W listopadzie 2013 roku pośmiertnie odznaczono medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata Marię i Stanisława Półzięciów z Zawadki w gminie Strzyżów. W czasie okupacji niemieckiej ocalili piątkę uciekinierów z getta we Frysztaku.
Maria i Stanisław Półzięciowie byli ubogim małżeństwem, wychowującym piątkę dzieci. Mimo, że w ich domu panowała bieda, nie wahali się przyjąć pod swój dach, mimo zagrożenia karą śmierci, ludzi uciekających przed niechybną zagładą i utrzymywać ich aż do zakończenia okupacji niemieckiej. Przez ponad dwa lata.
Eksterminacja frysztackich Żydów
Historia obecności Żydów we Frysztaku sięga XV wieku. Na przełomie XIX i XX wieku stanowili oni większość mieszkańców miasteczka. W 1893 roku mieszkało tu 1150 osób wyznania mojżeszowego, zaś tuż przed wybuchem II wojny światowej ponad 1300. W dużej mierze trudnili się oni drobnym handlem i przemysłem.
Niemieckie wojska wkroczyły do Frysztaka 8 września 1939 r. Od początku rozpoczęły się prześladowania Żydów, rabunek ich majątku, niszczenie obiektów sakralnych, zmuszanie do darmowych robót. W samym miasteczku i okolicach mieściło się kilka obozów pracy dla ludności żydowskiej. Do Frysztaka sprowadzono też wielu wysiedlonych z innych części II Rzeczypospolitej, m.in. Łodzi. Śląska i Krakowa.
W styczniu 1942 roku we Frysztaku powstało getto, w którym zgromadzono również ludność wyznania mojżeszowego z okolicznych miejscowości. Latem tego roku rozpoczęto likwidację dzielnicy żydowskiej. Pierwsza tura deportacji obejmowała 800 Żydów, w tym mężczyzn powyżej 52 roku życia i kobiety z więcej niż dwojgiem dzieci, i nastąpiła po wezwaniu Żydów przez Frysztak Judenrat do spotkania się na rynku. Większość z nich została zamordowana w lesie w Warzycach koło Jasła i pochowana tam w masowych grobach. Po likwidacji getta 18 sierpnia 1942 roku ocalałych wywieziono do Jasła, kilka dni później zaś do obozu zagłady w Bełżcu. Nieliczni, przeczuwając najgorsze, próbowali uciekać i chronić się u polskich sąsiadów.
Schronienie u Półzięciów
W lecie 1942 roku, gdy hitlerowcy likwidowali getto we Frysztaku Półzieciowie przyjęli pod swój dach Fridę Gersten i jej syna Leona, Cylę i Hermana Wizenfeldów oraz ich syna Moszego. (Frida i Cyla były siostrami, ich panieńskie nazwisko brzmiało Tepper.) Syn Marii i Stanisława Półzięciów - Czesław, w chwili wybuchu wojny miał 10 lat. Po latach wspominał w rozmowie z dziennikarką rzeszowskich „Nowin” Beatą Terczyńską:
- Mieszkaliśmy w Zawadce, koło Strzyżowa, a mama była krawcową na okolicę. Szukając materiałów, o co podczas okupacji było ciężko, poznała Fridę Gersten z Frysztaka i zaprzyjaźniły się. Kiedy pod koniec maja 1942 r. Niemcy zaczęli likwidować getto we Frysztaku, pani Frida przyszła do nas. Oczywiście jako dziecko jej rozmowy z rodzicami nie słyszałem, ale wiem, że prosiła, by ratowali życie jej, syna Leona, siostry Cyli Wizenfeld, jej męża Hermana i syna Mosze. Początkiem czerwca, pod osłoną nocy, cała ta piątka zjawiła się w domu. Mieszkali z nami 2 lata i 2 miesiące, ukrywając się na strychu i w ziemiance. Nasz drewniany dom stał pod lasem. W sąsiedztwie były tylko trzy domy.
Półzieciowie przygotowali w swoim gospodarstwie dwie kryjówki. Jedna znajdowała się na strychu a drugą była specjalnie wykopana ziemianka, która służyła w sytuacjach szczególnego zagrożenia. Taka sytuacja miała miejsce raz i omal nie zakończyła się tragicznie. Najprawdopodobniej na skutek donosu niemieckie władze dowiedziały się o prawdopodobnym pobycie w Zawadce grupy Żydów. Na szczęście Półzięciowie i ich podopieczni byli czujni.
Pewnego dnia, zaniepokojeni ujadaniem psów, Gerstenowie i Wizenfeldowie szybko zbiegli do bunkra, a Stanisław Półzięć zdążył zamaskować ich kryjówkę, zanim w obejściu pojawili się żandarmi. Gospodarz mimo porażającego strachu o siebie i najbliższych, mimo gróźb i bicia nie wydał ukrywanych. Dotrwali do końca okupacji.
Po wojnie
Po wyparciu wojsk niemieckich z tych terenów, w sierpniu 1944 r. ocaleni Żydzi mogli wreszcie wyjść z ukrycia. Najpierw wyjechali do Rzeszowa, a stamtąd na sfałszowanych dokumentach dostali się do Berlina Zachodniego, skąd po jakimś czasie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.
Rodzina Półzięciów utrzymywała listowny kontakt z ocalonymi. Czesław Półziec tak w wywiadzie dla „Nowin” opowiadał o ich dalszych losach:
- W Stanach pani Franka wyszła za mąż. Chłopaki pokończyli studia. Leon bardzo długo był dyrektorem szpitala psychiatrycznego. Ma dom na Manhattanie. Mosze syn osiadłego w Miami pana Wizenfelda, skończył fizykę. Leon i Mosze mieli dużo dzieci. Wyliczyli, że obecnie ich rodzina z wnukami i prawnukami to 52 osoby. Rodzice ocalili więc nie tylko piątkę uciekinierów z getta.
Po latach, na wniosek Leona Gerstena, w listopadzie 2013 roku Instytut Yad Vashem nadał pośmiertnie małżonkom Półzięciow tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", z rąk wiceambasadora Izraela, w rzeszowskim ratuszu odbierał go ich syn Czesław. Kilka miesięcy później został też zaproszony przez Leona Gerstena do Stanów Zjednoczonych. Gersten zmarł w 2017 roku.
Półzieciowie nie byli jedynymi Polakami w okolicy, którzy nie bacząc na grożącą im śmierć ratowali żydowskich sąsiadów. Jedną z ocalonych była Chana Bodner, pochodząca z podfrysztackiej Cieszyny. W sierpniu 1942 roku wymordowana została jej prawie cała rodzina. 9-letnia wówczas dziewczynka trafiła do mieszkającej w Jaśle Bronisławy Wydro i jej syna Józefa. Przetrwała okupację.
W 1946 roku Chana została odnaleziona przez przedstawiciela gminy żydowskiej. Człowiek, który przyjechał z Krakowa, przedstawił Wydrom upoważnienie do odebrania Chany i umieszczenia jej w żydowskim sierocińcu w Krakowie. Wraz z grupą młodzieży żydowskiej Chana przygotowywana była do wyjazdu do Palestyny. Po półrocznym pobycie w Krakowie, całą grupę przeniesiono do Austrii. Przypadkiem dowiedziała się, że jej starszy przyrodni brat Abram, o którym myślała, że jest w Związku Radzieckim, przebywa w Berlinie. Udało jej się nawiązać z nim kontakt i na początku 1947 r. przenieść się do Berlina. Wspólnie skontaktowali się z pozostałym rodzeństwem: siostrą Małką w USA i bratem Arielem w Palestynie.
Odnalezione rodzeństwo starało się ściągnąć Abrama i Chanę do swoich domów. Formalności wizowe trwały jednak bardzo długo. W tym czasie Chana zdobyła w Monachium zawód technika dentystycznego. Umówili się z Abramem, że pojadą tam, skąd wcześniej dostaną wizy. Dokumenty od brata z Palestyny przyszły szybciej. Na początku 1949 r. był to już Izrael. Z rodziną Wydrów Chana utrzymywała nieprzerwany kontakt. Dwukrotnie przyjechała do Polski.
Źródło: sprawiedliwi.org.pl
Napisz komentarz
Komentarze