Wiosną 1931 roku skandal natury obyczajowej wstrząsnął spokojnym dotąd podkarpackim miasteczkiem Pruchnik. Wydarzenia, które się w nim rozegrały na długo stały się tematem rozmów mieszkańców nie tylko miejscowości, ale także bliższych i dalszych okolic, a nawet trafiły na strony ogólnopolskich gazet.
Berta Unger, niespełna osiemnastoletnia dziewczyna, pochodziła z zamożnej, zamieszkującej podpruchnicką Węgierkę, żydowskiej rodziny. Jej ojciec Mojżesz Unger trudnił się gorzelnictwem. Dziewczyna stała bohaterką obyczajowego skandalu. Zakochała się, bowiem, z wzajemnością, w nauczycielu muzyki w miejscowej szkole, grekokatoliku, Bazylim Jaroszu, który młodej Ungerównie, udzielał także indywidualnych lekcji gry na skrzypcach.
Miłość nie wybiera
Znajomość ta trwała blisko trzy lata i nie przerwało jej nawet przeniesienie przez władze oświatowe Jarosza do innej miejscowości. Młodzi regularnie korespondowali ze sobą i utwierdzali się w swoich uczuciach względem siebie. Berta będąc osobą niepełnoletnią (pełnoletność uzyskiwało się mając dwadzieścia jeden lat) podlegała opiece rodziców, a ci nigdy nie zgodziliby się na porzucenie przez córkę religii mojżeszowej, chrzest i poślubienie katolika.
Chcąc połączyć się z ukochanym Berta Unger postanowiła, więc opuścić dom rodzinny pod pozorem odwiedzin u swojej ciotki w Tarnowie. 1 marca 1931 roku opuściła Pruchnik i zamiast do ciotki w Tarnowie udała się do znajomych Jarosza, a następnie zamieszkała w klasztorze sióstr Bazylianek w Przemyślu. Nie ukrywała się jednak i 1 kwietnia zgłosiła miejsce swojego pobytu w przemyskim biurze meldunkowym.
Zrozpaczeni rodzice, chcąc odnaleźć córkę i sprowadzić ją do domu, oskarżyli ją o kradzież pieniędzy, co skutkowało zatrzymaniem Berty przez policję i przewiezieniem jej do prokuratury w Jarosławiu. 9 kwietnia sąd grodzki w Jarosławiu zwolnił ją od zarzutu kradzieży, a sprawę upełnoletnienia przekazał do sądu w Pruchniku, zatrzymaną zaś wypuścił.
Chrzest
Podczas przesłuchania Berta oświadczyła, że podczas pobytu w przemyskim klasztorze przyjęła chrzest, a na nim imiona Jarosława Maria. Zrzekła się także wszelkich roszczeń do ewentualnego spadku po rodzicach (ci bowiem mieli grozić jej wydziedziczeniem) oraz wyraziła chęć poślubienia Bazylego Jarosza, odmawiając tym samym powrotu do domu. Po tych wydarzeniach Berta/Jarosława wraz z ukochanym odjechała do Przemyśla, gdzie powróciła do klasztoru. Rodzice jednak nie pogodzili się z takim stanem rzeczy i wkrótce uzyskali od sądu w Pruchniku nakaz doprowadzenia ich córki do domu rodzinnego.
Policja w klasztorze
W nocy z 23 na 24 kwietnia do klasztoru sióstr Bazylianek wtargnęła policja, która wyważywszy drzwi wejściowe zaczęła domagać się wydania im Ungerówny. Harmider, jaki temu towarzyszył postanowił na nogi nie tylko cały klasztor i mieszkanki prowadzonego przez siostry internatu dla uczennic szkół powszechnych i średnich w Przemyślu, ale także mieszkańców okolicznych ulic. Zgromadziła się także spora grup młodzieży ukraińskiej.
Przełożona klasztoru odmówiła wszelkich rozmów z funkcjonariuszami oświadczając, że wszelkie sprawy ma w zwyczaju załatwiać w dzień, a nie w nocy. Ci jednak, nie zważając na protesty wszczęli przeszukiwanie klasztornych budynków. Przerażone dziewczęta oraz zakonnice wzywały pomocy wznosząc okrzyki: „Bandyci!”, „Złodzieje!”. Chcąca zapobiec niepokojom Berta/Jarosława ujawniła się i zdecydowanym głosem odmówiła powrotu do domu. Jeden z policjantów pochwycił ją, a kiedy ta starała się bronić, uderzył w głowę i nieprzytomną wrzucił do dorożki, którą w towarzystwie ojca i krewnego została odwieziona do Pruchnika.
Po powrocie do domu Jarosława nie utrzymywała bliższych relacji z rodziną, odmawiała brania udziału w żydowskich zwyczajach podkreślając, że jako grekokatoliczka uważa się za Ukrainkę. Rodzice pomimo bycia ortodoksyjnymi Żydami nie czynili jej przeszkód w odbywaniu praktyk religijnych. W obawie przed porwaniem ojciec sam odprowadzał ją nawet na nabożeństwa do pruchnickiej cerkwi greckokatolickiej.
W atmosferze skandalu
Ostatecznie jednak sąd pozbawił Ungera władzy rodzicielskiej nad córką i do czasu jej upełnoletnienia wyznaczył jej kuratora w osobie znanego ukraińskiego działacza społecznego, posła do sejmu RP i jego byłego wicemarszałka, prawnika dr Wołodomyra Zahajkewycza, który już uprzednio reprezentował Ungerównę.
Postanowiono, że, aż do momentu uzyskania pełnoletności, zamieszka ona, na koszt swojego ukochanego, w klasztorze sióstr Bazylianek. W uzasadnieniu decyzji sad podkreślił, iż: „narażona jest ona na udręki moralne, na życie wśród ciągłego zdenerwowania i rozdrażnienia”. Nie bez znaczenia był także fakt sporego rozgłosu, jaki zyskała cała sprawa, która doprowadziła do silnych podziałów i animozji pomiędzy żydowskimi i katolickimi mieszkańcami Pruchnika podsycanymi przez prasę narodową, w tym wydawany lokalnie „Głos Jarosławski”, który ze szczegółami relacjonował przebieg wydarzeń podkreślając „na jakie katusze moralne i fizyczne narażona jest wśród Żydów”.
Co więcej w swoich artykułach redaktorzy „Głosu” tłumaczyli nawet, że tak naprawdę głównym motywem działania młodej dziewczyny nie była miłość do ukochanego, ale „nie zgadzanie się z żydowskim pojęciem etyki”. Posuwano się także do insynuacji, jakoby Żydzi przekupić mieli urzędników sądowych, aby ci wydali decyzję po ich myśli.
Małżeńskie szczęście i tragiczny koniec
Ostatecznie sprawa skończyła się dla obojga zakochanych po ich myśli. Po uzyskaniu pełnoletności Berta-Jarosława wyszła za mąż za Bazylego Jarosza. Razem wyjechali w Krośnieńskie. Jarosz otrzymał posadę nauczyciela w Komborni, później w Łękach Dukielskich. Urodziło im się dziecko.
Niestety, rodzinne szczęście brutalnie przerwane zostało przez II wojnę światową. Ze strzępków zachowanych relacji wiemy, że bohaterowie obyczajowego skandalu, którym emocjonowała się w 1931 roku cała Polska, zostali – wraz z dzieckiem – zamordowani przez hitlerowców. Szczegółów nie znamy. Możemy tylko przypuszczać, że zaważyło pochodzenie kobiety.
Tekst ukazał się w nr 7-8/2015 "Podkarpackiej Historii"
Napisz komentarz
Komentarze