20 maja 1980 w porcie w Gdyni uroczyście witano Henryka Jaskułę powracającego z trwającego 344 dni rejsu dookoła świata na jachcie "Dar Przemyśla". W rzeczywistości skończył się on faktycznie dzień wcześniej, ale trzeba było poczekać aż notable zdążą przygotować ceremonię oficjalnego powitania. Poniżej publikujmy oryginalną depeszę Polskiej Agencji Interpress z maja 1980 roku. Trzeba pamiętać, że była ona przygotowywana "na gorąco" i bez konsultacji z samym zainteresowanym, mogą w niej występować więc nieścisłości. jest jednak ważnym dokumentem tego niezwykłego wydarzenia. Udostępniamy również zrealizowany przez Telewizję Polską i dostępny w serwisie Youtube film dokumentalny dotyczący rejsu Henryka Jaskuły.
Pierwszy pomiędzy wielkimi
Jachtowy kpt. Żeglugi Wielkiej Henryk Jaskuła – 56 lat, urodzony we wsi Radziszów na Podkarpaciu, wychowany w Argentynie, taternik i narciarz, inżynier-elektryk o zdrowiu kosmonauty, żonaty, dwie córki, uzdolniony literacko, także utalentowany poliglota. Wreszcie wybitny żeglarz, chociaż po raz pierwszy wziął ster do ręki w wieku 40 lat, był znany na wiele lat przed rejsem non-stop dookoła świata, jest laureatem II nagrody za „Rejs roku” za załogowy przelot non-stop w ciągu 90 dni Buenos-Aires - Hel i to ze złamanym na wysokości Salingu masztem. Do chwili wyruszenia w swój wielki rejs przeżeglował ponad 40 tys. mil morskich, w tym 24 tys. jako kapitan.
Do rejsu solo non-stop dookoła świata przygotowywał się niemal od początku swojej kariery żeglarskiej. Wykorzystywał w tym celu każdą wolną chwilę, każdy pretekst i każdy rejs. Także tamto słynne przejście Atlantyku non-stop posłużyło mu do szeregu eksperymentów i testów, z których najważniejszym było ustalenie ilości zużycia płynów na dobę.
A w pierwszej części owego rejsu, było opłynięcie na tym stalowym jachcie „Euros", w skrajnie trudnych warunkach przylądka Horn.
Ale ta świetna żeglarska wyprawa, dla Henryka Jaskuły wiązała się jednocześnie ze sprawą znacznie głębszą i poważniejszą niż opłynięcie przylądka Horn, które jest przecież marzeniem każdego żeglarza. To była jedyna szansa by zawinąć do Buenos-Aires, gdzie uczył się i jednocześnie pracował, gdzie zdał eksternistycznie maturę, a później egzamin konkursowy na wydział matematyczno-fizyczny politechniki w La Plata, on, syn podhalańskiego chłopa, który przed dziesiątkami lat wyemigrował na obczyznę za chlebem - wreszcie - gdzie zostawił starych rodziców i rodzeństwo, siadając na pierwszy statek zmierzający do kraju.
Przystępując do realizacji swojego pomysłu - samotnego rejsu - czynił to z pozycji outsidera. Był zawsze kimś z boku, człowiekiem nowym, z Przemyśla oddalonego o kilkaset kilometrów od brzegu morskiego. Był ponadto niekonwencjonalny i niezależny. Miał własną wizję żeglarstwa i swojego w nim miejsca. Wszystkie jego działania cechowały spokój, stanowczość i wielka żarliwość. Może dlatego, że zawsze był zdany na własne siły.
Oczywiście miał wielu zwolenników, zarówno wśród tzw. czynników urzędowych jak i żeglarzy, czy też nie związanych z tą dziedziną ludzi, których fascynował swoją wiarą, pasją i uporem. To one właśnie poruszyły wyobraźnię tych, od których decyzji zależał los wyprawy, skłoniły do otwarcia niezasobnej przecież kiesy i podjęcia właściwych decyzji. Należy tu podkreślić wielką rolę Polskiego Związku Żeglarskiego, który w pierwszym etapie finansował prace nad jachtem oraz władz województwa przemyskiego.
10 lat przygotowań, 6 lat konkretnych starań, dziesiątki koncepcji, z których wiele wydawało się być bliskich realizacji, i znowu powrót do punktu zerowego, i znowu uporczywe szukanie kolejnej szansy. W ciągu 6 lat kapitan Jaskuła pracował właściwie na dwóch etatach: inżyniera elektryka i kierownika jednoosobowego biura sterującego jedną i tą samą usługę: rejs solo non stop dookoła świata.
Wreszcie 12 czerwca 1979 roku wypłynął z Gdyni na wielki krąg.
Niemal na początku rejsu nastąpiła awaria radiostacji. Żeglarz dysponował więc jedynie radiotelefonem UKF. Tą drogą przekazywał kilkakrotnie wiadomości o swojej pozycji mijanym statkom. W Kanale La Manche kilkakrotnie udało mu się przyczepić do rybackich boi plastykowe torebki z listami. Po minięciu przylądka Dobrej Nadziei, ślad po żeglarzu zaginął. Mijały miesiące, narastał niepokój o jego losy, choć krzepiąca była wiara w jego ogromne umiejętności żeglarskie.
W przeszło pół roku po minięciu przez kpt. Jaskułę przylądka Dobrej Nadziei, 31 marca do Gdynia-Radio nadeszła wiadomość nadana prze grecki statek „Caledonia:, która stała się sensacją dnia: 13 lutego, po 178 dniach żeglugi kpt. Henryk Jaskuła na s/y „Dar Przemyśla” okrążył świat, „Zamknął pętlę” jak mówią Anglicy. W chwili nadania tej depeszy „Dar Przemyśla” znajdował się na wysokości Azorów.
Kpt. Jaskuła dokonał tego niezwykłego wyczynu w samotnym rejsie bez zawijania do portów i bez korzystania z jakiejkolwiek pomocy. Przed nim podobne osiągnięcie stało się udziałem jedynie czterech żeglarzy. Ich nazwiska: Robin Knox-Johnston, Bernard Moitessier, Chay Blyth, Kenichi Horie. Tym samym rejs kpt. Jaskuły jest piątym tego rodzaju wyczynem w dziejach światowej żeglugi. Ale już drugim pod względem długości przebytej trasy (33 tys. mil wobec 34.455 mil Bernarda Moitessiera). I wreszcie pierwszym, który rozpoczął się i zakończył w Gdyni. Tym samym zajął w ekskluzywnym gronie samotników miejsce wyjątkowe: nikt bowiem do tej pory nie ważył się w samotnym rejsie na pokonanie Cieśnin Duńskich, gdzie panują (dla samotnego żeglarza) skrajnie trudne warunki nawigacji.
Kpt. Jaskuła zapytany dlaczego planuje trasę Gdynia-Gdynia, która miała wielu przeciwników, mówił: jeżeli tak się złożyło, że urodziliśmy się nad Bałtykiem, to nie widzę powodów by stratować z obcego portu.
Kpt. Henryk Jaskuła przepłynął samotnie, non-stop bez zawijania do portów, skrajnie trudną trasę, zamykając w znakomitym czasie okołoziemską pętlę. Plan swojego rejsu – czasy przebiegów na poszczególnych odcinkach Wielkiego Kręgu zrealizował z dokładnością budzącą najwyższy podziw.
Polska Agencja Interpress, Warszawa, maj 1980 r.
Napisz komentarz
Komentarze