19 lipca 1942 roku Niemcy przystąpili do planowej likwidacji ludności żydowskiej w Radomyślu Wielkim koło Mielca. Tego dnia na tutejszym kirkucie zamordowanych zostało około pięciuset osób.
Poprzedniego dnia, 18 lipca w sobotę rano, jak wspominał Eisig Leibowicz (cytat ze skrótami):
- Gestapowcy przybyli do Judenratu i zażądali potężnej sumy pieniędzy, by nie wysiedlać Żydów. Zaczęto zbierać pieniądze... Około 10.00 przybył lekarz i inż. Klimo z Mielca. Zaczął się werbunek [wywózka] młodych ludzi. Zdolnych [do pracy] załadowano na czekające ciężarówki. Ja byłem w pierwszej z nich. Około 14.00 pożegnaliśmy rodziny oraz miasteczko i wyruszyliśmy do Mielca. Wieczorem przyjechała kolejna ciężarówka. Wyjeżdżając wiedzieli, że Niemcy i policja okrążają miasto.
O tym, co wydarzyło się w niedzielę dowiedziano się w Mielcu dopiero w poniedziałek, gdy do pracy przyjechali Polacy z Radomyśla:
- W tragiczną niedzielę miasto otoczyły oddziały SS i granatowej policji. Wszystkim Żydom kazano się stawić o 7 rano na Rynku miasta wraz z całym majątkiem. Ludzi w podeszłym wieku i chorych oraz dzieci odseparowano i przeznaczono na rozstrzelanie. Pozostałych zdolnych do pracy załadowano na furmanki i wywieziono do getta w Dębicy. Wcześniej rano polecono 6 Żydom przygotowanie na kirkucie 2 dużych dołów dla osób przeznaczonych do egzekucji. (...) po selekcji na rynku w czasie której zabito kilka osób, około 500 Żydów przewieziono 20 wozami drabiniastymi na kirkut.
Jan Ziobroń wspominał, że furmanki jechały klucząc, tak, jakby chciały zmylić przewożonych:
- Po rozebraniu się ofiary podchodziły po 5 osób nad grób, klękały przed nim, a gestapowcy w najbliższej odległości strzelali im w tył głowy.
Wśród kilkusetosobowej grupy była właścicielka apteki Appel-Brandowa. Na rozkaz jednego z Niemców, aby się rozebrała i oddała pieniądze oraz kosztowności, podarła banknoty, a kosztowności porozrzucała na trawę. Za ten czyn obnażono ja siłą i pobito do nieprzytomności. Późnym popołudniem na miejsce kaźni przybył w towarzystwie żony komendanta policji Rudolf Zimmerman. Niemiec „zainteresował się” losem Appel-Brandowej. Po wysłuchaniu relacji jednego z podwładnych, wyjął pistolet i zastrzelił ją, twierdząc, że robi to z litości.
Ci Żydzi, którzy z Radomyśla trafili do getta w Dębicy, także zostali tam wymordowani (m. in. członkowie Judenratu). Tylko niektórzy, wraz z Żydami z Ropczyc i Sędziszowa, trafili do niemieckiego nazistowskiego obozu w Bełżcu oraz innych obozów. Niewielka grupa Żydów z Radomyśla jeszcze przed eksterminacją, dokonaną latem 1942 r., została wywieziona do obozu pracy w Mielcu, gdzie zatrudniono ją przy montażu samolotów. Gdy nadciągał front, wywieziono ich do obozów koncentracyjnych m. in. na terenie Niemiec.
Z kolei grupa około 250 Żydów, która nie stawiła się w oznaczonym czasie na Rynku, ukrywała się na terenie Radomyśla, okolicznych wsi oraz w lesie, m.in. w pobliżu Dulczy Małej, Dulczy Wielkiej, Jamy i Radogoszcza. Wielu Polaków, którzy pomagali Żydom, zosta ło za to zamordowanych m. in. we wsi Podborze Niemcy w odwecie spalili 23 domy polskich gospodarzy.W 1942 roku miały miejsce planowane obławy na ukrywających się Żydów. Wskutek kolaboracji gajowego złapano i rozstrzelano na terenie lasu, na tzw. Koziołku, grupę około 30 Żydów.
Źródło: sztetl.org.pl
Napisz komentarz
Komentarze