Stefan Jaracz urodził się w wigilijną noc Bożego Narodzenia 24 grudnia 1883 r. w Żukowicach Starych koło Tarnowa. Był synem nauczyciela ludowego Jana Jaracza - ucznia gimnazjum w Jaśle i stypendysty seminarium nauczycielskiego w Tarnowie - oraz Anny z Kwarcianych. Mały Stefan dzieciństwo spędził w wiosce Krzyż, gdzie pracował jego ojciec. Miał sześcioro rodzeństwa, z czasem ostał się z tej gromadki sam. Był chłopakiem „charakternym”, nie unikał bójek, za co i za podarte w związku z tym ubrania dostawał od ojca częste lanie. Szkołę ludową ukończył pod bacznym okiem rodziciela. Naukę na szczeblu średnim podjął w gimnazjum w Tarnowie, skąd w siódmej klasie został relegowany za poglądy lewicowe.
Jasielski debiut
Jak sam wspominał - „Od najwcześniejszej młodości byłem rewolucjonistą”. Tylko dzięki wyrozumiałości Józefa Słowińskiego - dyrektora gimnazjum jasielskiego - rok szkolny 1901/1902 Jaracz rozpoczął w jego szkole. Podczas pobytu w Jaśle był związany z miejscowymi środowiskami lewicowymi, współorganizował tzw. Bibliotekę Prywatną, ukrytą przed władzami szkolnymi wypożyczalnię książek dla gimnazjalistów. Najprawdopodobniej też w Jaśle zaczął pisywać poezję. W 1902 r. opublikował wiersz „Promień”.
W maju 1902 r. jasielscy gimnazjaliści z teatru szkolnego pod kierunkiem profesorów Stanisława Koprowicza i Henryka Trzpisa wystawili „Wesele” Wyspiańskiego. Sztuka ta była prezentowana na scenie salki gimnastycznej, a nie, jak twierdzą niektórzy, na deskach scenicznych gmachu jasielskiego „Sokoła”, którego budowa dobiegła końca dopiero w 1903 roku.
Sztuka była prezentowana na scenie z ustawionych desek z improwizowaną kurtyną i kulisami, a aktorzy występowali w skromnych kostiumach. Jaracz ze względu na brak odpowiedniej ilości aktorów zagrał role: Nosa, Dziennikarza i Kaspra. Widz tego przedstawienia - Stanisław Pigoń - ówczesny gimnazjalista jasielski, a późniejszy wybitny historyk literatury polskiej, tak wspominał występ Jaracza:
- Jakże on grał! Nigdy później nie widziałem lepiej zagranej roli Dziennikarza. Było coś przerażająco szczerego, rozpaczliwie bolesnego w tej „spowiedzi dziecięcia wieku”, gdzie spowiadający się w chaotycznie rozwijających się obrazach: mew zagubionych na oceanach czy rąk - pochodni, zżartych przez ogień, wyrzucał z siebie podarte, skrwawione szmaty stanów duchowych, niewiary i rozpaczy.
Ten pierwszy sukces sceniczny nie szedł jednak w parze z nauką. Na koniec roku szkolnego Stefan otrzymał egzamin poprawkowy, który co prawda zdał, ale z obniżonym zachowaniem i z adnotacją jak rok wcześniej: „odchodzi bez przeszkód”, co oznaczało wydalenie. Przeniósł się do gimnazjum w Bochni, w którym zdał maturę. W tym czasie tworzył dalsze wiersze. W styczniu 1904 r. w krakowskim piśmie satyrycznym „Liberum Veto” opublikował pamflet autobiograficzny „O studencie tułaczu”. Opisał w nim ironicznie swoje losy podczas nauki w gimnazjach: tarnowskim i jasielskim, nazwanych tam Marnów i Prasło.
Mistrz sceny
Był nie tylko nieznośny, ale i dowcipny. Mieszkając kiedyś na stancji był tak głodny, że porwał gospodyni smażącego się na patelni kotleta. Pełen skruchy przyznał się nazajutrz do grzechu, ale nie zapomniał figlarnie zapytać,” czy ten kotlet był jej potrzebny”. Później podjął studia na UJ, które porzucił i „zaciągnął się” do Teatru Ludowego w Krakowie.
Występował na deskach scenicznych Poznania, Łodzi i Warszawy. W czasie I wojny światowej ewakuowany został do Rosji, gdzie grywał w teatrach polskich. Po odzyskaniu niepodległości powrócił do Warszawy. Współpracował z teatrami: Polskim, Redutą i Narodowym. Grywał też na prowincji.
Jaracz był genialnym artystą. Mógł jednak osiągnąć jeszcze więcej, gdyby nie alkohol. Przez jego nadużywanie czasami odwoływano lub przerywano przedstawienia. Pilnowano go, a krawcy i garderobiane sprawdzali jego kieszenie, czy nie ukrył tam butelki z wódką. Zdarzało się, że wpadał w tzw. ciąg alkoholowy, raz nawet z próbą samobójstwa, kiedy podciął sobie żyły i cudem go uratowano. Bardzo często po prostu … znikał. Szukano go, podawano o tym komunikaty. Po jakimś czasie znajdowano go w nędznej knajpie, zaniedbanego, w stanie depresji. Kiedy dochodził do siebie, znów był mistrzem sceny.
W 1930 r. został dyrektorem Teatru Ateneum (obecnie jego imienia) i prowadził go do wybuchu II wojny światowej. W latach 20. i 30. XX wieku wystąpił w 26 filmach. Współpracował też z Polskim Radiem w ramach realizacji słuchowisk. Zagrał w ponad sześćdziesięciu słuchowiskach. Miarą jego popularności i szacunku widzów był plebiscyt „Kuriera Porannego” z 1932 r., w którym czytelnicy wybrali go obok m.in. Marii Curie-Skłodowskiej, Poli Negri, Józefa Piłsudskiego, Ignacego Jana Paderewskiego, Janusza Kusocińskiego i Karola Szymanowskiego do „dziesiątki najwybitniejszych Polaków obecnych czasów”.
Wyciosany z twardej bryły
W pamięci bywalców teatru i krytyków teatralnych zapisał się m.in. w rolach Kalibana w „Burzy” Szekspira, Szeli w „Turoniu” Żeromskiego, Frania w „Szczęściu Frania” Perzyńskiego, Jakuba w „Głupim Jakubie” Rittnera, Smugonia w „Uciekła mi przepióreczka” Żeromskiego, szewca Voigta w „Kapitanie z Koepenick” Zuckmayera, Szwejka z „Przygód dzielnego wojaka Szwejka” Haška i wielu, wielu innych.
Został zapamiętany również z ról filmowych. Do najważniejszych należały postaci: Napoleona Bonaparte w „Bogu wojny”, Wielkiego Księcia Konstantego w „Księżnej Łowickiej”, Konstantego Kurczka w „Jego wielkiej miłości”, Mistrza Macieja w „Panu Twardowskim”. W swojej fizjonomii prostoty i przeciętności wyglądu stał się mistrzem gry i interpretacji scenicznej. Tak charakteryzował go krytyk Stanisław Marczak-Oborski: Obdarzony ciężką kanciastą sylwetką jakby wyciosaną z twardej bryły i głosem chrapliwym, ale niezmiernie sugestywnym.
W anegdocie
Grając w „Szkole żon” Moliera, zauważył, że występujący z nim aktor Władysław Lenczewski jest pod wpływem alkoholu. Im dłużej grali, tym coraz bardziej było to widać. Stawało się to coraz bardziej komiczne, stąd, nie mogący się opanować Jaracz, odwrócił się plecami do publiki, zaczął się głośno śmiać. Nie mogący już sobie poradzić z wypowiadaniem kolejnych kwestii Lenczewski, pomimo ciągłego wsparcia suflera, w końcu poddał się. Chwiejąc się, stanął przed widownią, zrezygnowany machnął ręką i wydukał: To są słowa, których wypowiedzieć niepodobna!.
Sam Jaracz też robił kolegom różne psikusy. Słynną przygodę przeżył sam Józef Węgrzyn, który podczas jednej ze sztuk osłupiał otrzymując do ręki od Jaracza czyjeś… sztuczne szczęki.
Ciekawe anegdoty na temat Jaracza przypominał inny świetny aktor, Igor Śmiałowski. M.in. i tę.: Stefan Jaracz spędzał kiedyś wakacje w towarzystwie swojej córki i Stanisława Daniłowicza w Zakopanem. Mieszkali wówczas w „Atlasie”. Pewnego ranka Jaracz „poszedł w Polskę” i zginął. Staś i Jaraczówna udali się na poszukiwanie i… odnaleźli go wreszcie u „Karpowicza”. Siedział zadumany nad niedopitym kieliszkiem. Ujrzawszy wchodzących, uniósł brew: „Stasiu – rzekł nieco schrypniętym głosem – cały dzień ciebie szukałem!”.
Wojna i obóz
Jego karierę aktora i dyrektora przerwała wojna. We wrześniu 1939 r. wraz z teatrem został ewakuowany na wschód. W okresie okupacji za nielegalne występy, budzące świadomość narodową i patriotyczną rodaków oraz w wyniku aresztowań aktorów po zabójstwie zdrajcy Igo Syma, w raz z grupą innych ludzi teatru został w kwietniu 1941 r. wywieziony do Oświęcimia.
Tak wspominał tamte czasy:
- Pisano potem o mnie, żem miał w Oświęcimiu pokrzepiający wpływ na ludzi. Nie mój był ten wpływ, dała mi go zbiorowość, jak na Pawiaku (gdzie przebywał wcześniej w tzw. „celi morderców Syma” - W. H.). Uważałem go jedynie za depozyt, który oddawałem potrzebującym go, załamującym się”. (…) I często w straszliwej ciszy setek ludzi mówiłem im wiersze. Z serca - do serc.
Działał wówczas wraz z Leonem Schillerem w nielegalnym teatrze obozowym. Recytował w nim m.in. fragmenty „Pana Tadeusza” Mickiewicza oraz wiersze Słowackiego i Konopnickiej. Kiedy został zwolniony z oświęcimskiego „piekła”, na pożegnanie powiedział do swoich kolegów: „Róbcie to dalej. Podnoście głowy”.
Śmierć i spuścizna
Po powrocie z obozu koncentracyjnego, mimo nasilającej się gruźlicy i głuchoty na jedno ucho po uderzeniu kolbą karabinu przez strażnika niemieckiego, nie zaprzestał działalności artystycznej. Brał udział w posiedzeniach konspiracyjnej Rady Teatralnej i sporo pisał. Po przejściu frontu próbował występować w Lublinie, ale rozwijająca się choroba uniemożliwiła mu dalszą pracę w teatrze. Chcąc podzielić się swym doświadczeniem i wiedzą, poświęcił się publikowaniu artykułów na tematy teatralne. Po śmierci autora wydano je w tomiku „O teatrze i aktorze”.
Zmarł na gruźlicę 11 sierpnia 1945 r. w Otwocku w wieku 61 lat. W uroczystym kondukcie pogrzebowym na lawecie armatniej odbył ostatnią wędrówkę ulicami zburzonej stolicy. Spoczął na warszawskich Powązkach. Przed „Chorążym Teatru” pochyliły się dziesiątki sztandarów i głowy tysięcy miłośników teatru i filmu. W dniu jego pogrzebu ogłoszono we wszystkich teatrach żałobę. Na zawsze pozostał w pamięci jako reżyser i aktor, odtwórca licznych ról teatralnych i filmowych.
Ciekawostką może być fakt, że córką mistrza była aktorka, Anna Jaraczówna. Przed wojną występowała w warszawskich teatrach Nowa Komedia i Ateneum. W czasie okupacji była aresztowana. Po zwolnieniu pracowała jako kelnerka. Po wojnie grała głównie w Warszawie - w Teatrze Nowym i aż do śmierci w Teatrze Ateneum - imienia jej ojca. W filmie debiutowała jako dziecko, podobnie jak jej wnuk, a prawnuk Stefana Jaracza - aktor telewizyjny, znany głównie z ról dziecięcych - Mikołaj Radwan, niezapomniany z serialu „Tata, a Marcin powiedział”.
Tekst ukazał się w nr. 5-6/2017 "Podkarpackiej Historii"
Napisz komentarz
Komentarze