Mirosław Surdej w tekście "Konspiracja niepodległościowa na Rzeszowszczyźnie po 1944 r." opublikowanym na portalu edukacyjnym IPN przystanek historia.pl pisze:
W październiku 1944 r., zaledwie dwa miesiące po wejściu wojsk sowieckich do Rzeszowa, w poniemieckim więzieniu na Zamku Rzeszowskim przebywało już około 200 żołnierzy Armii Krajowej aresztowanych przez NKWD lub UB na terenie całej Rzeszowszczyzny. W urągających godności ludzkiej warunkach, bici i poniżani, oczekiwali na wywózkę do sowieckich łagrów. Wobec ich dramatycznej sytuacji, przebywający nadal na wolności komendant Inspektoratu AK Rzeszów – kpt. Łukasz Ciepliński ps. „Pług”, w porozumieniu z płk. Putkiem [Józef Putek był dowódcą podokręgu rzeszowskie AK - przy. red], przeprowadził akcję rozbicia tego więzienia celem uwolnienia przetrzymywanych tam ludzi. Atak na więzienie nastąpił nocą 7 października 1944 r. W akcję zaangażowanych było ok. 80 żołnierzy AK. Kilkuosobowe patrole, uzbrojone w broń maszynową, ubezpieczać miały podejścia do Zamku, gdy tymczasem kilkunastoosobowa grupa uderzeniowa przy użyciu drabin miała sforsować wysoki mur Zamku od strony południowo-wschodniej, opanować budynek, uwolnić i ewakuować więźniów promem na drugi brzeg Wisłoka.
Już początek akcji przebiegał nie po myśli atakujących. Grupa ubezpieczeniowa Stanisława Wiśniowskiego "Kłosa" w czasie marszu na stanowiska została dostrzeżona i ostrzelana - od ulicy Szopena - przez żołnierzy sowieckich. Podobnie stało się w przypadku grupy Jana Mika "Brzostka". W dodatku na rozwidleniu ulic Szopena i Lenartowicza jeden z konspiratorów upuścił granat, który eksplodował, Zniknął więc element zaskoczenia. Kolejne patrole wdały się w strzelaniny z milicjantami i żołnierzami sowieckimi. Opanowanie zamku okazało się już niemożliwe, chociaż AK-owcy zaczynali forsowanie muru więziennego.
Dowodzący osobiście akcją kpt. Łukasz Ciepliński wydał rozkaz odwrotu, który przebiegał dość chaotycznie. poszczególne oddziały wycofywały się na własną rękę, Podczas przeprawy przez Wisłok eksplodował kolejny granat raniąc trzech żołnierzy AK, w tym lekarza Stanisława Kublina "Kraka". W swym późniejszym raporcie Łukasz Ciepliński pisał, że w walce zginęło 2 żołnierzy sowieckich i dwóch milicjantów, 12 milicjantów miało też odnieść rany. Po stronie AK poległo dwóch żołnierzy, trzeci zmarl w wyniku ran. Ranny żołnierz "Roja" został schwytany przez milicję i umieszczony w szpitalu. 14 października został jednak odbity przez Wiktora Błażewskiego "Orlika".
(s)
Napisz komentarz
Komentarze