13 lipca 1929 roku na wyspie Graciosa na Azorach rozbił się samolot, na którym dwójka polskich pilotów próbowała pokonać Atlantyk. W płonącej maszynie zginął pilot Ludwik Idzikowski, niemal bez szwanku udało się wyjść z katastrofy Kazimierzowi Kubali, absolwentowi Gimnazjum Męskiego w Sanoku.
Kazimierz Kubala zajmował się testowaniem samolotów kupowanych przez polskie wojsko we Francji. Jednym z jego pomysłów było spróbować przelecieć Atlantyk w kierunku zachodnim, przeciwnym do wiatrów, czego nikt wcześniej jeszcze nie dokonał. Po długich staraniach udało mu się wreszcie przekonać do pomysłu polskie władze oraz świetnego pilota Ludwika Idzikowskiego.
Pierwsza próba została podjęta 3 sierpnia 1928 roku. Wystartowali z lotniska Le Bourget pod Paryżem na nowo skonstruowanym samolocie Amiot 123. Niestety będąc niemal w połowie drogi, po przeleceniu 3200 kilometrów, zauważyli spadający poziom oleju silnika, sygnalizujący pęknięcie zbiornika. Zdecydowali się wracać, w drodze jednak okazało się, że muszą awaryjnie wodować 70 kilometrów od wybrzeży Hiszpanii, obok napotkanego niemieckiego statku. Ocaleli dzięki pomocy marynarzy.
Drugą próbę podjęli niemal rok później na udoskonalonej wersji Amiota. Tym razem przelecieli 2140 kilometrów, gdy silnik zaczął zmniejszać obroty i wydawać trzaski. Piloci próbowali dolecieć na wyspę Faial na Azorach, ostatecznie jednak zdecydowali się na próbę lądowali na bliższej, skalistej wyspie Graciosa. Niestety maszyna wpadła na niewidoczny wał z kamieni. Idzikowski spłonął w samolocie, Kubali udało się przeżyć. Okazało się, że przyczyną awarii silnika było uszkodzenie łożyska reduktora.
Katastrofa okazałą się także kresem krajowej kariery lotniczej Kubali, który publicznie zaczął oskarżać przełożonych o zdradę państwa i celowe narażanie pilotów na śmierć. Jego głównym wrogiem stał się płk Ludomir Rayski, szef Departamentu Żeglugi Powietrznej Ministerstwa Spraw Wojskowych. Kubala posuwał się nawet do pisania do jego żony anonimów, w których twierdził, że Rayski bierze od Niemców pieniądze za śmierć każdego polskiego lotnika. Atakował też Józefa Becka, wówczas szefa gabinety Ministra Spraw Wojskowych, pisał sążniste raporty wysyłane do prasy. Skończyło się to dla niego aresztowaniem i postawieniem przed sądem za zniesławienie Rayskiego. Ostatecznie został skazany na 7 miesięcy więzienia i wydalony ze służby. W 1933 roku przeprowadził się do Brazylii, gdzie doradzał w sprawach lotnictwa cywilnego, tam też zmarł w 1979 roku.
Napisz komentarz
Komentarze