Po klęsce Francji w 1940 roku, polska ambasada w Bernie, była jedną z kilku zaledwie polskich placówek dyplomatycznych na terenie kontynentalnej Europy. Większość została zlikwidowana albo z powodu zajęcia kolejnych państw przez Niemcy, albo pod ich naciskiem. I tu właśnie, prawdopodobnie jeszcze na przełomie 1939 i 1940 roku, powstał pomysł ratowania – za pomocą dyplomatycznych dokumentów – osób zagrożonych w kraju, zwłaszcza pochodzenia żydowskiego.
W polskiej placówce w Bernie szybko zorientowano się, że stosunkowo najłatwiej jest zdobywać dokumenty krajów południowo-amerykańskich. Ich wiarygodność była trudna do zanegowania, a i tamtejsi dyplomaci nader skorzy do wydania blankietów in blanco w zamian za odpowiednią gratyfikację finansową. W tym pierwszym okresie kilkadziesiąt paszportów sprzedał chociażby honorowy konsul Paragwaju Rudolf Hügli. Dokumenty stały się coraz bardziej pożądanym towarem wraz z zaostrzaniem się hitlerowskiej polityki wobec Żydów. Niemcy respektowali je i zezwalali ich posiadaczom na zamieszkiwanie poza tworzonymi masowo od 1941 roku gettami, nie wymagano od nich noszenia opasek z gwiazdą Dawida.
Działalność „Grupy Berneńskiej” zintensyfikowała się po styczniu 1942 roku, gdy hitlerowcy notable na słynnej konferencji w podberlińskiej wówczas miejscowości Wansee, zdecydowali o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, a od wiosny tegoż roku w Polsce i na zajętych przez Niemców terenach ZSRR zaczęła się masowa eksterminacja Żydów. Polscy dyplomaci nawiązali wówczas kontakt z przebywającym w Szwajcarii Abrahamem Silberscheinem, działającym w założonym w Genewie Komitecie Pomocy „RELICO” stawiającym sobie za cel ratowanie ludności żydowskiej w okupowanej Europie. Były parlamentarzysta został wtajemniczony w proceder kupowania paszportów, co od 1942 roku już nie tylko ułatwiało życie w zajętych przez hitlerowców krajach, ale je ratowało. Legitymowanie się takim dokumentem zazwyczaj chroniło przed śmiercią w masowej egzekucji czy wywózką do obozów zagłady. Ich posiadacze traktowani byli na specjalnych zasadach, głównie przewożono ich do obozów internowania we Francji i Niemczech, gdzie warunki pobytu były całkiem znośne, a przede wszystkim nie oznaczały niechybnej śmierci.
Wkrótce „Grupa Berneńska” rozwinęła swą działalność na skalę masową. Paszporty kupowano od skorumpowanych dyplomatów południowo-amerykańskich hurtowo. Silberschein przekazywał do polskiego poselstwa dane osób na które miały być wystawione dokumenty, zaś Eiss organizował finansowanie całej, bardzo kosztownej akcji. Paszporty kupowano z biegiem czasu nie tylko u honorowego konsula Paragwaju, który zbił na tym wielką fortunę, ale i w innych placówkach, m.in. w konsulatach Hondurasu, Peru, Haiti i Salwadoru. Trudno dzisiaj ustalić do ilu osób trafiły „lewe” dokumenty. Silberschein w 1944 roku wspominał o 10 tysiącach, listy w archiwum Eissa obejmują około 2100 nazwisk. Duża część osób na które wystawiono paszporty zdołała przeżyć wojnę.
W szczytowym okresie działalności, w latach 1943-43, trzon „Grupy Berneńskiej” tworzyło sześć osób: czterech polskich dyplomatów oraz dwóch przedstawicieli środowisk żydowskich. W niezwykłą akcję zaangażowani byli: szef placówki i poseł RP w Bernie Aleksander Ładoś, wicekonsul Konstanty Rokicki, radca Stefan Ryniewicz, atache Juliusz Kühl, działacz syjonistyczny i przedwojenny poseł na Sejm RP Abraham Silberschein oraz żydowski kupiec i działacz społeczny Chaim Eiss.
Z członków "Grupy Berneńskiej" kilku było związanych z dzisiejszym Podkarpaciem. W wielu opracowaniach za jej lidera uchodzi zwłaszcza Juliusz Kühl. Urodził się on 24 czerwca 1913 roku w Sanoku, w rodzinie ortodoksyjnych Żydów. Po śmierci ojca, z inicjatywy matki wyjechał on w 1929 roku do Szwajcarii, by studiować na Uniwersytecie Berneńskim. Tu, w 1939 roku obronił z wyróżnieniem pracę doktorską dotyczącą stosunków handlowych między Polską a Szwajcarią. To otworzyło mu drogę do zatrudnienia w polskiej ambasadzie. Został wiceszefem Sekcji Konsularnej Poselstwa RP w Bernie. Chaim Israel Eiss z kolei urodził się, także w rodzinie ortodoksyjnych Żydów, w Ustrzykach Dolnych 16 września 1876 roku. Jego ojciec – Mojżesz, był kupcem, przykładających niezwykle dużą wagę do religijnego wychowania syna – jedynego z dziesięciorga jego dzieci, które przeżyły okres dziecięcy. W 1900 roku młody Chaim znalazł się w Szwajcarii. Początkowo myślał o studiach, życie szybko jednak zweryfikowało jego plany, zarabiał jako domokrążca, szybko dorobił się własnego sklepu. Politycznie związał się z międzynarodową, ultraortodoksyjną partią Agudat Israel, współtworząc jej szwajcarskie struktury. Posiadał – niezwykle przydatne później – szerokie kontakty w środowiskach żydowskich w całej Europie. Niedługo po rozpoczęciu wojny zajął się tworzeniem sieci kurierskiej przerzucającej korespondencję od Żydów w okupowanej Polsce do krajów zachodnich. Podkarpackie korzenie miał także sam Aleksander Ładoś. Rodzinnie związany był z Głogowem Małopolskim. O tym można przeczytać tu: Podkarpackie korzenie Aleksandra Ładosia.
Oprócz członków "Grupy Berneńskiej" wśród pośmiertnie odznaczonych Kongres USA znalazł się również Henryk Sławik. W okresie międzywojennym był on znanym działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej, dziennikarzem, redaktorem naczelnym katowickiej "Gazety Robotniczej", posłem na Sejm Śląski. We wrześniu 1939 roku znalazł się na Węgrzech, gdzie kierował Komitetem Obywatelskim ds. Opieki nad Uchodźcami Polskimi. Organizował pomoc dla internowanych wojskowych i dla uchodźców cywilnych, pomagał w przedostawaniu się na Zachód. Szacuje się, że Henryk Sławik uratował życie prawie 30 000 polskim uchodźcom, wśród których było ok. 5000 Żydów. W lipcu 1944 roku. po wkroczeniu wojsk niemieckich na Węgry, został aresztowany i zamordowany 23 sierpnia tego roku w obozie koncentracyjnym Gusen I.
Więcej o "Grupie Berneńskiej" oraz Aleksandrze Ładosiu można przeczytać tu:
i tu:
Napisz komentarz
Komentarze