W czasach, gdy takie terminy jak: „ryzować” i „ryzowanie” trudno jest wykryć nawet w najpopularniejszych przeglądarkach internetowych, warto przypomnieć o ludziach, którzy kiedyś w górach musieli „utrzymać w ryzach” swój leśny urobek, by w końcu go spławić i, sprzedawszy, na pożytek obrócić.
Ryzy, ślizgi, żłoby
Cały pomysł „ryzowania” polegał na wykorzystaniu siły grawitacyjnej drewna, zatem praktyczne zastosowanie mógł mieć tylko w terenach górskich i – paradoksalnie – im trudniejszy był teren, tym łatwiej było budować ryzy, ślizgi, spuszczalnie, żłoby, rynny, koryta czy spusty, jak w różnych okolicach zwano owe urządzenia.
W jednym ze starszych słowników leśnych zamieszczonym w „Sylwanie” z 1846 roku, termin „ryza” miał dwa leśne znaczenia. Pierwsze – na określenie kilkunastu pasów drzewa użytkowego lub opałowego razem spławianych, drugie zaś oznaczało ścieżkę służącą do spuszczania po niej z gór drzewa opałowego szczapowego, pospolicie w Karpatach używaną. Słownik opisuje „ryzę” jako urządzenie składające się z …trzech sztuk drzewa w kostkę obrobionego, w odległości 12 cali od siebie…, po których szczapy ułożone w poprzek spuszczano w dół. Ta prosta konstrukcja zapewne była pomocna na niewielkich zrębach w pobliżu potoków, jednak w miarę upływu czasu ludzka pomysłowość pozwoliła na budowę ryz o charakterze bardziej skomplikowanym (Kozłowiecki 1846).
W okresie bezśnieżnym urządzano ryzy ziemne, formowane w kształcie rynny zagłębionej w terenie i nadającej kierunek zsuwanym klocom. Stosowano je na bardzo stromych stokach, gdyż tylko tam siła grawitacji mogła pokonać opory tarcia. Zimą bardzo ułatwiały pracę ślizgi śnieżne, wykonane w grubszej warstwie zmarzniętego śniegu; czasem też, po polaniu wodą, zamieniano je w ryzy lodowe, które cechowała wielka łatwość przemieszczania surowca. Miały one jednak wadę sezonowości i sprawiały, że skuteczność pracy uzależniona było bardzo mocno od kaprysów pogody.
Intensywna eksploatacja lasu, która w Karpatach nastąpiła w II połowie XIX wieku, wymusiła wznoszenie większych konstrukcji, do dziś mogących budzić podziw dla swych budowniczych. Rozpowszechniły się wówczas bardzo skuteczne i uniwersalne ślizgi drewniane, po mistrzowsku wykonywane przez Hucułów i Bojków. Dla zrywki drewna stosowego używano drewnianych rynien drążonych w pniach dudławych jodeł. Często taką starą dziuplastą kłodę wystarczyło przełupać na pół, by uzyskać dwie szerokie ryzy, które po wygładzeniu wnętrza stanowiły bezcenne narzędzie. Zdarzało się też, że ślizgi te wykonywano z resztek tarcicy. Nazywano je wtedy stełynamy, jako że były wyściełane okrąglakami ułożonymi w taki sposób, by tworzyły rynnę. Ich konstrukcje przybierały często formy mistrzowskie. Przykładem choćby „Ryza na Hramitnem” zbudowana w c.k. okręgu gospodarczym Hryniawa i prezentowana w publikacji powystawowej z 1894 roku we Lwowie (Acht 1898).
Łegini, szychtari i kropiwnyki
Praca przy ryzach miała swoją technologię i tradycję. Najpierw łegini, czyli huculscy drwale, robili drogę do miejsca, gdzie ściągnięte już było drewno przy pomocy capin lub spuszczone stełynamy. Droga musiała być tak dobrana, by na całej długości posiadała równomierny spadek. Stąd liczne zakręty na stokach i w kotlinach, przejścia nad parowami, potokami i skałami budowane w najwymyślniejszy sposób. Aby uścielić rzyźnie (elementy ryz), trzeba było wyrąbać krzaki, odrzucić kamienie, uprzątnąć powalone drzewa i wyrównać pagórki. Wzdłuż tak przygotowanej trasy układano kaszyci – podpory zrobione z dwu pionowych ścian okrąglaków podpartych z zewnątrz wielkimi kozłami. Pomiędzy ściany nakładano kamieni dla większej stabilności budowli. Na takich kozłach układano rzyźnie – ryzy, żłoby, zrobione z ryzinok, czyli wybrakowanych okrąglaków. Ryzy przybijano do kozłów drewnianymi tyblami. Cała konstrukcja musiała być tak wykonana, żeby zsuwające się ryzą drewno poruszało się ze stałą, ale dość dużą szybkością.
Wzdłuż ryzy ustawiali się pracownicy (szychtari). Jeden z nich, kropiwnyk, trzymał w ręku czerpak – drewnianą płaską łopatkę z jednego brzegu wyciętą „w zęby”. Służyła ona do kropienia ryz wodą, co ułatwiało poślizg, a poza tym chroniło drewno przed zapaleniem się na skutek tarcia. Zimą narzucano na ryzy śnieg i także kropiono wodą. Po zamarznięciu tworzyła się gołoledź, znakomicie ułatwiająca ryzowanie. W miejscu, gdzie ryza kończyła się progiem, drewno wyskakiwało zeń jak narciarz ze skoczni. Aby ogromna siła nie wbijała go w ziemię, układano specjalny stos, na którym lądowały ryzowane sztuki. Ten techniczny opis budowy ryzy i pracy szychtarów i kropiwnyków znaleźć można w dawnej literaturze huculskiej (Szuchiewicz 1902, Vincenz 2002).
Zaznaczyć trzeba, że cała ta praca wymagała wzorowej organizacji od początku do końca trasy i należała do najbardziej uciążliwych i niebezpiecznych. Pozwalała jednak ściągnąć drewno w okolice, skąd można było je spławiać rzeką lub potokiem. Niezbędne było też zachowanie szczególnych warunków bezpieczeństwa, gdyż sunące z wielką prędkością kłody bywały nieraz przyczyną nieszczęść. Na urazy narażeni byli kropiwnycy stojący na zakrętach trasy, gdyż często łupki czy kloce wyrzucane z ryzy szybowały w powietrzu w sobie tylko znanym kierunku. W ten sposób najlepiej było zrywać drewno korowane, czyli tzw. biłynę. (Vincenz 2002).
Najwyższej klasy urządzeniami zrywkowymi były jednak ryzy wodne, stanowiące często pokaz kunsztu ciesielskiego i dowód pomysłowości drwali. Ich konstrukcja wymagała zbudowania szczelnego koryta i skierowania doń strumienia wody z potoku. Wymuszało to na budowniczych wielką precyzję w uszczelnieniu ślizgu i wymagało uzyskania w miarę jednolitego spadku na całej długości urządzenia. Płynąca korytem woda unosiła ze sobą drewno lub też stanowiła czynnik zmniejszający tarcie.
Ryzykowne zajęcie
Praca przy ryzowaniu była pełna niebezpieczeństw, ale dawała za to możliwość zarobkowania na terenie całych Karpat. Jeszcze 80 lat temu można było spotkać Hucułów pracujących w lasach na terenie dzisiejszych polskich Bieszczadów. Sprowadzano ich w okolice Cisnej i Tarnawy Niżnej.
Do dziś w naszych górach znaleźć można pnie z tamtych czasów i zbutwiałe kłody z potężnych basztannych jodeł, które nigdy nie dotarły do tartaków. Można też natknąć się na resztki drewnianych ryz czy klauz piętrzących wodę na potokach. Śladem językowym z tamtych lat jest nazwa Portasz dla fragmentu doliny potoku Roztoki k. Tarnawy Niżnej. W języku huculskim oznaczała ona skład drewna w lesie przeznaczonego do dalszego transportu ryzami. Niestety, to już zanikające i trudne do odczytania ślady dawnej działalności leśnej w najdzikszych zakątkach Bieszczadów.
Próbę kontynuacji zrywki drewna tą techniką podjęto w latach 70. i 80. w Nadleśnictwie Lutowiska. Wdrożono tam ryzy z PCV, wykonane jako kilkumetrowe segmenty, skręcane na zrębie specjalnymi zamkami. Długość pojedynczej ryzy wynosiła 5 metrów, szerokość 35 cm, zaś waga około 30 kg. Do tej ręcznej zrywki drewna, jak określały tę pracę taryfikatory, zatrudniano robotników po specjalnym szkoleniu. Zazwyczaj ryzowanie pozwalało sprowadzić drewno do szlaku zrywkowego, rzadko udawało się tak ułożyć ciąg rynien, by surowiec lądował wprost na składzie. Było to spore przedsięwzięcie, jeśli chodzi o innowacyjność pracy w terenie pozbawionym sieci dróg i szlaków zrywkowych. Po rynnach z tworzywa sztucznego zjechały w dół tysiące kubików papierówki.
Ryzowanie miało jeszcze tę wielką zaletę, że pozwalało oszczędzić warstwę gleby i runa przed zniszczeniem. Wchodzące z czasem w użycie ciężkie ciągniki kołowe dokonywały na zrębach potężnych spustoszeń. Uniknąć ich można było właśnie poprzez ryzowanie drewna w miejscach dużej koncentracji pozyskania. Ciągi ryzowe na stokach Jawornika i Dwernika-Kamienia na terenie Nadleśnictwa Lutowiska dochodziły do 400 metrów długości i dobrze spełniały swe zadanie.
Nie nabrały jednak wielkiego znaczenia w praktyce, choć pojedynczych elementów ryz tej konstrukcji chętnie używano na niewielkich odległościach (do 20 m) przy zrzucaniu drewna stosowego ze stromego stoku do szlaku zrywkowego. Łatwiej bowiem było je „utrzymać w ryzach”, niż znosić czy też zrzucać z miejsc, do których ciągnik żadnym sposobem wdrapać się nie mógł.
Powrót do tradycji
Do tematu ręcznej zrywki, tym razem przy użyciu ryz z włókna szklanego, wrócono na terenie Okręgowego Zarządu Lasów Państwowych w Krośnie na przełomie 1988/89 roku. Projekt badawczy realizowany wówczas przez Ośrodek Rozwojowo-Wdrożeniowy Lasów Państwowych w Bedoniu dał bardzo pozytywne efekty Zaprojektowane ryzy miały szerokość 32 cm i głębokość 20 cm, co pozwalało na zrywkę standardowej papierówki. Długość segmentów ryz wynosiła 5 metrów. Były one łączone przy pomocy zamków z nakrętkami specjalnej konstrukcji, niewymagających używania klucza. Przeprowadzone wówczas analizy ekonomiczne wykazały, że w bieszczadzkich warunkach ryzy mogą być tańszym sposobem zrywki niż obecnie stosowane. Poza tym ta metoda pozwala unikać zniszczeń runa leśnego i ściółki, co w warunkach górskich lasów o charakterze glebochronnym ma wielkie znaczenie. Projekt uzyskał nawet pięcioletnie prawo ochrony z Urzędu Patentowego RP, trafił jednak na trudny okres transformacji ustrojowej i brak pieniędzy na wdrożenia, przez co na długie lata został odłożona ad acta i zapomniany (Sprawozdanie 1989).
Trudno przewidzieć, czy ryzy znajdą jeszcze kiedyś szersze zastosowanie w lasach. Jedno natomiast jest pewne, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli coś lub kogoś „utrzymać w ryzach”, nie zawsze nawet wiedząc, co owo sformułowanie może oznaczać.
Literatura:
Acht K., 1898, Powszechna Wystawa Krajowa 1894 r. Leśnictwo. Gospodarstwo lasowe, Lwów.
Kozłowiecki W., 1846, Słownik leśny, bartny, bursztyniarski i orylski, Warszawa.
Sprawozdanie 1989, Sprawozdanie z prób przydatnościowych prototypu ryzy z tworzyw sztucznych, projekt badawczy realizowany przez Ośrodek Rozwojowo-Wdrożeniowy Lasów Państwowych w Bedoniu, Bedoń.
Szuchiewicz R., 1902, Huculszczyzna, Lwów.
Vincenz S., 2002, Na wysokiej połoninie, Sejny.
Napisz komentarz
Komentarze