dochodzić swych praw na ubitej ziemi. Do swojego adwersarza skierował dwóch sekundantów-dragonów: rotmistrza Leberta i porucznika Sturma. Jeżeli wyzwany na pojedynek by odmówił, mieli mu przekazać od wyzywającego słowa: „er halte ihn für einen Schuft”. Ponieważ sędzia zażądał czasu na ewentualne uzyskanie zgody prezydenta sądu, powtórzono mu wspomniane słowa. Obraźliwe wyrażenie „Schuft” (łajdak, łotr) zapewne nakłoniło sędziego do skierowania sprawy do trybunału.
Obrona Ramerta starała się udowodnić, że samo posłanie świadków/sekundantów nie było jeszcze wyzwaniem do pojedynku, lecz „tylko stadium przygotowawczem w celu wyjaśnienia sprawy i orzeczenia, czy w ogóle sprawa do pojedynku się nadaje”. Na rzecz oskarżonego świadczyli również wezwani świadkowie, wystawiając mu jak najlepszą opinię.
Ostatecznie trybunał uwolnił Ramerta od zarzutu „zbrodni pojedynku”, ale uznał winnym „przekroczenia obrazy czci p. sędziego pow. Gołąba” i skazał na grzywnę w wysokości 50 złotych reńskich (mniej więcej równowartość połowy miesięcznej pensji urzędniczej).
(s)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama