Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 07:36
Reklama prosto i po polsku

19.07.1942. Egzekucja ludności żydowskiej w Radomyślu Wielkim.

19.07.1942. Egzekucja ludności żydowskiej w Radomyślu Wielkim.
Pamiątkowy obelick w miejscu zbrodni. Fot radomyslwielki.pl

   19 lipca 1942 roku Niemcy przystąpili do planowej likwidacji ludności żydowskiej w Radomyślu Wielkim koło Mielca. Tego dnia na tutejszym kirkucie zamordowanych zostało około pięciuset osób.

   Poprzedniego dnia, 18 lipca w sobotę rano, jak wspominał Eisig Leibowicz (cytat ze skrótami): 

   - Gestapowcy przybyli do Judenratu i zażądali potężnej sumy pieniędzy, by nie wysiedlać Żydów. Zaczęto zbierać pieniądze... Około 10.00 przybył lekarz i inż. Klimo z Mielca. Zaczął się werbunek [wywózka] młodych ludzi. Zdolnych [do pracy] załadowano na czekające ciężarówki. Ja byłem w pierwszej z nich. Około 14.00 pożegnaliśmy rodziny oraz miasteczko i wyruszyliśmy do Mielca. Wieczorem przyjechała kolejna ciężarówka. Wyjeżdżając wiedzieli, że Niemcy i policja okrążają miasto.

   O tym, co wydarzyło się w niedzielę dowiedziano się w Mielcu dopiero w poniedziałek, gdy do pracy przyjechali Polacy z Radomyśla:

   - W tragiczną niedzielę miasto otoczyły oddziały SS i granatowej policji. Wszystkim Żydom kazano się stawić o 7 rano na Rynku miasta wraz z całym majątkiem. Ludzi w podeszłym wieku i chorych oraz dzieci odseparowano i przeznaczono na rozstrzelanie. Pozostałych zdolnych do pracy załadowano na furmanki i wywieziono do getta w Dębicy. Wcześniej rano polecono 6 Żydom przygotowanie na kirkucie 2 dużych dołów dla osób przeznaczonych do egzekucji. (...) po selekcji na rynku w czasie której zabito kilka osób, około 500 Żydów przewieziono 20 wozami drabiniastymi na kirkut. 

   Jan Ziobroń wspominał, że furmanki jechały klucząc, tak, jakby chciały zmylić przewożonych:

   - Po rozebraniu się ofiary podchodziły po 5 osób nad grób, klękały przed nim, a gestapowcy w najbliższej odległości strzelali im w tył głowy.

   Wśród kilkusetosobowej grupy była właścicielka apteki Appel-Brandowa. Na rozkaz jednego z Niemców, aby się rozebrała i oddała pieniądze oraz kosztowności, podarła banknoty, a kosztowności porozrzucała na trawę. Za ten czyn obnażono ja siłą i pobito do nieprzytomności. Późnym popołudniem na miejsce kaźni przybył w towarzystwie żony komendanta policji Rudolf Zimmerman. Niemiec „zainteresował się” losem Appel-Brandowej. Po wysłuchaniu relacji jednego z podwładnych, wyjął pistolet i zastrzelił ją, twierdząc, że robi to z litości.

   Ci Żydzi, którzy z Radomyśla trafili do getta w Dębicy, także zostali tam wymordowani (m. in. członkowie Judenratu). Tylko niektórzy, wraz z Żydami z Ropczyc i Sędziszowa, trafili do niemieckiego nazistowskiego obozu w Bełżcu oraz innych obozów. Niewielka grupa Żydów z Radomyśla jeszcze przed eksterminacją, dokonaną latem 1942 r., została wywieziona do obozu pracy w Mielcu, gdzie zatrudniono ją przy montażu samolotów. Gdy nadciągał front, wywieziono ich do obozów koncentracyjnych m. in. na terenie Niemiec.

   Z kolei grupa około 250 Żydów, która nie stawiła się w oznaczonym czasie na Rynku, ukrywała się na terenie Radomyśla, okolicznych wsi oraz w lesie, m.in. w pobliżu Dulczy Małej, Dulczy Wielkiej, Jamy i Radogoszcza. Wielu Polaków, którzy pomagali Żydom, zosta ło za to zamordowanych m. in. we wsi Podborze Niemcy w odwecie spalili 23 domy polskich gospodarzy.W 1942 roku miały miejsce planowane obławy na ukrywających się Żydów. Wskutek kolaboracji gajowego złapano i rozstrzelano na terenie lasu, na tzw. Koziołku, grupę około 30 Żydów.

Źródło: sztetl.org.pl


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Maria Harat 15.07.2023 15:24
Chciałabym jeszcze dodać: mój Ojciec przed smiercią w szpitalu opowiedział mi straszną historię dotyczyła właśnie żydów mordowanych w Radomyślu W.Otrzymał od Niemców rozkaz wstawienia się z zaprzęgiem konnym na miejsce w Radomyślu. Okazało się, że mają wywozić zwłoki do lasu w miejscowości Piątkowiec. Również taki rozkaz otrzymał jego kolega. Wśród tych już zwłok była mała dziewczynka, jak to zobaczył esesman wziął ją za nóżki i roztrzaskał jej główkę o krawężnik. Tatuś umierający miał łzy w oczach. Zapewne ten obraz przewijał mu się przez całe życie. Po zawiezieniu tych zwłok na miejsce postanowili uciekać. Kolega został podczas ucieczki zastrzelony natomiast tatuś musiał wieś opuścić i do końca wojny się ukrywał. Zmarł w dębickim szpitalu w marcu 2000 roku. Może wartałoby do tej historii dopisać jeszcze jeden szczegół.

Maria Harat 15.07.2023 15:24
Komentarz usunięty

Mariusz 22.12.2020 09:55
Znaczna część Żydów pracujących w zakładach lotniczych w Mielcu nie została wywieziona do obozów koncentracyjnych tylko została zgładzona i zakopana na terenach północnych ówczesnego lotniska - prawdopodobna liczba to ok 800.

Reklama