Wykonawcy inscenizowali pracę kurierów Pony Express, indiańskie ataki na pociągi i napady rabunkowe na dyliżanse. Finalną scenę uświetniał często sam Cody, który przebrany za kowboja wjeżdżał na koniu i ratował osadnika (któregoś z widzów) - zaatakowanego wcześniej przez Indian. A wszystko okraszone przepięknymi strojami oraz opowieściami-legendami snutymi przez narratora. Widowisko obfitowało w iście „porywające i sensacyjne sceny". Rzeszowianie zobaczyli napad na pocztę, dosiadanie dzikich koni oraz inscenizacje wojennych tragedii takich jak „Walka nad Little Big Horn" czyli „Bohaterska śmierć gen. Custera", a także Buffalo Billa strzelającego z niezwykłą zręcznością na koniu pędzącym cwałem. Ponadto grupę - jak pisała prasa - „japońskich samurai, 100 amerykańskich Indian prawdziwych czerwono-skórców z wodzami, wojownikami, żonami i dziećmi". Ceny miejsc wahały się od 2 do 8 koron (jedno miejsce - 2 K, miejsce numerowane - 4 K, miejsce rezerwowe- 5 K, krzesło w loży- 8 K, loża 6 krzeseł - 48 K), co stanowiło niemały wydatek. Za przyzwoitą uchodziła wówczas miesięczna pensja 100 koron. Za dzieci do lat 10 płacono połowę. Bilety można było kupić wcześniej od godz. 9 w dniu przedstawienia. Tak wspaniały spektakl oczy rzeszowian widziały tylko raz!
William Frederick Cody vel Buffalo Bill (ur. 1846 r., zm. 1917 r.) w 1883 r. zorganizował widowisko Wild West Show, które przedstawiało wydarzenia z historii Dzi kiego Zachodu. Zanim jednak zajął się branżą rozrywkową, w wieku czternastu lat został kurierem poczty konnej, tzw. „Pony Express", następnie walczył w wojnie po stronie Unii.W 1867 r. przyszły showman rozpoczął polowania na bawoły. Był w tym tak dobry, że przylgnął do niego przydomek Buffalo Bill (od ang. buf-falo - bawół). Podobno w osiemnaście miesięcy z dwudziestoma ludźmi zabił ich 4 282! Legenda Buffalo Billa narodziła się, gdy swoje doświadczenia życiowe, wzbogacone o wymyślone wydarzenia i znanych gości, postanowił zobrazować w postaci cyrkowego show.
Przedstawienia rozpoczynały się od pokazu ujeżdżania koni przez wojskowych, Amerykańskich Indian oraz wykonawców z całego świata w barwnych strojach-Turków, Arabów, Mongołów, Gruzinów i „Gauchos" z Ameryki Południowej -odpowiedników północnoamerykańskich kowbojów. Oprócz nich show uświetniały w pewnych okresach owiane sławą postacie, takie m.in. jak wódz indiański z plemienia Siuksów - Siedzący Byk z dwudziestoma ludzi. A także Annie Oakley, która potrafiła ustrzelić papierosa z ust swojego męża albo trafiała w monetę wyrzuconą w powietrze z odległości 30 kroków.
Wykonawcy inscenizowali pracę kurierów Pony Express, indiańskie ataki na pociągi i napady rabunkowe na dyliżanse. Finalną scenę uświetniał często sam Cody, który przebrany za kowboja wjeżdżał na koniu i ratował osadnika (któregoś z widzów) - zaatakowanego wcześniej przez Indian. A wszystko okraszone przepięknymi strojami oraz opowieściami-legendami snutymi przez narratora. Początkowo Cody ze swoimi przedstawieniami jeździł tylko po Ameryce Północnej, lecz z biegiem czasu obrosły one tak wielką legendą, że w 1887 r. show zawitało do Wielkiej Brytanii i dalej w głąb Europy - od Francji po Hiszpanię i Włochy, a także Belgię, Holandię, Austro-Węgry (w tym Kraków, Tarnów i Rzeszów) oraz Niemcy.
Z relacji dziennikarza w Głosie Rzeszowskim z 5 sierpnia 1906 r. wiemy, że rzeszowianie tłumnie zjawili się na przedstawieniach. Niestety, ów dziennikarz nie był przychylnie nastawiony do całego show i pisał tak: „Na przedstawieniu Buffalo-Bill nie byłem, nie będę się chwalić nie moja zasługa, miałem bilet gratis, ale byłem przeszkodzony, i być nie mogłem (...). Gdy wróciłem o 10 godz. do domu a mieszkam w pobliżu targowicy, musiałem okna pozamykać, bo dzikie wycia rozmaitych Apaszów, Komańczów i Siouxów przyprawiły mnie o ból głowy - a było to w odległości może 2 kilometrów o cyrku" dziękowałem Bogu, że nie byłem na miejscu. Widziałem tych mniej lub więcej prawdziwych czerwono-skórców - gdy w dzień przechodzili przez targowicę- najlepiej im się podobało, że ludzi magistraccy (...) z budynku targowego wywozili z kloaków nagromadzone tam pokłady rodzimego złota w płynie - mówili że ani w Meksyku, ani w Paragwaju takich zwyczajów nie ma".
Choć show Buffalo Billa kilkakrotnie odbyło tournee po Europie, w Rzeszowie zjawiło się tylko ten jeden raz. Infrastruktura jaka mu towarzyszyła stanowiłaby wyzwanie nawet dla dzisiejszego najlepszego organizatora. Wystarczy choćby wspomnieć owe 500 koni w wagonach pociągowych!
(jw)
Napisz komentarz
Komentarze